niedziela, 13 września 2020

"Masaryk" (2016)

Wstęp

    Dziś chciałbym przedstawić mało znany w Polsce film produkcji czeskiej, pt. “Masaryk” (czes. “Masaryk”, ang. “The Prominent Patient”). Zanim jednak przejdę do właściwej recenzji, bardzo chciałbym wprowadzić moich drogich Czytelników w klimat.

Przy okazji filmu “Kolja” (1996) rozpocząłem temat Czech. Blisko dwa lata temu, nie wywiązałem się z zadania, tak ja chciałem. Symbolicznie, obraz uhonorowanego Oscarem ® Jana Svěráka był moją ostatnią recenzją przed emigracją, a “Masaryk” jest pierwszą od blisko dwóch latach życia nad Wełtawą.

Sam film, jak i postać Jana Masaryka, mało kto w Polsce kojarzy. Wielu z nas było zapewnew Pradze wiele razy. I tyleż samo czasu spędziło w czeskich piwiarniach oraz podziwiało Zamek, górujący nad Wełtawą i Mostem Karola. Jednak, widząc to
z perspektywy człowieka, który skończył studia na Uniwersytecie Karola, znającego język czeski, a do tego dwa lata życia spędzone w Czeskiej Republice, dostrzegam znacznie więcej, niż jako przeciętny turysta w Pradze, gdy odwiedziłem to cudowne miasto po raz pierwszy w 2009 roku.

    W moim życiu, wątki czeskie były wplecione w jego przebieg jeszcze przed moimi narodzinami. Rodzina, która mieszkała przy samej granicy, wyjazdy biznesowe do Pragi, a wreszcie moje imię. Sytuacja, gdy wolność w 1988 roku w czeskiej stolicy odnalazł mój śp. Dziadek, czy też przywożone stamtąd produkty dla niemowląt, specjalnie dla mnie. A w moim przypadku, docenienie przez Czechówi moja wieloletnia kariera w krainie Szwejka … 

Gdy rok temu odwiedziłem Dublin, to autem roku wybrano tam … Škodę Superb. Poczułem się wtedy swojsko, słysząc za plecami rozmowę dwóch Czeszek: „Koukni se! Je to náš český výrobek, naša Škodinka!” w reakcji na widok plakatu na lotnisku.

Wracając do filmów, „Kolja” [http://przemeks88.blogspot.com/2018/08/kolja-1996.html] Jana Svěráka skłoniła mnie do przemyśleń. Zwłaszcza o tym, że czegoś mi w życiu brakuje.

    I część układanki nad Wełtawą znalazłem. Co do, Jana Svěráka, to przyznam, że miałem przyjemność uczestniczyć w wykładach z ówczesnym ministrem obrony, a obecnie wysoko postawionym czeskim dyplomatą. Jego ojciec, znany aktor-naturszczyk, przyjaciel Václava Havla i sygnatariusz „Karty 77” (czes. „Charta 77”) zagrał w filmie „Butelki zwrotne” (czes. „Vratné lahve”, 2007), w reżyserii Svěráka właśnie. Sam też, mieszkam w domu
u znanego artysty ze sławnej rodziny, o której jest artykuł na Wikipedii, a Czeska Telewizja nakręciła nawet film. Będąc o jedno uściśnięcie dłonio laureata Oscara Jana Svěráka, mogę powiedzieć, że pod tym kątem mam sporo szczęścia. Przy okazji wykładów z ministrem, dowiedziałem się pewnych ciekawych rzeczy, które mogłem potem zweryfikować na ekranie. W filmie „Szkoła podstawowa” (czes. „Obecná škola”), tegoż samego Jana Svěráka, którego akcja dzieje się tuż po II wojnie światowej, można zobaczyć w klasach portrety Józefa Stalina i prezydenta Edvarda Beneša obok siebie (okres 1945-1948) ...

Tło historyczne

    W tym momencie, mogę przejść do właściwej recenzji. Film, zgodnie ze swoim tytułem prezentuje losy Jana Masaryka, syna Ojca Republiki Tomáša Garrigue’a Masaryka . Fabuła skupia się na okresie, gdy Jan cierpiał na depresję, wywołaną zmianami w Europie. Chciałbym rozpocząć opis od wstępu historycznego, ponieważ ma to niebagatelny wpływ an losy głównego bohatera.

    Były to burzliwe lata 30te XX wieku, gdy do władzy w Niemczech doszedł Adolf Hitler,
a mocarstwa jak Wielka Brytania i Francja pragnęły uniknąć nowej wojny. Za wszelką cenę, nawet gdy innym przyszło ją zapłacić. Führer na samym początku dokonywał podbojów pokojowo. W 1936 roku miała miejsce remilitaryzacja Nadrenii, w 1938 roku Anschluss Austrii. Jesienią tegoż samego roku, podczas Konferencji w Monachium, gdzie udział brały Niemcy, Włochy z Benito Mussolini na czele, Wielka Brytania i Francja zgodziły się na rozbiór Czechosłowacji i przekazanie Niemcom tzw. Kraju Sudetów (niem. Sudetenland), czyli terenów zamieszkanych przez Niemców. Premierzy Wielkiej Brytanii sir Neville Chamberlain i Francji Édouard Daladier, w ramach polityki „appeasementu” postanowili odsunąć widmo wojny. Z ich punktu widzenia, cesja części terytorium innego kraju, była lepsza niż konflikt zbrojny. Francuzi i Brytyjczycy nie byli przygotowani do walki z Wehrmachtem. Woleli pójść na ustępstwa na rzecz Niemiec, co dalej ośmieliło Hitlera. Jak się potem okazało, nie udało się uniknąć tego, co nieuniknione.

Fabuła filmu

    W tym miejscu zaczyna się fabuła niniejszego filmu. Jan Masaryk (Karel Roden) z powodu bierności mocarstw popada w depresję i leczy się w Stanach Zjednoczonych. Masaryk był do czasu Konferencji w Monachium ambasadorem Czechosłowacji w Londynie, w latach 1924-1938.

Gdy tylko dowiedział się o tym postanowieniach dotyczących Sudetów, zrezygnował i pogrążyła go choroba. Co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych Jan Masaryk trafia pod opiekę Doktora Steina (Hanns Zischler), niemieckiego lekarza, który musiał opuścić Niemcy ze względu na swój homoseksualizm. Naziści prześladowali nie tylko Żydów, ale i mniejszości, w tym seksualne. Dlatego, wielu Niemców, niepasujących do polityki NSDAP musiało wyjechać. Wśród emigrantów znaleźli się również przeciwnicy polityczni Hitlera. Po 1933 roku, wyjechał m.in. Albert Einstein, ze względu na żydowskie pochodzenie, czy aktorka Marlena Dietrich, gdyż nie godziła się z polityką Hitlera.Stąd, Doktor Stein musiał wyjechać ze względu na swój homoseksualizm. W rozmowachz Masarykiem wielokrotnie wspominał o swojej pracy i cierpieniu pacjentów, którzy trafili pod „opiekę” nazistowskich lekarzy. Nadmienię, że osoby chore psychiczne i z depresjami, również padały ofiarami nazistowskiego ustawodawstwa.

    Zanim obejrzałem film, dobrze już znałem historię Jana Masaryka. Ale nie chcę przytaczać jej w całości. Odcinek jego życia ukazany w niniejszym obrazie posiada retrospekcje, gdzie możemy dowiedzieć się niektórych szczegółów. I tak, wspomniany jest ojciec Jana, Tomáš Garrigue Masaryk (Jiří Ornest) w jednej ze scen oraz dramat Monachium, zwłaszcza zdrada mocarstw demokratycznych. Z wielkich postaci, pojawia się również prezydent Edvard Beneš (Oldřich Kaiser), który przyjeżdża do Jana Masaryka. Spotkanie obu mężów stanu okazuje się kluczowe.

    Od 1940 roku, Jan pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych rządu Czechosłowacji na uchodźstwie w Londynie. Brytyjska stolica okazała się również schronieniem dla polskich władz z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem oraz premierem generałem Władysławem Sikorskim i francuskich, którym przewodził generał Charles de Gaulle.

    Poza dziejami Czechosłowacji w latach 1938-1940 oraz depresją Jana, pokazano jego życie uczuciowe i związek z Marcią Davenport (Arly Jover). Końcówka filmu daje nadzieję na przyszłość, ale kto zna historię, wie, że było to jedynie złudzenie. Reżyser skupił się przede wszystkim na wycinku życiorysu i zrobił to zgodnie ze swoją wizją artystyczną.


Karel Roden jako Jan Masaryk 

(źródło: https://www.moviezone.cz/obr/Z2FsbGVyeWFsdDIvMTk3MTYx)

Ad vocem dodam, że w rezultacie postanowień Konferencji Mocarstw z Jałty (1945 rok) Czechosłowacja znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Prezydentem pozostał Edvard Beneš, a ministrem spraw zagranicznych Jan Masaryk. W skład nowego rządu weszli komuniści, a funkcję premiera pełnił Klement Gottwald, postać negatywna w historii kraju, odpowiednik Bolesława Bieruta w Polsce, czyli stalinowski namiestnik, realizujący politykę Kremla. Współistnienie władzyBeneša i Gottwalda trwało do kryzysu w lutym 1948 roku, w wyniku którego władzę przejęła Komunistyczna Partia Czechosłowacji (cz.,sł. Komunistická strana Československa, KSČ). Prezydentem został Gottwald a niedługo potem zginął Jan Masaryk, w okolicznościach niewyjaśnionych do dziś. Edvard Beneš wybrał emigrację, gdzie zmarł jesienią 1948 roku. Na podstawie źródeł historycznych, towłaśnie Masaryk, niczym jego ojciec, miał przejąć urząd po Benešu. Tego okresu film już nie obejmuje, ale uznałem, że należy o tym wspomnieć.

    Tyle z mej strony odnośnie treści filmu oraz otoczki historycznej. Przechodząc ad rem sztuki filmowej, chciałbym skupić się na pracy ekipy, dzięki której obraz powstał i miałem możliwość go obejrzeć.

