W 1981 r., Steve Gordon, nakręcił "Arthura", z Dudley'em Moore'm i sir Johnem Gielgudem w rolach głównych. Obraz ten dostał dwa Oscary (R) - za piosenkę oraz aktora drugoplanowego - Gielgud. Lindę, prawdziwą miłość Arthura, zagrała sama Liza Minnelli.
W 2011 r., Jason Winer, nakręcił remake powyższego filmu, tytułując go "Arthur". W głównej roli wystąpił brytyjski aktor - Russell Brand. W tej wersji, zamiast lokaja Hobsona, była niania Hobson, grana przez Damę Helen Mirren. To nie jedyne różnice, ale o tym poniżej.
Niania Hobson (Mirren) i Arthur Bach (Brand) w Batmobilu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/29/72/502972/233824.1.jpg)
"Arthur" z 2011 r., dzieje się we współczesnym Nowym Jorku. Arthur Bach (Brand), jest ok. 40letnim dziedzicem miliardowej fortuny, zachowującym się na poziome zepsutego 15latka. Jego matka, Vivienne (Geraldine James), niepokoi się o postrzeganie firmy przez inwestorów, skoro jej syn ma takie podejście do życia. Z filmu dowiadujemy się, że ojciec Arthura zmarł, gdy miał on 3 lata. Z kolei jego matka, nie miała z nim jakiegoś bliższego związku. Obowiązek wychowawczy, spadł na nianię Hobson (Mirren).
Russell Brand i Greta Gerwig - filmowi Arthur i Naomi
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/29/72/502972/233810.1.jpg)
Matka Arthura, obawiając się o firmę, aranżuje małżeństwo syna i diabolicznej Susan Johnson (Jennifer Garner), córki Burta Johnsona (Nick Nolte). Arthur, godzi się na takie rozwiązanie. Susan, uzyska nazwisko i możliwość kierowania firmą, a nasz bohater, nie straci fortuny.
Jednak, jak to w filmie romantycznym, Arthur, poznaje przypadkiem Naomi (Greta Gerwig), ubogą przewodniczkę bez licencji z Queens, która chciałaby pisać książki dla dzieci, a nawet ma swoje projekty. Oczywiście, na zasadzie kontrastu, Naomi jest przeciwieństwiem Arthura.
Nie muszę chyba pisać, jak to się wszystko kończy. Tu, mimo wszystko jest happy end.
Tyle o treści, teraz mocne strony filmu. Przede wszystkim, aktorzy. Russell Brand, odkryty w 2010 r. filmem "Get him to the Greek" (widziałem plakaty w Wielkiej Brytanii w 2010 r., niestety nie znam polskiego tytułu), to główna postać. Mimo, że to słaby aktor, tu gra bez zarzutu, choć drażni mnie jego obślizgłość.
Dama Helen Mirren, czyli Elżbieta II z "Królowej" (2006), czy pani Wilson z "Gosford Park" (2001), a dla mnie przede wszystkim, jako królowa Zofia Charlotta Mecklenburg-Strelitz, czyli żona wesołego wariata, Jerzego III, z filmu "Szaleństwa króla Jerzego" (1994), trzyma klasę, mimo miałkości tematu. Niania w jej wykonaniu, wzbudza pozytywne uczucia, jednocześnie pokazując, że ona jedna dba o i rozumie Arthura. Także, ona jedyna, dostrzega w nim, to czego inni nie widzą. Choć, ze swoją aparycją i sposobem wysławiania się, powinna raczej grać arystokratki, czy królowe. I to niania Hobson, wyjaśnia Arthurowi, że nie wszystko da się kupić za pieniądze. W tym przypadku, czymś, co jest nie do kupienia, okazuje się prawdziwa miłość.
Nick Nolte, pojawia się kilka razy, ale nie będę komentować jego gry aktorskiej.
Jennifer Garner (czyli słodka Vanessa z "Juno")- można się jej bać jako Susan, której zależy tylko na pomnożeniu pieniędzy i nazwisku. Moim zdaniem, zaraz za nianią Hobson, prawdziwa postać kobieca.
Jennifer Garner jako Susan
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/29/72/502972/233835.1.jpg)
Greta Gerwig, jakoś tak znika, choć "słodko wygląda". Gra miłość Arthura, lecz mnie tak bardzo nie przekonała. A szkoda.
Geraldine James, jako Viviene Bach, pasuje do roli matki, która bardziej zajmuje się firmą, niż synem.
Luis Guzman, czyli Bitterman, kierowca i lokaj Arthura, ze swoją aparycją, poczciwego, acz otyłego i niskiego Portorykańczyka bardzo śmieszy, nosząc hełm Vadera, czy prowadząc Batmobil. Guzman, wystąpił m.in. w "Życiu Carlita", "Co z oczu, to z serca", "Dwóch gniewnych ludziach", nie zmieniając się nic, przez te 20 lat.
Wykonanie, pod kątem scenografii (Nowy Jork), zdjęć (Uta Briesewitz) i muzyki (Theodore Shapiro), jest bardzo dobre. Niektóre, motywy muzyczne, jak ten miłosny, nadają dodatkowego charakteru, tymże scenom. A wplatanie piosenek - trzeba to umieć zrobić.
Naczytałem się kiedyś wiele złego o tym filmie. Nawet odkryłem, że miał 2 nominacje do Złotych Malin - najgorszy aktor - Brand i najgorszy prequel/sequel/rip-off (zrzyna), moim zdaniem są nieuzasadnione.
Każda komedia romantyczna, ma happy end. Każda, jest trochę naiwna i przewidywalna. Przekaz: "Prawdziwa miłość bezcenna, za wszsytkie inne rzeczy zapłacisz MasterC... ", idealnie pasuje, żeby obraz spokojnie obejrzeć z bliską sobie osobą, akurat w niedzielny wieczór.
Moja ocena, mimo wszystko, to 6.8/10.
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/29/72/502972/7358430.3.jpg?l=1297913800000)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz