środa, 30 października 2013

"Czerwony smok" (2002)

Dziś, będzie o filmie Bretta Ratnera ("Godziny szczytu", "Family Man"), którego scenariusz powstał w oparciu o powieść Thomasa Harrisa, pt. "Czerwony smok" (ang. "Red Dragon"). Jest to prequel do słynnego "Milczenia owiec" i "Hannibala", które wcześniej zostały z sukcesem zekranizowane, odpowiednio przez Jonathana Demme'a (1991) i sir Ridley'a Scotta (2001). Wszyskie opowieści łączy postać doktora Hannibala Lectera, o którego losach możemy też dowiedzieć się z następnej książki, czyli "Hannibal. Po drugiej stronie maski", którą to zekranizowano ładnych parę lat temu, a co warte zaznaczenia, scenografię wykonał do niej sam Allan Starski, polski scenograf, laureat Oscara (R) za "Listę Schindlera" Stevena Spielberga. Może tyle słowa wstępu i czas na recenzję. 

Obraz Williama Blake'a "Czerwony smok i Kobieta Skąpana w Słońcu"
(źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/d/d3/Reddragon.jpg)

Will Graham (Edward Norton) jest byłym agentem FBI. Mieszka teraz na Florydzie i zajmuje się naprawą silników. Ma żonę - Molly (Mary-Louise Parker) oraz pasierba - Josha (Tyler Patrick Jones). Przeszedł na emeryturę, gdyż to on złapał dra Hannibala Lectera (sir Anthony Hopkins). Dzięki swoim umiejętnościom, wejścia w skórę mordercy, o mało nie został zabity przez szalonego, acz bardzo inteligentnego lekarza. Dziś, dr Lecter przebywa w szpitalu psychiatrycznym, prowadzownym przez dr Fredericka Chiltona (Anthony Heald), ponieważ psychiatrzy uznali go za niepoczytalnego, a więc nie mógł pójść do więzienia. 

Edward Norton jako Will Graham
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184991.1.jpg)

W Birmingham, w stanie Alabama oraz w Atlancie, dochodzi do morderstw dwóch szanowanych rodzin. Odpowiednio, Leedsów i Jacobich. Co najdziwniejsze, morderstw ze szczególnym okrucieństwem, dokonano w czasie pełni Księżyca. A druga sprawa, morderca zawsze zostawia ślad - odcisk zębów na ciele ofiary, a dokładniej pań domu. Pierwsze przezwisko szaleńca to "Zębowa Wróżka" (ang. Tooth Fairy). FBI nie daje sobie rady, gdyż potrzebuje Grahama. Na Florydę leci Jack Crawford (Harvey Keitel). Mimo niechęci Willa, udaje się go przekonać do zajęcia się śledztwem, ten ostatni raz. 

Sir Anthony Hopkins jako dr Hannibal Lecter
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184988.1.jpg)

Graham wyrusza do Birmingham i Atlanty. Zaczyna się tworzenie portretu mordercy, w czym Will jest dobry. Ale brakuje wiele rzeczy w układance, a pelnia Księżyca zbliża się ...

Graham zostaje zmuszony do kontaktu z drem Lecterem. Mimo niechęci, decyduje się na spotkanie. Za nim podąża redaktor tabloidu ("Tattlera"), Freddy Lounds (Philip Seymour Hoffman), robiąc zdjęcie agentowi FBI na tle szpitala, gdzie przebywa Hannibal. Wtedy uwagę na Willa zwraca zabójca, a także zaczyna korespondować z Lecterem, poprzez ogłoszenia w gazetach [w książce dokładnie opisano cały mechanizm]. Oczywiście, Chilton i Graham odkrywają całą intrygę i wiadomości "Ząbka". Postanawiają kontaktować się z nim w imieniu Lectera. Nie wiedzą, że mordercy jako następny cel został podsunięty Graham ...