    Reżyser Julius Ševčík nie ma zbyt okazałej filmografii. Na portalu www.imdb.com można znaleźć jedynie 12 dzieł, które wyreżyserował, z czego większość to obrazy krótkometrażowe. Nie jest to oczywiście żaden zarzut, ale część analizy. Ze swojego doświadczenia naukowego wiem, że charakterystyka autora źródła, może rzucić światło na samo dzieło. Przyznam szczerze, że nie znając innych obrazów Ševčíka, nie chcę się wypowiadać o jego twórczości, a pragnę jedynie zasygnalizować czego się o nim samym dowiedziałem.

    Znacznie ciekawszą filmografię ma odtwórca roli Jana Masaryka – Karel Roden. Czeski aktor, poza filmami nakręconymi nad Wełtawą, m.in. “Lidicami” (czes. “Lidice”) z 2011 roku, pojawił się w Hollywood. Jego kariera obejmuje “Rock’n’rolla” (2008) Guy’a Ritchie’go, gdzie zagrał rosyjskiego gangstera Jurija Omovicha, “Krucjatę Bourne’a” (2004) z Mattem Damonem (reż. Paul Greengrass) , czy przede wszystkim “Hellboy” (reż. Guillermo del Torro) z 2004 roku, gdzie wystąpił w roli Grigorija Rasputina, głównego antagonisty Hellboya (Ron Perlman).

    Przyznaję, że charakteryzatorzy spisali się na medal, gdyż Karel Roden został upodobniony do Jana Masaryka. Mam wrażenie, że otrzymał sztuczny brzuch, gdyż Roden nie wygląda na mającego nadwagę na co dzień. Poza podobieństwem fizycznym, ataki depresji i halucynacje przedstawiono bardzo realistycznie. Nie każdy aktor potrafi zagrać kłopoty psychiczne, a Roden wywiera swoją grą wrażenie na widzu. Przeraża wręcz swoim realizmem w niektórych scenach. Mam wrażenie, że sam aktor, jak
i twórcy musieli skonsultować się z psychiatrami. Inaczej, nie byliby w stanie oddać nastroju głównego bohatera, który zawiódł się na sojusznikach.

    W przypadku kariery politycznej, pojawiło się pytanie o jej sens. Wielu mężów stanu w sytuacjach kryzysowych, musi mieć ten moment czy warto iść dalej. Kwestia etyki przekonań i odpowiedzialności, co okazało się bardzo trudne w burzliwych latach 30tych XX wieku. Masaryk musi podjąć decyzję, ale waha się. W grze Rodena widać te wewnętrzne pytania.

Wspomniałem wcześniej o miłości głównego bohatera. W scenach z Marcią, widać “chemię” między nimi. Wedle źródeł historycznych związek z Amerykanką był bardzo poważnym uczuciem. Niestety, nie udało im się pobrać, ze względu na jego śmierć, ale już
a posteriori wydarzeń przedstawionych w filmie.


Oldřich Kaiser jako prezydent Edvard Beneš 

(źródło: https://www.moviezone.cz/obr/Z2FsbGVyeWFsdDIvMjAzMTI3)

    W roli Edvarda Beneša wystąpił Oldřich Kaiser, którego kojarzę z filmu „Obsługiwałem angielskiego króla” (czes. „Obsluhoval jsem anglického krále”) w reżyserii Jiřígo Menzela. Ekranizacja powieści Bohumila Hrabala, którą miałem przyjemność obejrzeć (a książkę przeczytać), przyczyniła się do tego, że rozpoznałem Kaisera
w roli bohaterskiego prezydenta. Jest to rola drugoplanowa, ale ważna
w kontekście całej historii. Jego pojawienie się, niemalże Deus ex machina, zmienia wiele w fabule. Daje nadzieję, której brakowało. Przywiodło mi na myśl, niejako pojawienie się Napoleona w „Panu Tadeuszu”, co także pokrzepiło serca, choć Adam Mickiewicz wiedział, jak ostatecznie skończyła się historia „małego kaprala”.

Doktor Stein, czyli Hanns Zischler jest oddanym sprawie lekarzem. Opiekuje się Masarykiem, chce pomóc, mimo kłótni, gdzie obaj panowie się posprzeczali i doszło do ostrej wymiany zdań. Zischlera kojarzę z nominowanego do Oscara (R) filmu Agnieszki Holland „Europa, Europa” (1990), gdzie wystąpił w roli Hauptmanna. Przejrzałem jego filmografię i drugim najbardziej znanym obrazem w dorobku jest “Monachium” (ang. “Munich”) Stevena Spielberga. Zabieg Ševčíka, żeby każdą narodowość grał aktor będący jej przedstawicielem, dodaje filmowi wiarygodności. Niemiec grający niemieckiego lekarza, który mówi po angielsku z akcentem, jest pozostanie wiernym faktom. Podobnie

Czesi w rolach czeskich postaci. Amerykanie nie byliby w stanie tego zrobić, co brzmi stucznie, jeśli np. Anglik mówi w amerykańskim stylu.

Jednakże, nie zawsze tak się postępuje, gdyż pragnę przywołać Arly Jover, fracuską aktorce w roli Marcii Davenport. Francuzkę kojarzę z jej wcześniejszych filmów, takich jak “Blade wieczny łowca” (ang. “Blade”, 1998, reż. Stephen Norrington ) oraz “Dziewczyna z tatuażem” (ang. “The Girl with the Dragon Tattoo”, 2011, reż. David Fincher) , gdzie wystąpiła w cieniu Rooney Mary, Daniela Craiga, Christophera Plummera I Stellana Skarsgårda. Tu pojawia się w roli epizodycznej, a mając w pamięci dalsze losy głównego bohatera, powinna była mieć poświęcone więcej miejsca.

Odnośnie pozostałych aktorów, to jako ciekawostkę, chciałbym odnotować, że zagrała w niniejszym obrazie słynna czeska modelka Eva Herzigová, którą pamiętam z połowy lat 90tych w polskiej telewizji i francuskiej komedii „Anioł Stróż” (franc. “Les Anges gardiens”) “ z Gerardem Depardieu.

    Muzyka Michała Lorenca („Psy”, „Zabić Sekala”, „Bandyta”) ilustruje doskonale całą historię. Motyw główny, przywodzi mi na myśl spacery jesienią w Pradze. Plac Wacława (czes. Václavské náměstí) czy Most Karola (czes. Karlův most ) w październiku widzę oczami wyobraźni, gdy słyszę muzykę Lorenca. Jest tam sporo podobieństw do innych ścieżek dźwiękowych tego kompozytora. Zwłaszcza, fragmenty, gdzie słychać solo na trąbce. Motyw przewodni można przesłuchać po kliknięciu niniejszego linku: https://www.youtube.com/watch?v=nNf0Js25aRQ .

    Zdjęcia autorstwa Słowaka Martina Strby są również mocną stroną filmu. Z twórczością tegoż operatora zetknąłem się wcześniej, przy okazji “Zabić Sekala” (czes. “Je treba zabít Sekala ”, 1998, reż. Vladimír Michálek) z Bogusławem Lindą oraz Olafem Lubaszenką w rolach głównych oraz “Chłopaki nie płaczą” (2000, reż. Olaf Lubaszenko). Strba bez zarzutu zilustrował całą historię pięknymi zdjęciami. Surowa Praga. metaliczna poświata, dynamiczne ruchy kamery, a jednocześnie wyostrzenie twarzy bohaterów, dodają filmowi swoistej oryginalności. Choć, Ševčík nakręcił swoje dzieło nad Wełtawą, to wykonanie jest iście hollywoodzkie. Technicznie nie mam zarzutu, gdyż dźwięk również nie pozostawia wiele do życzenia.

    Bardzo zdziwiłem się , gdy dowiedziałem się, że cały film powstał w Pradze. Czeska stolica zagrała samą siebie, ale też Londyn i Nowy Jork. Do tego doszły efekty specjalne, wysokiej klasy. Czesi pokazali, że w naszej części Europy też można stworzyć CGI, które nie wygląda sztucznie. Londyn, Nowy Jork, szpital psychiatryczny, czy tłumy Czechów pod Zamkiem (Hrad) na Hradčanach. Wedle informacji w prasie, była to superprodukcja I każdą zainwestowaną koronę widać.

Podsumowanie

    Podsumowując, Julius Ševčík nakręcił perfekcyjnie wykonany film biograficzny. Hollywoodzki styl i doskonali czescy aktorzy w rolach głównych, wsparci kolegami po fachu z innych krajów. Portret postaci tragicznej, postawionej w obliczu wezwania w niełatwych czasach. Człowieka, który się załamał, ale nie poddał. Nie został jak ojciec postacią pomnikową, niemalże bez wad, ale nie udało mu się osiągnąć więcej, przez niesprzyjające okoliczności. Film posiada również skazy. Przede wszystkim, co jest moją subiektywną oceną, zbyt skupiono się na samej depresji, a za mało było działań Masaryka jako polityka. Humanizm postaci jest ważny, ale wolałbym szersze spektrum historyczne. Tym bardziej, że gdy film miał premierę, a mieszkałem wtedy w Pradze, w księgarniach pojawiał się książka „Edvard Beneš - Drama mezi Hitlerem a Stalinem„ autorstwa Antoine’a Marésa. Właśnie ten dramat Czechosłowacji w latach 1938-1945 należałoby przedstawić w filmie. Tutaj Masaryk i Beneš odgrywali kluczową rolę. Reżyser miał swoją wizję, a ja mam subiektywne zdanie na jej temat.

    Filmu „Masaryk” nie uważam za wiekopomne arcydzieło, lecz bardzo dobry obraz biograficzny, gdzie zabrakło mi szerszego spektrum. Hollywoodzki rozmach, doskonałe aktorstwo, perfekcyjna strona techniczna i cudowna muzyka. Jednak, w porównaniu do innych biografii, np. „Gandhi” (1982) w reżyserii Richarda Attenborough z sir Benem Kingsley’em w roli tytułowej, czy „Jak zostać królem” (ang. „The King’s Speech”, 2010) z Colinem Firthem jako Jerzym VI, gdzie podobnie jak tutaj, pokazano wycinek biografii. Tam jednak, wpisano ten wycinek w szersze tło wydarzeń, które wstrząsnęły światem.

Mimo wszystko, nie chcę deprecjonować dzieła Juliusa Ševčíka, zwłaszcza, że śmierć Jana Masaryka pozostaje nierozwikłaną do dziś zagadką. Daje także do myślenia, dlaczego w Polsce, gdzie mamy możliwość nakręcenia filmów z większym rozmachem, jakoś się to nie udaje. Na deser 12 czeskich Lwów (czes. Český lev) na 14 nominacji, w tym za najlepszy obraz, reżyserię, główną rolę męską, muzykę i zdjęcia.

Finis coronat

Moja ocena: 8.5/10


Post Scriptum


De Historiae Cinematei Bohemiae


    Postaram się opisywać więcej czeskich filmów, z racji, że mam do nich lepszy dostęp niż w Polsce, znam trochę język czeski, tak więc nie potrzebuję tłumaczenia, a po trzecie, omija nas wiele perełek.

    Na moje szczęście, znam na tyle język czeski, że mogę swobodnie oglądać tutejszą kinematografię i przybliżać moim drogim Czytelnikom wiele ciekawostek. Teraz, zastanawiam się, który film idzie na warsztat w następnej kolejności. Tydzień temu obejrzałem “Malowanego ptaka” (czes. "Nabarvené ptáče", 2019) w reżyserii Václava Marhoula na podstawie powieści pod tym samym tytułem Jerzego Kosińskiego wydanej w USA jako “The Painted Bird” (1965).

Strony WWW odnośnie filmu „Masaryk” po czesku:

https://www.csfd.cz/film/134042-masaryk/prehled/

https://film.moviezone.cz/masaryk/

Polecam film „Rozmowy z Masarykiem” (czes. “Hovory s TGM”), reż. Jakub Červenka , 2018, gdzie przedstawiony fragmenty rozmów pisarza Karel Čapek (Jan Budař) i prezydenta Tomáša Garrigue’a Masaryka (Martin Huba) w roku 1928.


De Historiae Bohemiae


Zainteresowanych historią przedstawioną w filmie, polecam lekturę kilku poniższych książek:

• François Fejtő, Praski zamach stanu 1948, Warszawa 1990

• Vladimír Liška, Jan Masaryk - Tajemství života a smrti , Praga 2018

• Vladimír Liška, Prezidenti, Praga 2018



Plakat filmu 

(źródło: https://img.csfd.cz/files/images/user/profile/161/608/161608481_61d277.jpg)

niedziela, 26 sierpnia 2018

"Kolja" [1996]

W ostatnim czasie nie miałem przyjemności napisać kolejnych recenzji. Wynikało to z wielu przyczyn, które pominę. Natomiast, widziałem wiele interesujących filmów. Tradycyjnie brytyjskich, ale też czeskich. Nowa miłość, nowy kraj, gdzie pewnie spędzę znów wiele miesięcy, ale to jeszcze niepewne. Dlatego też, recenzje filmów nakręconych nad Wełtawą będą równie ciekawe jak te znad Tamizy. 

Kino czeskie jest w Polsce stosunkowo dobrze znane. „Dobry wojak Szwejk”, Jiří Menzel, Miloš Forman i Bohumil Hrabal. Także Václav Havel i inni twórcy, zwłaszcza Jan Svěrák i jego ojciec Zdeněk Svěrák. Te postaci zna każdy kinoman. Promuje ich także Mariusz Szczygieł. A jak jest 
w rzeczywistości? 

Wiele z nas było w Pradze. Piękne miasto, mili ludzie, tanie piwo … lecz nie każdy, jak ja, czy wspomniany Mariusz Szczygieł poznał Czechy z prawdziwej strony. Nie atrakcje turystyczne,
nie puby z piwem za kilka euro (x 23-24 i będzie rachunek w czeskich koronach). Ale ze strony czeskiej, jako mieszkaniec. Który zna czeski i rozumie mentalność. Być może kiedyś napiszę na ten temat felieton, gdyż moja publikacja naukowa ukaże się niebawem. Jedynie napiszę, że Czesi, mimo wszechogarniającego ateizmu, wliczają się do tzw. „protestanckiej kultury społeczeństwa mieszczańskiego”, co jest wynikiem wojny trzydziestoletniej (1618-1648) oraz panowania Habsburgów. Przyjęli oni pewne cechy niemieckie, ale zachowując umiar i rozwagę. Są tacy słodko-gorzcy, jak w prozie Bohumila Hrabala. A jeśli pozna się ich lepiej i przekroczy pewną barierę, to jest łatwiej potem. Tylko, że z tym trzeba się urodzić, bo nie da się tego nauczyć. A więc, przejdźmy dalej. 

Dziś zajmę się filmem „Kolja” z 1996 roku. Reżyser i scenarzysta Jan Svěrák („Szkoła podstawowa” oraz „Butelki zwrotne”) w głównej roli obsadził swojego ojca Zdenka Svěráka. Pamiętam, gdy Canal+ w 1996 roku nadawał pasma odkodowane, to widziałem zapowiedź tegoż obrazu. Od 1996 roku do stycznia 2017 r. czekałem, żeby go obejrzeć. Sam film nabyłem w Pradze. Kosztował 50 CZK, czyli ok. 9 PLN. Było warto czekać i go obejrzeć. Pamiętam, że mój śp. Dziadek chciał mnie
i brata na ten film zabrać do kina w 1997 r., ale nie wpuszczono nas (chyba wymagane było 15 lat, ale sam uważam, że powinno być raczej 18 z dzisiejszej perspektywy). 

Akcja filmu „Kolja” dzieje się w Czechosłowacji u schyłku lat 80tych. Praga, choć piękna, ujęta została tak surowo, metalicznie szaro. Jak to socjalizm jest widziany obecnie, choć z perspektywy osób, które wtedy były młode, mimo kryzysu, wcale tak szaro nie było. 

Zdeněk Svěrák i Andriej Chalimon - František Louka i Kolja 
(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/ph/05/30/530/723286.2.jpg) 

František Louka (w tej roli Zdeněk Svěrák) jest kawalerem grubo po 50stce. Mieszka sam w lokum,
z którego okien widać Hradčany). Dorabia w orkiestrze pogrzebowej, sypia z różnymi kobietami, zwłaszcza z Klarą (Libuše Šafránková) … nie ma w życiu celu, odkąd odszedł z filharmonii. Zwolniony. Życie płynie w ten monotonny sposób, a jedyny brakująca rzecz to pieniądze.
Na trabanta. 

Pewnego dnia, František otrzymuje propozycję. Za fikcyjny ślub z obywatelką ZSRR – Nadieżdą (Irina Livanova) otrzyma pieniądze. Rosjanka zaś, obywatelstwo Czechosłowacji i możliwość stałego pobytu. Nasz bohater godzi się na to, za co otrzymuje pieniądze. Nadieżda znika, gdyż wyjechała do RFN, a jej synem, czyli tytułowym Kolją (Andriej Chalimon) zajmuje się babcia. Wszystko wraca do normy, a František kupuje trabanta kombi. Idylla nie trwa długo. 
Babcia Kolji umiera w szpitalu, a František jako formalny opiekun dziecka, musi zająć się chłopcem. Obaj nie znają wspólnego języka – Czech mówi po czesku, Rosjanin po rosyjsku. Dziecko burzy monotonne życie głównego bohatera. Na dodatek, interesuje się nim StB (czechosłowacka Służba Bezpieczeństwa). František jako stary kawaler musi nauczyć się odpowiedzialności za młodego pasierba, czyli coś, czego nie musiał nigdy robić. Jego życie nagle zyskuje cel. A potrzeba posiadania trabanta, okazuje się nie być tą jedyną. František musi sobie poradzić z nową sytuacją, co śmieszy, ale też wzrusza. Zakończenie nie jest takie oczywiste, jak może się wydawać. 

W „Kolji” siłą filmu jest historia w nim zawarta. Ale, doskonale zagrana przez Zdenka Svěráka
i odtwórcę tytułowej roli Andrieja Chalimona. Aktorstwo czyni ten film ponadczasowym
i wychodzącym poza ramy samych Czech. Uniwersalność obrazu Jana Svěráka powoduje, że można się utożsamiać z postaciami, których losy są w nim przedstawione. Ilu z nas odczuwa nieświadomie brak czegoś? Ilu z nas musi dostosować się do nowej rzeczywistości na pewnym etapie życia?
Ilu z nas zaczyna coś lepszego, po uzmysłowieniu sobie czego nam brakowało? Sądzę, że każdy
z nas. Niezależnie, czy ma 50 lat, mieszka w Pradze i innych okoliczności. 

Florian Znaniecki, Janusz Korczak, czy Barbara Szacka wskazywali na środowisko wokół człowieka, które go kształtuje. Na determinowanie potrzeb. František nie czuł z początku samotności. Miał Klarę, pracował, ale wraz z pojawieniem się Kolji, musiał zacząć od nowa. I to mu się udało.
Z problemami, ale jednak. Zmienił się na lepsze. Osoba, która to czyni. Dziecko, ukochana … każdy kogoś takiego w życiu ma. I swoje miejsce, gdzie dopiero wszystko jest zgrane. Gdzie czuje się szczęśliwym. 

Dlatego też, aktorstwo w tym filmie jest tak ważne. Zdeněk Svěrák i Andriej Chalimon stworzyli niezapomniany duet. Odegrali swoje role w sposób perfekcyjny, prowadząc do utożsamienia się z ich historią, tak uniwersalną. Pozostali aktorzy, Irina Livanova, Libuše Šafránková, czy nawet Ladislav Smoljak w roli Houdka, przyjaciela Františka, dodali „Kolji” uroku. Byli drugoplanowymi postaciami. Podobnie jak wydarzenia w tle – protesty na Placu Wacława (czes. Václavské náměstí)
w centrum Pragi, bądź charakterystyczne dla obrazów Jana Svěráka ujęcia pociągów jadących przez pola o zachodzie słońca. W jego dwóch innych filmach, które obejrzałem było podobnie. 

Zdjęcia autorstwa Vladimíra Smutnego („Wychowanie panien w Czechach”, „Butelki zwrotne”) są piękną ilustracją dla „Kolji”. Obrazy kolejowe – pociąg na tle zachodu słońca na bezludziu, przypomina mi obrazy impresjonistów. Edgar Degas, Claude Monet, Auguste Renoir, czy ich kontynuator – Vincent van Gogh przychodzili mi na myśl w tych ujęciach. W innych, metaliczne przedstawienie Pragi, z kolei bliższe było surowości. Ta poświata dodawała tajemniczości. Scena
w metrze na linii B, czyli żółtej, gdy Kolja zgubił się. Wzruszająca dzięki pracy kamery. Przechodzenie od Františka do Kolji – coś pięknego. A nakręcono ją na stacji Moskevska, czyli Anděl, gdzie wielokrotnie się przesiadałem i spędziłem miłe chwile. Stąd, pewne miejsca odczuwam dosyć osobiście. 

Reżyser Jan Svěrák i operator (przy kamerze) Vladimír Smutný
(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/ph/05/30/530/723302_1.2.jpg) 

Muzyka Ondřeja Soukupa jest spokojna i bardzo melancholijna. Przypomina mi spacery jesienią
po Pradze. Z jednej strony, poważne motywy („Spolu”), z drugiej zaś wesołe melodie („Půjdeš
k hrobníkovi”). Budują nastrój w odbiorze. Muzyka jest jak ten film – komediodramat, gorzka komedia. Gdy jest smutno, to kompozycja Soukupa powoduje łzy, gdy wesoło – radość. Jak życie,
co Czesi dobrze rozumieją. 

Od strony technicznej, nie mam żadnych zastrzeżeń. Jest to film wykonany doskonale. Zdjęcia, montaż, scenografia i dźwięk nie pozostawiają wiele do życzenia. Ale, nie ma tu miejsca przerost formy nad treścią. 

Podsumowując, ponadczasowość historii i jej uniwersalność, wraz ze znakomitym aktorstwem oraz montażem bez zarzutu, czynią „Kolję” jednym z najlepszych filmów lat 90tych na świecie. Wartym obejrzenia przez ludzi z różnych kultur. Dostrzeżonym również w Hollywood – Oscar (R)
za najlepszy film nieanglojęzyczny w 1997 roku. A jednocześnie, doskonałym obrazem czeskiej mentalności, gdzie umiarkowanie ujęto w kategorii komediodramatu. Podczas następnej wizyty
w Czechach, spotykając swoich czeskich przyjaciół, poczuję się jakbym był w filmie Svěráka. Poczuję się jakbym na odżył, niczym 
František. 

Moja ocena: 
10/10 




(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/po/05/30/530/7786904.2.jpg) 

piątek, 23 września 2016

"Gliniarz" ("The Cop") [2011]

Po ponad roku ciszy wracam z kolejną recenzją. Tym razem będzie to film „Gliniarz” (ang. „The Guard”) z roku 2011. Obraz mało w Polsce znany, gdyż nie pojawił się w kinach, a trafił do dystrybucji DVD nakładem Monolith Films. Dowiedziałem się o nim na filmweb.pl, śledząc filmografię Brendana Gleesona („Troja”, „Braveheart”, „Harry Potter”), który w „Gliniarzu” gra główną rolę. Swoją kopię nabyłem poprzez stronę internetową saturn.pl i płyta dotarła do mnie
aż ze Szczecina. Nie żałuję tych kilku wydanych złotych. 

Patrol Gardai
(źródło: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/5/5e/Irish_police_on_lunchbreak.jpg) 

Na samym początku chciałbym wyjaśnić pewną sprawę. Otóż, w Republice Irlandii nie ma policji. Wydaje się to dziwne, lecz jej funkcję pełni formacja o nazwie Garda Siochana, czyli Straż Pokoju. Nazwa formacji policyjnej wynika z pobudek ideologicznych. Wraz z powstaniem Wolnego Państwa Irlandzkiego (ang. Irish Free State), Irlandczycy postanowili pozmieniać wiele nazw angielskich na celtyckie. Stąd, prezydent, premier, parlament, a nawet wiele innych urzędów nosi nazwy inne niż angielskie. Lecz, język dawnych ciemiężycieli wciąż pozostaje oficjalną mową w Republice Irlandii. Angielska „Police” została „Gardą”. Na jednego policjanta mówi się „Garda”, a liczba mnoga to „Gardai”. Dlatego, tytułowy bohater na mundurze wyszyte ma irlandzkie słówko. A radiowozy
i komenda posiadają tablice w języku celtyckim. Nie jest to nic fikcyjnego. Więcej o wojnie
w Irlandii napisałem przy okazji recenzji „Wiatru buszującego wjęczmieniu”. Tam polecam zapoznać się z paroma informacjami. Ciekawostką będzie, że oba filmy łączy coś więcej niż miejsce akcji.
Brendan Gleeson jako sierżant Gerry Boyle
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253506.2.jpg) 

W okolicy Limerick (o czym wzmianka pojawia się w filmie) dochodzi do tajemniczego morderstwa. Gerry Boyle (Brendan Gleeson) to lokalny Garda o dosyć specyficznych metodach i gorzkim zachowaniu. W dniu znalezienia zwłok pojawia się w mieście nowy funkcjonariusz, a także przybywa agent FBI Wendell Everett (Don Cheadle). Amerykanin chce nawiązać współpracę
z Irlandczykami, ponieważ do Limerick przybywa szajka groźnych handlarzy narkotyków, złożona
z czterech osób. A raczej trzech, gdyż zwłoki ujawnione na początku, należały do jednego
z członków gangu. A wraz ze zniknięciem nowego Gardy zaczyna się cała intryga. Amerykanin sam nie daje rady, a Boyle mało się interesuje wszystkim. Oczywiście do momentu zaginięcia swego funkcjonariusza Aidana McBride’a (Rory Keenan), o którego dopytuje się jego żona z Chorwacji – Garbiela (Katarina Cas). Wtedy sytuacja nabiera innego znaczenia. Na dodatek następuje pogorszenie się stanu zdrowia matki Boyle’a (Fionnula Flanagan), a wieść o wspomnianych wcześniej handlarzach narkotyków dokonuje w nim przemiany.

Don Cheadle jako agent Wendell Everett
http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253503.2.jpg

Wtedy Boyle zaczyna działać i pomaga Everettowi dorwać trzech przestępców, którzy
w międzyczasie przekupują lokalną Gardę. Zaczyna się robić ciekawie, tym bardziej, że głównych adwersarzy grają Liam Cunnigham i Mark Strong. Od tego momentu, jest metoda w szaleństwie.
Martin McDonagh, prywatnie brat Johna McDonagha, reżysera słynnego „Najpierw zwiedzaj, potem strzelaj” oraz „7 psychopatów”, Irlandczyk z pochodzenia, kręci filmy w podobnym stylu do krewnego. Cała uwaga koncentruje się na aktorach.

Brendan Gleeson („Troja”, „Braveheart”, „Harry Potter”) w roli głównej nawiązuje do „Najpierw zwiedzaj, potem strzelaj”, tzn. jego bohater jest złowieszczy, śmieszny, nic go nie interesuje.  Jest gorzki i nastawiony czasami na przyjemność. Przeciwieństwo jego bohatera ze wspomnianego filmu. Tu dochodzi do przemiany. Z niepozornego otyłego Gardy zmienia się w żądnego ofiar bohatera. Gleeson swoimi gagami, zachowaniem i sposobem mówienia kradnie show. Zasłużona nominacja do Złotego Globu (R).

Don Cheadle („Hotel Rwanda”, „Iron Man 3”, „Ocean’s 11”, „Traffic”) w roli agenta FBI, któremu jedynemu zależy na rozwiązaniu śledztwa. Stara się, ale Boyle się tym mało interesuje, a lokalna Garda również nie wykazuje pośpiechu. Pełen energii i niezrażony niepowodzeniami. Trafia np. do gaelickiego okręgu, gdzie nikt nie mówi po angielsku. Wykazuje chęć dorwania gangu, a po jakimś czasie znajduje pomoc Boyle’a.

Liam Cunnigham jako Francis Sheehy
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253512.2.jpg) 

Liam Cunningham („Wiatr buszujący w jęczmieniu”, „Gra o tron”) w roli herszta bandy Francisa Sheehy. Groźny, bezwzględny, ale i pocieszny. Jak cały film. Irlandczyk z krwi i kości, który dogryza Clive’owi Cornellowi z Anglii z powodu jego pochodzenia. Inny niż uwielbiany „Cebulowy rycerz”, ser Davos z „Gry o tron”. 

Mark Strong jako Clive Cornell
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253504_1.2.jpg)

Mark Strong („Sherlock Holmes”, „Robin Hood”, „Syriana”, „RocknRolla”, "Kick-Ass") kolejny raz w roli czarnego charakteru. Zły Anglik Clive Cornell w Irlandii, który denerwuje swoich kompanów. Bezwzględny i niezbyt czarujący. Dobra rola, lecz nie wyróżnia się na tle pozostałych. Strong pasuje do grania postaci negatywnych, ale to nie pokazał pełni swoich możliwości.

Fionnula Flanagan nie była mi wcześniej znana. Jednakowoż, dwa tygodnie wcześniej obejrzałem film pt. „Martwy farciarz” (ang. „Waking Ned Devine”) z 1998 r. W komediowej historii o  wygranej na loterii przez osobę zmarłą, pani Fionnula zagrała żonę jednego z głównych bohaterów.
Co ciekawe, „Martwy farciarz” jest filmem irlandzkim, nakręconym na … Wyspie Man. W roli matki tytułowego „Gliniarza” okazała cały swój talent komiczny.

