Rok 1199, król Ryszard Lwie Serce (Richard Couer de Lion/ Richard the Lionheart; w tej roli Danny Huston) wraca z krucjaty. Władca ten, bardzo zadłużył Anglię, ponieważ szastał pieniędzmi, właśnie w krucjaty inwestując niewyobrażalne pieniądze. Podobno, bardzo lubił takie wyprawy, ze względu na swoją orientację seksualną. Zgadzałoby się - młodzi i przystojni rycerze ...
Z królem, wyruszyła spora część rycerstwa oraz piesi łucznicy, a wśród nich Robin Longstrade (Russell Crowe). Król, podobnie do rzeczywistości, ginie podczas oblężenia Chalus. Sir Godfrey (Mark Strong), angielski zdrajca, spiskujący z królem Francji Filipem (Jonathan Zaccaï), napada na konwój wiozący koronę do Calais. Robin z towarzyszami, ratują insygnia władzy. Oczywiście, sir Robert Loxley, umierając błaga Robina o przekazanie swojego pierścienia jego żonie, mieszkającej w Nottingham. Do lady Marion, smali cholewki Szeryf z Nottingham (Matthew MacFadyen), a i bez tego ciężko żyją w centralnej Anglii.
Russell Crowe jako Robin Hood
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/06/61/430661/168654.1.jpg)
Russell Crowe
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/06/61/430661/168652.1.jpg)
Gdy Robin, w przebraniu rycerzy, podaje się za Robina Loxley'a, korona trafia do księcia Jana bez Ziemi (Oscar Isaac). Z Londynu, Robin, wraz z kompanami udaje się do Nottingham, gdzie poznaje Marion (Cate Blanchett) i ojca Loxley'a - sir Waltera (Max von Sydow). Dla spokoju Marion, Robin udaje jej męża.
Sir Godfrey, nie śpi i dalej spiskuje, chcąc wzniecić rebelię, jednocześnie będąc zaufanym księcia Jana. A Filip z Francji, chce zająć Anglię.
Do kompanii Robina, dochodzi nowy mnich- brat Tuck (Mark Addy). A potem, jest przewidywalnie. Burzą się baronowie, Francuzi nadchodzą, bitwa i banicja. Tyle o treści.
Film ten, zawiódł mnie i to bardzo. Aktorsko - tyle gwiazd: Russell Crowe, Cate Blanchett, Mark Strong, Mark Addy, Max von Sydow. Sir Ridley Scott, który nakręcił doskonałego "Gladiatora", nie poradził sobie. Zastanawia mnie czemu, przecież to bliska mu tematyka, a scenariusz napisał dwukrotny laureat Oscara (R) Brian Helgeland (za "Tajemnice L.A." i "Rzekę tajemnic"). Podobno była zmiana w całej koncepcji - to Szeryf (funkcja na wzór naszego starosty - był to urzędnik który rządził w hrabstwie zamiast księcia, a w mieście zamiast burmistrza, powstrzymując rozbicie dzielnicowe w Anglii -> "słynne wasal mojego wasala, jest moim wasalem"), miał być dobry, a do tego Crowe miał go zagrać, a Robin zły. Nie wyszło.
Max von Sydow, jedyny trzyma klasę. Pełen profesjonalizm, choć scena, gdzie gra niewidomego starca, walczącego z sir Godfrey'em, trochę razi. Eileen Atkins, jako matka Ryszarda i Jana, czyli Eleonora Akwitańska, również radzi sobie dobrze. William Hurt, doskonale wciela się w rolę doradcy królewskiego, sir Williama Marshalla, co też odbieram za plus.
William Hurt jako William Marshall
(http://1.fwcdn.pl/ph/06/61/430661/194604.1.jpg)
Mark Addy, jako brat Tuck, wcale nie śmieszył, a nawet irytował. Lady Marion walcząca z leśnymi dziećmi, przeciw Francuzom - żal.
Cate Blanchett jako Lady Marion
(http://1.fwcdn.pl/ph/06/61/430661/194609.1.jpg)
Mark Strong ("Sherlock Holmes"), jako czarny charakter, nieraz zakrywa swoją kreacją innych, ale ma się do sir Godfrey'a negatywny stosunek, zwłaszcza za napaść na konwój, czy zabicie sir Waltera.
Mark Strong jako sir Godfrey
(http://1.fwcdn.pl/ph/06/61/430661/194603.1.jpg)
Fabuła, choć zapowiada się ciekawie, nudzi. Widziałem film w wersji reżyserskiej - 2 h 48 min, i tylko ostatnie 30 było warte obejrzenia. Nawet motyw z wpływem Robina na powstanie Magna Charta Libertatum (1215). Albo, łodzie Francuzów. Wyglądały, jak te z Normandii ...
Scena bitwy na klifach z Francuzami - coś, za co sir Ridley'a się lubi. Dynamiczne ujęcia, wiele akcji, choć trochę patetyczne, ale ujęcie z powietrza, kiedy zbierają się wojska - cudowne!!! I ta muzyka Marca Streitenfelda, to esencja. Ten motyw: http://www.youtube.com/watch?v=dZH1MEFYRCg, mniej więcej od 1.42, przypomina mi lot do Anglii i białe klify Dover, wyłaniające się zza chmur. Dodam, że "Robin Hooda", widziałem w Southampton ... czyli w Anglii. To też wpłynęło na mój odbiór. Za muzykę, daję plusa!
Wykonanie - scenografia (Arthur Max), kostiumy (Janty Yates), czy zdjęcia (John Mathieson), są na bardzo przyzwoitym poziomie. Akurat te osoby spełniły moje oczekiwania.
Podsumowując, można zobaczyć, ale nic specjalnego. Jedynie widok Anglii, a raczej Walii z powietrza i bitwa, zostaną zapamiętane. No i, muzyka Streitenfelda, Niemca, jednego z uczniów samego Hansa Zimmera.
Moja ocena końcowa: 6/10.
źródło: http://1.fwcdn.pl/po/06/61/430661/7326376.3.jpg?l=1362713768000
Mnie takie przedstawienie jednak urzekło i film mi się podobał, nawet bardzo (9,4/10). Prawda, miejscami zbyt patetycznie, ale doceniam produkcję za inne spojrzenie na Robin Hooda (różni się od "Robin Hood: Książe złodziei", choć i on jest świetnym kinem).
OdpowiedzUsuńZ mojego punktu widzenia, Robin Hood, jako taki nie jest poważny. Legenda o banicie, choć ma drugie dno, jest mało realna, ale za to romantyczna. Moim zdaniem, duet Helgeland-Scott, powinien dopracować fabułę. Ponad 2 godziny, ten film mnie nudził. Ale dla samej bitwy - warto było czekać. Teraz, Scott, powinien nakręcić drugą część - Robin jest banitą, walczy z Szeryfem i Księciem Janem i np. prowadzi do rebelii, w wyniku której powstała Wielka Karta. I taki legenda, też istnieje w Anglii.
OdpowiedzUsuń