Philip Seymour Hoffman jako Freddy Lounds
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184973.1.jpg)

Z czasem, "Ząbek", na własne żądanie zostaje nazwany "Czerwonym smokiem". W domu ma reprodukcję obrazu Williama Blake'a "Czerwony smok i Kobieta skąpana w Słońcu", który bardzo go podnieca i podburza do zabójstw. W zasadzie są w nim dwie osoby ...

Harvey Keitel jako Jack Crawford
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/185000.1.jpg)

Gdy Graham udziela wywiadu Loundsowi, w którym miesza z błotem "smoka", oskarżając go o homoseksualizm i impotencję, dziennikarz znika. To zabójca, którym okazuje się nieśmiały technik fotograficzny z okolic St. Louis z zajęczą wargą - Francis Dollarhyde (Ralph Fiennes). Wymusza od Loundsa oświadczenie, a potem spala go żywcem pod redakcją. [W książce poznajemy wczesniej tożsamość mordercy - historia z fałszywym inkasentem prądu, czy opis nagrań z morderstw]. 

Ralph Fiennes jako Francis Dollarhyde
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184987.1.jpg)

Śledztwo nabiera rozpędu. Graham zastanawiając się, skąd morderca tak dobrze zna układ domów swoich ofiar, odkrywa, iż to wszystko jest na nagraniach VHS, które zakład Dollarhyde'a montuje ... [W książce tak Will odkrył kolejne potencjalne ofiary - rodzinę Shermanów] Wyrusza do St. Louis, ale "smok" jest szybszy. Ucieka im, a swoją przyjaciółkę, niewidomą Rebę McClane (Emily Watson) przekonuje, iż popełnił samobójstwo [zabija pracownika stacji paliw, który go wkurzył, a w podpalonym domu, strzela mu w głowę przy Rebie - kobieta dotyka zakrwawionych zwłok i zeznaje, że to Dollarhyde]. Wszyscy myślą, że to koniec, ale "Smok" żyje ...

Emily Watson jako Reba McClane 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184986.1.jpg)

Przybyw na Florydę zabić Willa w jego domu. Jednak, pani Graham umie posługiwać się bronią i Dollarhyde ginie, otrzymując kilka nabojów, w tym w głowę. Will, znów zraniony wraca do siebie, a wszystko zostaje zakończone. W filmie, dr Chilton mówi Lecterowi: "Ktoś do ciebie. To młoda agentka FBI ...". 

Mary-Louise Parker jako Molly Graham 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/184992.1.jpg)

Zostając jeszcze przy treści, chciałbym porównać film z książką. Po pierwsze, historia znajomości Lectera i Grahama w powieści ma znaczenie drugoplanowe, a u Rattnera stanowi prolog. Z ksiązki dowiadujemy się też sporo o późniejszym losie Grahama - zabiciu przestępcy, po czym spędził czas w psychiatryku. A potem poznajemy historię jego znajomości z Molly. 

Film, pominął wątek narodzin mordercy - jak to młody Francis z zajęczą wargą mieszkał w domu starców swojej babci, a prawdziwego ojca widział raz w życiu. Za to jego matka miała drugiego męża - Vogta, znanego polityka. I to w domu starców stał się zboczeńcem - czy to macając się z córką sprzątaczki, czy też zabijając zwierzątka. Co prawda, czasem pojawia się głos babci (Ellen Burstyn), ale nie ma tej całej retrospekcji. W książce współczujemy Dollarhyde'owi, mającego zajęczą wargę i opóźnienie w rozwoju (wątek o jego młodości zajmuje 50-60 stron w powieści liczącej sobie niemal 300 stron). Widzimy też jego pozytywne uczucie w stosunku do Reby, której nie chce zabić, choć Czerwony smok mu rozkazuje. Czasem, można mu współczuć ... jednak to on sam wybrał złą drogę. 

Wątek ze zjedzeniem oryginału obrazu, też ma znaczenie psychologiczne. Niestety, w filmie zupełnie pominięty. Moim zdaniem, twórcy z doskonałej opowieści psychologicznej zrobili thriller akcji. Szkoda. 

Freddy Lounds - zabrakło mi myśli, które miał w głowie. Moim zdaniem, P.S. Hoffman nie bardzo pasował do tej roli. Chcieli samych sław i tak sobie wyszło. 

Nawet, sam Lecter był postacią drugoplanową, a w filmie wychodził przed szereg. Tego nie mogę jakoś odpuścić. Ale to nie ja zrobiłem ekranizację. 

Aktorsko, jest w miarę dobrze. Edward Norton ("Podziemny krąg", opisany przez mojego kolegę - BartB, "Iluzjonista", "Skandalista Larry Flynt") pasował do roli zmęczonego życiem agenta FBI, który mimo młodego wieku i doświadczenia przeszedł na emeryturę. Widzimy jego zaangażowanie w śledztwo i zmęczenie na twarzy. Niemal wypisz-wymaluj książkowy oryginał.

Sir Anthony Hopkins ("Człowiek słoń", "Milczenie owiec") odcinał kupony od roli dra Lectera. Kreacja w "Milczeniu owiec" przyniosła mu Oscara (R) i sławę, ale tu Walijczyk (z urodzenia) nie zachwycił. Cóż, gdybym dostał sporą gażę za samo pokazanie się, nie odmówiłbym. Tu co prawda, robi się z niego bohatera pierwszoplanowego, ale jakoś "mu się nie chce". 

Harvey Keitel jako cyniczny Jack Crawford. Pasuje do roli niemłodego już agenta FBI, który dąży do rozwiązania kolejnej sprawy. Jednak, wolę go w "Fortepianie" Jane Campion, czy "Wściekłych psach" Quentina Tarantino. O jego Winstonie Wolfie z "Pulp Fiction", nie wspominając. 

Emily Watson ("Equilibrium", "Gnijąca Panna Młoda") jako Reba McClane. Angielka wczuwa się w każdą rolę i tu jest podobnie. Mam świadomość, iż nie jest to kino artystyczne, ale zagrać przekonywująco niewidomą (dwa razy w życiu byłem opiekunem niewidomych w Berlinie i mniej więcej dostrzegam w jaki sposób się poruszają), to wielka sztuka. 

Philip Seymour Hoffman ("Capote", "Radio na fali", "Idy marcowe") jako Freddy Lounds. Dziennikarz tabloidu, do tego wścibski. W filmie pominięto całą fabułę z jego zaangażowaniem, ale wyszło to obrazowi na dobre. Zrezygnowano z psychologii, idąc w kierunku akcji. Przyzwocie, ale nie wybitnie. 

Wreszcie, Ralph Fiennes ("Harry Potter", "Wierny ogrodnik", "Angielski pacjent") jako "Czerwony smok". Doskonały przeciwnik dla Grahama i drugi aktor, który postarał się zagrać dobrze. Przeraża, niemal tak samo jak Voldemort, choć ta zajęcza warga trochę charakteryzatorom nie wyszła. Ale to szczegół. 

Muzyka Danny'ego Elfmana (wpsółpracownika Tim Burtona, np. "Jeździec bez głowy", "Marsjanie atakują", "Gnijąca Panna Młoda", "Charlie i Fabryka Czekolady", "Edward Nożycoręki") idealnie buduje napięcie w filmie (http://www.youtube.com/watch?v=lk14qqIvLwQ), choć ma trochę motywów baśniowych, niczym z burtonowskich filmów. W sumie, jeśli Danny głównie taką muzykę tworzy, to nie ma się co dziwić. 

Dante Spinotti, Włoch z pochodzenia, odpowiada za zdjęcia. Jego wcześniejsze prace to m.in. "Łowca" z 1986 r. (pierwsza wersja "Czerwonego smoka" - takie oko do kinomanów), "Tajemnice Los Angeles", "Cudowni chłopcy", "X-Men: Ostatni bastion". Tu praca kamery bardzo pomaga wczuć się w mroczny klimat filmu, zwłaszcza te ujęcia w szpitalu psychiatrycznym. Podobnie sprawa ma się, jeśli chodzi o akcję - walka Dollarhyde'a i Grahama. Moim zdaniem, w thrillerach to równie ważne, żeby odczucia wizualne budowały napięcie, a z tego zadania Spinotti wywiązuje się bardzo dobrze.

Reżyser filmu - Brett Ratner
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/23/59/32359/185006.1.jpg)

Podsumowując, rzemieślnik Brett Ratner, stworzył przyzwoite kino. Dobrzy aktorzy - Norton, Fiennes, Hopkins, Keitel, do tego ciekawa historia i równie dopracowana forma. Jednak, za dużo odstępstw od książki i pójście w kierunku akcji, aniżeli psychologii. To jednak była wizja Ratnera i zrobił jak chciał. Warto ten film obejrzeć, ale niestety nie jest to "Milczenie owiec". Rzemiosło, nie sztuka, ale ogląda się dobrze i trzyma w napięciu do końca.

Moja ocena: 7.45/10.

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/23/59/32359/7381659.3.jpg?l=1355116763000)

wtorek, 29 października 2013

"Idy marcowe" (2011)

Dziś będzie bardziej politycznie. Zajmę się filmem w reżyserii George'a Clooney'a pt. "Idy marcowe" (ang. "The Ides of March") . Scenariusz powstał w oparciu o sztukę Beau Willimona, zatytułowanej "Farragut North". Może tyle informacji wstępnych, a przejdźmy do recenzji. Dla osób, które nie wiedzą, tytuł filmu nawiązuje do zabójstwa Juliusza Cezara, którego zamordowali 15 marca 44 r. p.n.e. dawni zwolennicy z Kasjuszem Longinusem i Markiem Brutusem na czele. 

George Clooney jako Mike Morris
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272848.1.jpg)

Gubernator Ohio - demokrata Mike Morris (George Clooney) walczy o nominację swojej partii w prawyborach prezydenckich w swoim stanie. Szefem sztabu wyborczego jest Paul (Philip Seymour Hoffman), a za PR odpowiada fachowiec - Stephen (Ryan Gosling). Morris ma znaczącego rywala - senatora Pullmana (Michael Mantell), którego kampanię tworzy Tom Duffy (Paul Giamatti). 

Paul Giamatti jako Tom Duffy
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272852.1.jpg)

Nikt nie zna ostatecznego wyniku, ale walka trwa. Duffy chce wygrać, podobnie jak Stephen i Paul. Jest rzucanie oskarżeń, wścibska dziennikarka - Ida Horowicz (Marisa Tomei), ale też młodziutka stażystka u Morrisa - Molly Stearns (Evan Rachel Wood). 

Ryan Gosling jako Stephen 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272849.1.jpg) 

Walka, wspomniana powyżej, odbywa się nie tylko na linii Morris-Pullman, ale w samym sztabie gubernatora. Paul chętnie pozbyłby się Stephena, a powód pojawi się w filmie. Widzimy brudy polityki - nieczyste zagrania, szantaże, a nawet tragedię. Jesteśmy świadkami kupczenia - senator Thompson (Jeffrey Wright) za poparcie jednego z kandydatów chce stanowiska sekretarza stanu, bądź wiceprezydenta. A poza tym, ukrywania wielu rzeczy, za wszelką cenę, co prowadzi do tragedii, którą jak to w polityce, można przekuć na swoją korzyść. A Stephen, odkrywająć prawdę o Morrisie, ma pewne wątpliwości co zrobić ...