Trzej bandyci 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253511.2.jpg) 

Zdjęcia Larry’ego Smitha to kolejny plus filmu, ale zaraz za aktorstwem. Operator z filmów takich, jak „Oczy szeroko zamknięte”, czy „Kalwaria” pokazuje Irlandię w metalicznej poświacie. Kamera czasem jakby nie była stabilna, lecz to zamierzony efekt. Taki uprawdopodobnienie filmu, jak gdyby widz był na miejscu.

Irlandia gra rolę drugoplanową w „Gliniarzu”. Zielone pola, skaliste wybrzeża, pełna surowość. Czyste piękno. Tak określić można akcję wkomponowaną w niesamowite didaskalia. Operator uchwycił krajobraz Eire (Irlandia w języku gaelickim).

Brendan Gleeson w roli Gerry'ego Boyle'a z Irlandią w tle
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/71/85/547185/253525.2.jpg) 

Muzyka zespołu Calexico niestety nie ilustruje odpowiednio obrazu. Szkoda, wielka szkoda. Jestem trochę melomanem, stąd smuci mnie brak odpowiedniej ścieżki dźwiękowej.

Podsumowując, nakręcony małym kosztem, miejscami denerwujący ze względu na pewne braki scenariuszowe. „Gliniarz” mimo wszystko wart jest polecenia, tym bardziej, że o irlandzkim kinie mało się słyszy. Unikat na dużą skalę. Wybuchowa para, ale pozbawiona schematów, niczym „Zabójcza broń”. Przeciwieństwa się przyciągają i ma to zastosowanie w tym obrazie.

„Najpierw zwiedzaj, potem strzelaj”, „7 psychopatów” i „Gliniarz” stanowią ciekawą „trylogię” braci McDonagh. Doskonali aktorzy, niestandardowe historie, groza, ale pokazana w sposób groteskowy. Martin McDonagh postawił tutaj na relacje między głównymi bohaterami. Nieokiełznanym Irlandczyku i ułożonym Amerykaninie, który na dodatek jest czarny. Są sceny zabawne, ale
i straszne. Bracia McDonagh potrafią napisać czarne komedie, które choć popcorn erami nazwać ich nie można, to jednak zapamiętać je warto.

Szkoda tylko, że „Gliniarz” nie jest w Polsce filmem znanym. Cyniczny Brendan Gleeson, przestępcy, którzy rozprawiają o filozofii, a fabuła dotycząca poważnej sprawy, jaką są narkotyki, lecz z przymrużeniem oka. Na szczęście, Monolith wydał tenże film na DVD i tak na niego trafiłem, choć zareklamował mi go Filmweb.pl w rubryce o ciekawych obrazach, niepokazywanych w kinach, a szkoda.

Moja ocena: 8.5/10.


Plakat filmu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/71/85/547185/7435976.3.jpg)

sobota, 21 lutego 2015

"Święty" (1997)

Dziś, wracamy na Wyspy Brytyjskie. Choć nie tylko tam. Na "warsztat" idzie film Phila Noyce'a ("Czas patriotów", "Polowanie na króliki", "Salt") będący remakiem słynnego serialu z lat 60-tych i 70-tych. Ile wspólnego mają oba dzieła, czy też co je przede wszystkim różni, znajduje się poniżej. 
Najpierw, trochę informacji o pierwowzorze. 

Cztery dekady temu sir Roger Moore wcielił się w rolę Simona Templara, czyli "Świętego" (ang. "The Saint"). Był kimś na wzór prywatnego detektywa, który pomagał rozwiązywać zagadki kryminalne. Jednocześnie, w każdym odcinku mając romans z coraz to inną panią. Przystojny sir Roger w sile wieku, właśnie dzięki "Świętemu" został wybrany kolejnym Jamesem Bondem w miejsce sir Seana Connery'ego, po nieudanym eksperymencie z George'm Lazenby'm. Serial z lat 70-tych był hitem na BBC, który nadawano również w Polsce na TVP za czasów Edwarda Gierka. Cenzura nie znalazła tam nic przeciwko władzy ludowej, stąd widzowie nad Wisłą mogli śledzić losy przystojnego Simona Templara. Każdy odcinek poprzedzają charakterystyczne intro z animacją, gdzie przedstawiano głównego bohatera - "święty" miał nad sobą aureolę, po czym przechodziła ona do animacji. Całość ilustrowała charakterystyczna muzyka (https://www.youtube.com/watch?v=eFaIhXEt6hg). 

Val Kilmer jako Simon Templar, "Święty"
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/01/77/177/388896_1.2.jpg)

W latach 90-tych, Phil Noyce po sukcesach "Czasu patriotów" (1992) i "Stanu zagrożenia" (1994) dostał szansę nakręcenia kolejnego filmu sensacyjnego. Wybrał historię Simona Templara. Oczywiście z modyfikacjami, które moim zdaniem nie wyszły na dobre. 

Młody Simon (Adam Smith) uczy się i mieszka w internacie przyklasztornej szkoły w Anglii. Jest tam dyscyplina, modlitwy i nauczanie zgodnie z doktryną Kościoła Rzymskatolickiego. Razem z grupą dzieci postanawiają uciec z tegoż więzienia, a całość organizuje Simon właśnie. Ma nawet swoją miłość. Niestety, ukochana ginie, gdy zakonnice i księża próbują powstrzymać swoich podopiecznych, a to wydarzenie odciska piętno na głównym bohaterze. 

Po latach, dorosły już Simon (Val Kilmer) jest złodziejem dżentelmenem o tysiącu twarzy. Jednakże, każda z postaci nosi imię po jakimś świętym Kościoła Rzymskiego. Stąd pochodzi przydomek Templara. Pytany o imię podaje czym dana postać się zajmowała i dlaczego została kanonizowana. 

Za "Świętym" podąża inspektor Teal (Alun Armstrong) ze Scotland Yardu. Choć nie tylko on. Templar teraz chce wykraść nowoczesną technologię od ponętnej doktor fizyki Emmy Russell (Elizabeth Shue). Wykładowczyni Oksfordu chętnie wchodzi w romans z przystojnym złodziejem. Dopiero po jakimś czasie rozumie co się stało.

Elizabeth Shue jako dr Emma Russell
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/01/77/177/388894.2.jpg)

Templar wyjeżdża do Moskwy, gdzie zadanie to zlecił mu demoniczny Ivan Tretiak (Rade Serbedzija). Rosyjski oligarcha chce za pomocą skradzionej formuły obalić prezydenta Rosji Karpova (Yevgeni Lazarev), mając wsparcie wojska niechętnego upadkowi ZSRR. Simon Templar odkrywa zamiary biznesmena i ścigany przez wszystkich, w tym dr Russell wraca do Oksfordu.

W tym właśnie momencie zaczyna się cała sensacja. Simon Templar łączy siły z dr Emmą Russell, dążąc do powstrzymania zamachu stanu i powrotu ZSRR. Całe napięcie kumuluje się w Moskwie na placu Czerwonym. Tam też, rozwiązuje się cała akcja.

Scena przed napisami końcowymi, to ciekawy moment. Scotland Yard namierza Templara w przebraniu na wykładzie dr Russell na Oksfordzie, ale ten ucieka, myląc tropy. W radiu słychać głos. Należy on do ... sir Rogera Moore'a. Twórcy puścili oko do widzów, nawiązując do serialu. Podobnie wyglądało to z "Rewolwerem i melonikiem" (1998), gdzie słychać głos Patricka Macnee jako niewidzialnego człowieka w rozmowie z Ralphem Fiennesem. Obaj aktorzy wcielili się w rolę Johna Steeda - Macnee w latach 60-tych, Fiennes w filmie z 1998 r.

Alun Armstrong jako inspektor Teal
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/01/77/177/388874_1.2.jpg)

Tradycyjnie zacznę od aktorstwa. Val Kilmer ("Gorączka", "Top Gun", "Batman Forever", "Alexander") w roli tytułowej niestety odbiega od sir Rogera Moore'a. Amerykanin nie daje rady legendzie Brytyjczyka. Nie jest bardzo zły, stąd nie rozumiem nominacji do Złotej Maliny za najgorszego aktora, ale trzeba wiele poprawić. Szkoda, że tylko chałturzył nie wkładając uroku osobistego w swoją postać, jak czynił Moore. Z drugiej strony, był złodziejem nie detektywem.

Elizabeth Shue ("Karate Kid", "Powrót do przyszłości") zachowuje się jak prawdziwa wykładowczyni. Rozumuje na chłodno i z początku ma opory wobec Templara, ale z czasem postanawia mu pomóc, choć była na niego zła. Rutyna, nawet nie dobra robota.

Rade Serbedzija ("Oczy szeroko zamknięte", "Mission: Impossible 2", "Przekręt", "Spokojny Amerykanin", "Batman początek", "Harry Potter i Insygnia śmierci, cz. 1") jako demoniczny Ivan Tretiak. Serb w Hollywood, który gra role drugo- i trzecioplanowe, tym razem w głównej obsadzie. Zły oligarcha, który chce przejąć władzę w Rosji i przywrócić ZSRR ... brzmi na czasie, ale wtedy  (w 1997 r.) wszyscy się śmiali, że Hollywood nie rozumie świata. Moim zdaniem najlepszy aktor w obsadzie.
Rade Serbedzija jako Ivan Tretiak
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/01/77/177/388871.2.jpg)

Pozostałe role przypadły, wartemu do odnotowania Alunowi Armstrongowi ("Czas patriotów", "Van Helsing", "O jeden most za daleko"), czy sir Rogerowi Moore'owi. Jednak, stanowili oni tło dla wspomnianej wyżej trójki aktorów.

Technicznie, "Świętego" nakręcono bez zarzutu. Kwestia budżetu oraz wprawy Noyce'a zrobiły swoje, stąd ujęcia pościgów czy walk robią wrażenie. A oświetlenie Placu Czerwonego - warto zobaczyć!


Kolegium św. Marcina (St Martin's College) na Uniwersytecie w Oksfordzie
(ZDJĘCIE WŁASNE Z PRYWATNEJ KOLEKCJI AUTORA)

Zdjęcia wykonał Phil Meheux ("GoldenEye", "Casino Royale", "Maska Zorro", "Nieśmiertelny 2"), czyli spec od kina akcji. Brytyjczyk rozstawił kamery w odpowiedni sposób, także dbając o światło. Całość, ma taką metaliczną poświatę, co nadaje filmowi tajemniczości. Brawo! Te ujęcia Oksfordu i Moskwy zapadają w pamięć. Kampus uniwersytecki znam tam dość dobrze, więc poczułem się swojsko oglądając sceny tamże nagrane. Zwłaszcza Kolegium św. Marcina.

Reżyser filmu - Phil Noyce
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/01/77/177/388899.2.jpg)

Muzyka Graeme'a Revella, poza wykorzystaniem klasycznego motywu z serialu w nowej aranżacji, to głównie motyw miłosny. Nowozelandczyk znany ze skomponowania muzyki do "Sin City", "Od zmierzchu do świtu", "Tomb Raidera" czy "Kruka" nie ujawnia co prawda całego talentu, ale tworzy miłą dla ucha ścieżkę dźwiękową, jako idealną ilustrację dal całego obrazu,

Podsumowując, Phil Noyce stworzył rutynowe i schematyczne kino akcji. Zatrudnił znanych aktorów, puścił oko do widza, nawiązując w swoim remake'u do oryginału. Ale, zatracił ducha sympatyczności i pewnej naiwności pierwowzoru. Zmiana detektywa w złodzieja nie podoba mi się osobiście. "Święty" jest święty naprawdę, a nie ze ze względu na swoje pseudonimy.
Jeśli chce się obejrzeć lekką sensację na piątkowy wieczór, "Święty" idealnie się na tę okazję nadaje.

Moja ocena: 6.0/10. 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/01/77/177/6921105.2.jpg)

wtorek, 6 stycznia 2015

"Hobbit: Bitwa Pięciu Armii"

Po powrocie z podróży świąteczno-noworocznej. Przez góry, śniegi i jeziora. Gdy noc zapadała, a droga wzywała ... miałem chwilę czasu na zajście do kina i seans, długo oczekiwanego obrazu. Czyli "Bitwy Pięciu Armii" (ang. "Hobbit: The Battle of Five Armies") właśnie. Mam mieszane uczucia, ale i pewien smutek w sercu. Jednak, to zostawiam na sam koniec. 

Grudzień 2014 roku, ostatnie spotkanie ze Śródziemiem w kinie ... "Bitwa Pięciu Armii" zaczyna się w miejscu, gdzie kończyło się "Pustkowie Smauga". Rozwścieczony smok (głos i ruchy Benedicta Cumberbatcha) rusza na Miasto na Jeziorze, czyli Esgaroth. Część krasnoludów z Thorinem (Richard Armitage)  oraz Bilbo Baggins (Martin Freeman) pozostaje w Ereborze. Kilku z braci przebywa w Mieście w towarzystwie elfickiej wojowniczki Taurieli (Evangeline Lilly). Bard (Luke Evans) przebywając w lochu na rozkaz władcy (Stephen Fry) widzi zniszczenia dokonywane przez Smauga. 

Bard (Luke Evans) i Legolas (Orlando Bloom)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/532841_1.2.jpg)

Szczęśliwym trafem ucieka z celi i próbuje strącić gada. Jego syn zamiast uciekać wręcza ojcu bełt, taki sam, który kiedyś wybił jedną z łusek smoka. Bard w dramatyczny sposób wystrzeliwuje tenże nabój, dosięgając Smauga w miejsce nieosłonięte łuską. W konwulsjach, gad spada na ... łódkę uciekającego ze złotem władcy Esgaroth.

Richard Armitage jako Thorin
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/542379_1.1.jpg)

Krasnoludy widzą zniszczenia, ale i śmierć potwora. Pozwala im na zajęcie Ereboru wraz z całym złotem, przez które Thorin wariuje. Arcyklejnot, którego pożąda ma Bilbo. Udział w skarbie chcą mieć ludzi, przewodzeni przez Barda, elfowie z królem Thranduilem (Lee Pace) i księciem Legolasem (Orlando Bloom) na czele. A ze wschodu naciągają orkowie pod wodzą Azoga (Manu Bennett) oraz Bolga (Lawrence Makoare).

Martin Freeman jako Bilbo Baggins
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/542381_1.1.jpg)

Bitwa Pięciu Armii się zbliża. Uwięzionego Gandalfa (sir Ian McKellen) ratują Galadriela (Cate Blanchett), Elrond (Hugo Weaving), Saruman (sir Christopher Lee) oraz Radagast (Sylvester McCoy), widząc powrót Saurona (głos Benedicta Cumberbatcha). Zło wróciło na Wschód ... jedynie Saruman odradza pościgu. Stąd wiadomo co stanie się w "Drużynie Pierścienia".

sir Ian McKellen jako Gandalf
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/543678_1.1.jpg)

A orkowie dalej idą na Erebor ... Gandalf po wyzdrowieniu jedzie załagodzić spór krasnoludów z ludźmi i elfami. A jednocześnie wspomóc w walce ze Złem. Nadchodzi bitwa ...

Pięć Armii ściera się pod Ereborem. Dobro zaczyna przegrywać pod naciskiem licznych sił orków, goblinów, wargów itd., a Thorin ma rachunki do wyrównania z Azogiem. Bitwa trwa. Kiedy nadzieja jest stracona, pojawia się wsparcie, czyli Orły i Beorn.
Smaug niszczący Miasto
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/532850.1.jpg)

Mimo strat, nawet wśród głównych bohaterów, udaje się doprowadzić misję do końca. Bilbo wraca do Shire, gdzie zamieszka na następne 60 lat. Do swoich 111 urodzin, gdy leciwego hobbita (sir Ian Holm) odwiedzi stary przyjaciel, czyli Gandalf, kończąc film w miejscu, gdzie rozpoczyna się "Drużyna Pierścienia".

Opis treści to nie jest spoiler. Dużo osób zna historię, a najpewniej domyśla się jej zakończenia. Ukazanie wielu sytuacji, czy samej bitwy pozostawiam do oceny własnej. Wszystko wygląda cudownie, ale to już było we "Władcy Pierścieni". Smutek zakończenia przygody ze Śródziemiem pozostaje.

Krasnoludzi
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/543683_1.1.jpg)

Mimo wielkiego sentymentu, którym darzę dzieła Johna Ronalda Reuda Tolkiena, a także ekranizacje sir Petera Jacksona, mam pewne uwagi. Nie ma rzeczy idealnych. Miłość, to nie tylko szukanie wspólnych cech i pozytywów, ale pójście na ustępstwa i łagodzenie różnic. Nawet negatywnych.

Sir Peter Jackson stracił świeżość tworzenia z trylogii i pierwszej części "Hobbita". Ma swoje lata i nie ma sił na kręcenie dalszych części. Poza tym, syn samego J.R.R. Tolkiena, Christopher nie godzi się na dalsze ekranizacje. To prawo dziedzica. Mającego ponad 80 lat, ale człowieka, który "Silmarillon" opracował do końca po śmierci swojego ojca.

Cate Blanchett jako Galadriela
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/542396_1.1.jpg)

Powtarzanie patosu, czy wprowadzanie nowych postaci nie wyszło na dobre opowieści. "Władca Pierścieni" to legenda. Mit, z którym trzeba było się mierzyć. To samo uniwersum, część tych samych postaci. Udało się styl kontynuować, ale to już nie zachwyca jak w 2003 r. Miło było wrócić do tamtych lat i czekać co rok na kolejny obraz. Raczej z sentymentem, niż zachwytem, ale zawsze.

Pomijam pewne śmieszne sceny, np. jeleń albo łoś bojowy podczas bitwy. Film pozytywnie mnie zaskoczył. Pewne plotki co do niektórych postaci nie sprawdziły się. Nowa Zelandia wciąż zachwyca. Ostatni już raz jako Śródziemie. Może i lepiej, gdyż trzeba wiedzieć, gdzie należy  skończyć, żeby nie zepsuć efektu.

Hugo Weaving jako Elrond i sir Peter Jackson, reżyser filmu na planie
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/22/42/662242/543685.1.jpg)

Aktorzy, to kontynuacja kilkuletniej pracy. Martin Freeman, sir Ian McKellen, Richard Armitage, James Nesbitt itd. Przed nimi warto chylić czoła. Krasnoludzi śmieszą, ale i pozytywnie nastrajają swoją wiernością i honorem w walce.

Nie chcę się powtarzać o stronie technicznej, gdyż wykonała ją ekipa od poprzednich części - operator Andrew Lesnie, kompozytor Howard Shore, scenarzyści sir Peter Jackson, jego żona Frances Walsh, Phillippa Boyens oraz Guillermo del Torro. Pewnie pojawią się nominacje do Oscara (R) w kategoriach technicznych.

Wyżej wspomniani twórcy zamknęli całą swoją pracę pięknym efektem, zwieńczonym bitwą. Ale i wzruszającą piosenkę "The Last Goodbye" Billego Boyda, czyli Pippina z "Władcy Pierścieni". Szkot w słowach o pożegnaniu mówi wszystkim "do widzenia, to już koniec" odysei filmowej, która zmieniła oblicze kina. W Nowej Zelandii i na świecie. Na zawsze. Teraz, zabrakło czegoś, jak przy "Powrocie Króla", lecz można to twórcom wybaczyć. Wszak, to jesienią 2001 r. wprowadzili Nas do świata Tolkiena przeniesionego na wielki ekran. I w grudniu 2014 r. na Naszych oczach go zamknęli.

Moja ocena: 8.0/10.

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/22/42/662242/7662412.3.jpg)

niedziela, 21 grudnia 2014

"Troja"

Oczekiwania na "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii" ciąg dalszy ... korzystając z okazji, a także na powiązania obu filmów, ze względu na Orlando Blooma, nie zapominając, że jeszcze nie opisałem niniejszego obrazu, zajmę się charakterystyką "Troi" Wolfganga Petersena. 

W roku 2003, kiedy sir Peter Jackson montował w zaciszu Wingnut Studio w Wellington "Powrót Króla", robiąc w lipcu dokrętki, Orlando Bloom przybył na nie z planu na Malcie, korzystając z chwili spokoju. "Troja" początkowo miała powstać na tej małej wysepce na Morzu Śródziemnym. Nawet nakręcono kilka ujęć ... jednakże w marcu 2003 r. wybuchła wojna w Zatoce Perskiej. Bliskość Iraku i wrogich USA państw, czyli Maghrebu Afryce Północnej, zmusiły producentów do zmiany Malty na Meksyk. Przeprowadzka podniosła budżet, ale i dała czas wolny aktorom. Stąd, Bloom miał możliwość wyjazdu do Nowej Zelandii. Czy "Troi" wyszło to na dobre? No, właśnie.

Diane Kruger jako Helena
(źródło: http://cdn2.movieroomreviews.com/sites/movieroomreviews.com/files/imagecache/full_size_image/photos/troy-movie-picture-77.jpg)

Niczym w eposie Homera, całość rozpoczyna się wyjazdem Parysa (Orlando Bloom) z Achai (Grecji). Towarzyszył mu w poselstwie brat, czyli Hektor (Eric Bana), a zostali wysłani tamże przez Priama (Peter O'Toole), króla Troi do króla Aten Agamemnona (Brian Cox). Parysowi spodobała się Helena (Diane Kruger), żona władcy Sparty Menelaosa (Brendan Gleeson), brata monarchy ateńskiego. Kobieta uciekła z młodszym, co nie spodobało się Hektorowi. A Priam zaakceptował.

Orlando Bloom jako Parys
(źródło: http://cdn2.movieroomreviews.com/sites/movieroomreviews.com/files/imagecache/full_size_image/photos/troy-movie-picture-36.jpg)

Rozpoczęła się wojna - Grecy zebrali swoje siły, pod przywództwem Agememnona. Jednak, brakowało im wielkiego wojownika - Achillesa (Brad Pitt). Krnąbrny człowiek nie chciał się nikogo słuchać, a miał dwie pasje - wojaczkę i kobiety. Agamemnon poprosił o pomoc króla Itaki - Odyseusza (Sean Bean). Achilles przez swą znajomość z Odyseuszem, bądź Odysem, zależnie jak odczytywać, zgodził się. Wziął ze sobą Patroklosa (Garrett Hedlund), bratanka.


Brad Pitt jako Achilles
(źródło: http://t3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcT3PuPBupub0XwqQ6QasyluvF9w47avxqGIQQMrgwmyxpXjaXFz)

Rozpoczęła się wielka wyprawa na Troję. Miasto musiało się bronić przed atakiem. Agamemnon chciał zdobyć jego bogactwa, Menelaos odzyskać honor i żonę. Odys, wiernie służyć. W eposie całość trwała 10 lat, w filmie, kilka tygodni.

Oblężenie trwało. Hektor zabił Menelaosa w pojedynku oraz Patroklosa, co wywołało wściekłość Achillesa, mającego romans z Trojanką - Bryzeidą (Rose Byrne), jego branką.

Doszło wtedy do pojedynku dwóch wojowników wszech czasów - Achillesa i Hektora, który wygrał ten pierwszy, jednocześnie godząc się na przerwę w oblężeniu, wbrew woli Agamemnona, by Priam pochował syna. 

Pewnego dnia Achajowie zniknęli, a został po nich drewniany koń. Wbrew woli Parysa i doradców, Priam nakazał wprowadzić go do miasta. A tam, co można się było domyślić byli ukryci wrogowie. Zdobyli miasto, wpuszczając ukrytych Achajów w jednej z zatok. Achilles padł raniony w ścięgno, a Odyseusz został na sam koniec przywódcą, gdyż Agamemnon też zginął. Parys z Heleną uciekli.

Śp. Peter O'Toole jako Priam
(źródło: http://cdn3.movieroomreviews.com/sites/movieroomreviews.com/files/imagecache/full_size_image/photos/troy-movie-picture-27.jpg)

Pomijam już niezgodności z eposem Homera "Iliadą", gdyż nie ma to żadnego sensu. Luźne oparcie na dziele niewidomego poety, którego zapewne nie było, a sama opowieść też miała kilka przeobrażeń, zanim ją spisano. David Benioff, obecnie odpowiedzialny za sukces scenariusza serialu HBO "Gra o tron", napisał wariację, taką a'la Hollywood. Wielka gwiazda, znani aktorzy, rozmach. I tyle. Niestety ...
Brian Cox jako Agamemnon
(źródło: http://www.movpins.com/big/MV5BMTMyODU0NTEyOV5BMl5BanBnXkFtZTcwNjU5MTQyMw/still-of-brian-cox-in-troy-(2004)-large-picture.jpg) 

Diana Kruger ("Bękarty wojny", "Skarb narodów") jedynie ładnie wygląda. Niemiecka modelka nie pokazała talentu aktorskiego, co zrobiła potem u Tarantino w "Bękartach wojny". Podobno na planie bawiła się w karaoke, co wyszło jej lepiej.

Brad Pitt ("Siedem", "Podziemny krąg", "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona") też tylko był. Wielka gwiazda, która niczym się nie wyróżniła, ale przyciągnęła widzów. Szkoda, wielka szkoda.

Eric Bana ("Hulk", "Helikopter w ogniu"), dał radę w roli Hektora. Przywódca, wojownik, syn króla, który ginie w walce, a przez to nie widzi upadku swojego miasta. Aktorsko na plusie.


Sean Bean jako Odyseusz
(źródło: http://images5.fanpop.com/image/photos/31200000/Troy-sean-bean-31201035-1684-2560.jpg)

Orlando Bloom ("Władca Pierścieni", "Helikopter w ogniu", "Hobbit: Pustkowie Smauga"), wykorzystał umiejętność strzelania z łuku, nabytą w roli Legolasa. Pamiętam śmiechy w kinie, gdy Parys uczył się tego - ludzie koło mnie niemal krzyczeli: 'Ty to umiesz, Legolasie!". Potem, Bloom pokazał, że poza elfa i Willa Turnera z "Piratów z Karaibów" nie wyjdzie. Minus za grę.

Sean Bean ("Władca Pierścieni", "Equilibrium", "Czas patriotów", "Burzliwy poniedziałek", "GoldenEye") w roli Odyseusza wzbudza sympatię. Wesoły wojownik, który cieszy się posłuchem krnąbrnego Achillesa, władcy Aten oraz innych Achajów. Ale też walczy dzielnie w pierwszej linii. Na dodatek, postać grana przez Beana nie ginie!

Rose Byrne jako Bryzeida
(źródło: http://images2.fanpop.com/images/photos/6700000/Rose-in-Troy-rose-byrne-6770400-1200-789.jpg)

Brian Cox ("Braveheart", "X-Men 2", "Rob Roy", "Red") i Brendan Gleeson ("Braveheart", "Najpierw zwiedzaj, potem strzelaj") uzupełniają stawkę, podobnie jak Rose Byrne. Śp. Peter O'Toole ("Lawrence z Arabii") pojawia się na chwile, ale wzbudza współczucie. To był wielki aktor, stąd jego występ uznam za plus.

Technicznie, "Troja" jest wykonana poprawnie. Wielkie widowisko kostiumowe. Scenografie w Meksyku, efekty komputerowe. Nie dziwi to wszakże przy budżecie 185 mln USD.

Brendan Gleeson jako Menelaos
(źródło: http://t3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSkMZ6kyv5UZxSOFkLLPRM12s2n0H_JRPbyIiZV9SO7WthoHNB62g)

Zdjęcia Rogera Pratta ("Burzliwy poniedziałek", "Harry Potter i Komnata Tajemnic", "Brazil", "Iris", "Frankenstein", "Rewolwer i melonik") cudownie obejmują krajobrazy. Malta, Meksyk, studia - postacie na pierwszym planie, po zmroku jakby wyróżnione światłem, ale w pewnej niebieskiej poświacie. Szerokie ujęcia plaży i terenów wokół miasta, kamera podążająca za bohaterami, nawet w wąskich uliczkach. Doskonała robota!

Muzyka Jamesa Hornera ("Braveheart", "Titanic", "Avatar", "Imię róży") wydaje się być zrobiona jako chałtura ... wedle legendy, ścieżkę dźwiękową napisał Gabriel Yared, ale po kłótni z reżyserem, a na 2 tyg. przed premierą, został zmieniony. Stąd, James Horner na szybko napisał muzykę, Efekt jest niestety mizerny ...

Koń trojański
(źródło: http://t3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSasXeIxXybTuWmJRqP4xnWe7IGVTRzj5qcS45g19klhOwLo0Py)

Kostiumy Boba Ringwooda, to jedyna nominacja filmu do Oscara (R). Tu się z akademią zgadzam! Kostiumograf "Batmana" Tima Burtona, "Imperium Słońca" Stevena Spielberga (poprzednia nominacja), "Obcego 3" Davida Finchera czy "Diuny" Davida Lyncha, wykazał się ogromną pracą, przy projektowaniu i wykonaniu.

Podsumowując, Niemiec Wolfgang Petersen zmierzył się z eposem Homera, wspierany przez Davida Benioffa. Niestety, Reżyser "Das Boot", "Gniewu oceanu", "Na linii ognia" i "Niekończącej się opowieści", wspierany przez scenarzystę "Gry o tron" poległ, niczym Hektor w walce z Achillesem. Wyglądało efektownie, włożono dużo pracy, ale i tak całość to "piękna" porażka. Po walce, bo jednak zmiana lokacji zepsuła grafik, mimo przeciwności - krytyka za Brada Pitta czy niezgodność z eposem, ale sukces komercyjny - zwrócił się film z nawiązką. Nominacja do Oscara (R) za dobrą stronę techniczną. Na osłodę piękna Diane Kruger, przystojny Orlando Bloom i Eric Bana, oraz wybitny Peter O'Toole. Wisienką na torcie jest Sean Bean, którego Odyseusz nie ginie, a po zniknięciu głównej obsady, na sam koniec filmu, Anglik rodem z Sheffield zostają postacią numer jeden. To jakiś pozytyw.

Moja ocena: 5.5/10. 

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/73/11/37311/6941476.3.jpg)



Ciekawostka: W powieści Agathy Christie pt. "Śmierć lorda Edgeware'a" (ang. "Lord Edgeware dies") występuje nawiązanie to "Iliady", a konkretnie postaci Parysa - pomyłka jednej z postaci naprowadzi potem na trop wielkiego Herculesa Poirot.  

sobota, 6 grudnia 2014

"Prawdziwa historia" (2005)

W oczekiwaniu na najnowszą część trylogii "Hobbit", czyli "Bitwa Pięciu Armii", przybliżę inny nowozelandzki, choć mało znany film. "Prawdziwa historia" (ang. "The World's Fastest Indian")
z 2005 r. nie był choć w połowie tak znany jak filmy sir Petera Jacksona, ale warto zwrócić na niego uwagę. Kino w Nowej Zelandii, choć tradycją sięga początku XX w., rozwijać się poczęło dopiero pod koniec lat 70-tych za sprawą Rogera Donaldsona, czyli reżysera niniejszego filmu. 

Pochodzący z Australii twórca pewnego dnia postanowił wyjechać do "kraju Kiwi" i pomóc sąsiadom w rozwoju kinematografii. Dzięki niemu powstała New Zealand Film Commission (odpowiednik Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej). Od tego czasu, produkcja filmowa przyspieszyła. Donaldson zrealizował w 1977 r. słynny "Sleeping Dogs" z Samem Neillem ("Park Jurajski"), a w 1984 r. "Bount na Bounty" (ang. "The Bounty") z Melem Gibsonem i sir Anthony'm Hopkinsem w rolach głównych, nominowany do Złotej Palmy (R) w Cannes. 

W wyniku działań New Zealand Film Commission, Jane Campion znalazła fundusze na realizację "Fortepianu" (ang. "The Piano"), nagrodzonego w Cannes i przez Akademię, aż trzema Oscarami (R), w tym dla samej Nowozelandki. Z sukcesów tejże instytucji skorzystał też młody twórca - Peter Jackson, kręcąc "Martwicę mózgu" (ang. "Braindead") oraz "Niebiańskie istoty" (ang. "Heavenly Creatures"), a samym końcu "Władcę Pierścieni" i ostatnio "Hobbita". Bez Rogera Donaldsona te sukcesy nie byłyby możliwe. O tym nie wolno zapominać! 

Sam Donaldson, choć nie odniósł większych sukcesów, gdyż z jego filmografii ważne są "Koktajl" (ang. "Coctail") z Tomem Cruisem, "Góra Dantego" (ang. "Dante's Peak") z Pierce'm Brosnanem, czy "Angielska robota" (ang. "Bank Job") z Jasonem Stathamem, powinien zostać zauważony. Choćby, na honorowego Oscara (R), gdyż włożył ogromny wysiłek w stworzenie czegoś od zera! 

Burt Munro (sir Anthony Hopkins) podczas jazdy
(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/ph/40/79/124079/188033.2.jpg)

"Prawdziwa historia" jest niemal o tym samym. O to, mieszkający w Nowej Zelandii, emerytowany mechanik, Burt Munro (sir Anthony Hopkins) przygotowuje swój motor Indian do pobicia rekordu prędkości w swojej klasie w Bonneville w stanie Utah, w USA. W wysuszonym jeziorze (zamiast wody została sól) ludzie rozpędzają swoje maszyny do wielkich prędkości. 

Starszy pan, który daje we znaki sąsiadom, zwłaszcza po nocach sprawdzając moc silnika, ma marzenie. Wdowiec, nie ma co robić, ale nie załamuje się. Ma swój cel, który chce zrealizować!

Zastawia dom, pobiera oszczędności, załatwia przesyłanie emerytury. I jedzie do USA! Wsiada na statek ze swoim ręcznie poprawionym Indianem Scoutem. Przez rejs dorabia jako kucharz. Ma kłopoty na cle, ale poznają go jako legendarnego rajdowca sprzed lat. Potem, pomaga Fernando (Paul Rodriguez) naprawić auta w jego komisie, za co otrzymuje z rabatem samochód do jazdy z Kalifornii do Utah. Sam Munro uzyskuje wsparcie od wielu napotkanych osób. Recepcjonisty-transwestyty Tiny (Chris Williams), Ady (Diane Ladd). Nawet, żołnierza wracającego z Wietnamu, którego podwozi, opowiadając o I wojnie światowej i okopach.

Burt Munro (sir Anthony Hopkins)
(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/ph/40/79/124079/188058_1.2.jpg)

Kłopoty ma dopiero z organizatorami rekordów prędkości. Dzięki wsparciu innych kierowców oraz Jima Moffeta (Christopher Lawford), będącego wpływowym członkiem towarzystwa,  startuje, mimo niebezpiecznych hamulców, braku atestów i specjalnej odzieży. 

Chociaż ma kraksę, to osiąga rekord - 201 mph (323,4 km/h, gdyż 1 mila = 1609 m = 1,609 km), do którego dążył. Wyśmiewany przez sąsiadów, wraca do Nowej Zelandii jako bohater. Jego rekordu w tej klasie motocykli nie pobił nikt po dziś dzień. 

Znając historię można to było przewidzieć, Ale nie o zakończenie tutaj chodzi. To niczym z nowozelandzkim kinem. Zanim powstał najnowszy "Hobbit" musiało się wiele stać przez minione 40 lat. 

Cały film w zasadzie opiera się na sir Anthony'm Hopkinsie. Laureat Oscara (R) za "Milczenie owiec", znany z "O jeden most za daleko", "Czerwonego smoka", "Thora", "Draculi" oraz "Człowieka słonia", idealnie wpasował się do swojej roli. Walijczyk przeobraził się w sympatycznego Nowozelandczyka na emeryturze, który mimo wieku i przeciwności, ma marzenie. Pasję, którą realizuje spokojnie. A robi to ze wsparciem wielu przyjaznych osób, będąc miłym i pomocnym. Dziadek idealny. Nie czeka na śmierć, mimo bycia wdowcem, a wykorzystuje czas, który mu pozostał do spełnienia marzeń. I to jest w tym najpiękniejsze! Bardzo postać Munro przypomina mi mojego Dziadka. Człowiek obdarzony pasją, na emeryturze zajmował się pracą, ale tak hobbystycznie - kochał morze i naprawiał łodzie, które kiedyś projektował. Często mówił mi o roli pasji na starość. Miał rację.

Roger Donaldson przy pracy
(źródło: https://ssl-gfx.filmweb.pl/ph/40/79/124079/188069.2.jpg)

Reszta aktorów, jest jedynie tłem dla Hopkinsa. Nawet i lepiej, gdyż to postać Munro stanowi 70-80% całego filmu. Poza tym. wielka gwiazda różni się in plus od reszty. 

Strona techniczna jest poprawna. Widać, że budżet nie był wysoki (ok. 25 mln USD), ale nie psuje to odbioru filmu. Efekty specjalne wykonano sprawnie i nie rażą podczas scen przejazdu przez Jezioro Bonneville. 

Zdjęcia Davida Gribble'a urzekają. Panorama Bonneville, Invercargill w Nowej Zelandii, czy zachody Słońca na pustyni. Ukazanie postaci w ciepłych barwach, nawet w pomieszczeniach. Dobra robota!

Muzyka J. Petera Robinsona ("Angielska robota") to głównie spokojne motywy, choć przy przeciwnościach losu czy biciu rekordu są trochę inne nuty. Idealna dźwiękowa ilustracja obrazu!

Film zmontował nie kto inny, a sam John Gilbert, znany z cięcia "Władcy Pierścieni: Drużyna Pierścienia". Sprawnie wykonana robota przez profesjonalistę!

Sam Roger Donaldson, poza reżyserią zajął się napisaniem scenariusza oraz produkcją, razem z Barrie'm M. Osborne'm, odpowiedzialnym za "Władcę Pierścieni". A to nie koniec, gdyż w napisach końcowych pojawiło się podziękowanie dla samego sir Petera Jacksona, za pomoc. Trylogia zarobiła dużo pieniędzy, dlatego New Zealand Film Commission mogła dofinansować obraz Donaldsona. 

I tu warto napisać podsumowanie. Donaldson, niczym Munro miał pasję. Mimo przeciwności zrobił coś wielkiego. Nie bał się marzyć! W rezultacie, stworzył coś z niczego, niczym Munro ze starego motocykla wycisnął ostatnie siły do pobicia rekordu. Pokazał, że spokój, ciężka praca i wsparcie innych ludzi pomagają. Tyle, że o Donaldsonie świat szybko zapomni. A jego dziele już nie. Nawiązując do "Atlasu chmur", czasem drobny gest z przeszłości powoduje rewolucję w przyszłości. A kamyki ciągną za sobą lawinę. Takim kamykiem był Donaldson, lawiną jest sir Peter Jackson. Podobnie z Munro - pasja spowodowała chęć bicia dalszych rekordów przez innych, a co za tym idzie rozwój techniki i kolejne tak wielkie historie!

Moja ocena: 8.5/10. 

Oficjalny polski plakat 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/40/79/124079/7580685.3.jpg)