Philip Seymour Hoffman jako Paul
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272850.1.jpg)

George Clooney, co trzeba mu oddać, działa sprawnie jako reżyser i scenarzysta. Po "Good Night and Good Luck" (2005), wraca jako twórca z kolejnym mocnym obrazem. Thriller polityczny o kampanii wyborczej, obnaża nieznany świat polityki, rozumianej jako "politics", czyli "walki o dojście do władzy". Można tu wyczuć myśl Niccolo Machiavelli o "celu uświęcającym środki". Morris chce wygrać, za wszelką cenę. Gra przed społeczeństwem świętoszka, ale ma romans na boku, co prowadzi do tragedii. Nawet wtedy potrafi przekuć to we własny sukces. A tarcia między członkami jego sztabu, także wpływają na jego sukces - każdy chce być tym, dzięki któremu polityk wygrał. Nie ma tu miejsca na przyjaźń, a jedynie lojalność. 

Dla mnie to wszystko jest oczywiste, bo z tej materii robię doktorat, ale dla zjadacza chleba za oceanem, to pewne nowum - jak polityk, który mówi "i tak mi dopomóż Bóg", jest ateistą, a do tego romansuje i stosuje brudne chwyty. Widać także, że nie każdy może brać udział w tworzeniu kampanii. Tu trzeba mieć grubą skórę i czasem też dokonywać szantażu, żeby być na wierzchu. I tego Stephen się nauczył, choć miał wątpliwości moralne, czy po tragedii może dalej brać w tym udział. 

Powyższa treść, byłaby niczym, bez doskonałych kreacji aktorskich. Ryan Gosling jako Stephen to postać pierwszoplanowa. Jego działania śledzimy przede wszystkim. Gosling ("Pamiętnik", "Drive") choć nie miał wielkiego doświadczenia, tu pokazał, że George Clooney nie pomylił się umieszczając go w tej roli. Widzimy jego rozterki moralne, zaangażowanie w sprawę oraz przemianę i wytworzenie tej "grubej skóry". Niestety, nominacji do Oscara (R) nie było. 

George Clooney, jako Mike Morris, niczym rzymski bożek Janus ma dwie twarze. Oficjalną, czyli świętoszka i gubernatora, a nieoficjalną, wręcz prawdziwą, człowieka bezwzględnego, który nie trzyma się prostej linii. A szantażowany, boi się o swoją karierę, godząc się na warunki Stephena, a później na propozycje senatora Thompsona. Niestety, politycy tacy są, bo zależy im na zwycięstwie. Słowa Stephena: "Prezydentowi ludzie wybaczą wszystko. Rozpętane wojny (...), zadłużenie społeczeństwa, ale nie posuwanie stażystki" idealnie ilustrują postawę Morrisa. I tu Clooney pokazuje swoją klasę aktorską, która z upływem lat poprawia się coraz bardziej. 

Philip Seymour Hoffman ("Capote", "Zapach kobiety", "Radio na fali") to również karierowicz, ale z sukcesami. Bez wahania pozbywa się przyjaciela - Stephena, za nielojalność, choć sam upublicznił ten fakt, idąc do Horowicz. Ma zasługi, ale też "grubą skórę", podobnie do swojego adwersarza z obozu przeciwnika. Szczerze, to miałem wrażenie, iż nie pokazał do końca swojego talentu. Miał być Brutusem, ale nie wpasował się do takiej roli. Może to był zabieg reżysera, żeby skupić się na Goslingu, a reszta aktorów posłużyła za "tło".

Paul Giamatti ("Bezdroża", "Iluzjonista", "Truman Show", "Szeregowiec Ryan", "Człowiek z Księżyca") określił swoją postać jako "bezdusznego cynika". Idealnie opisał Toma Duffy'ego - szefa sztabu Pullmana, który dąży do zwycięstwa swojego szefa. Jest starszy i bardziej doświadczony od Paula, mając więcej sukcesów. To w wyniku jego działań, Stephen odszedł z konkurencji, ułatwiając zadanie. Widać tu klasę aktora doskonałego, którym jest Paul Giamatti. 

Jeffrey Wright ("Syriana", "Casino Royale", "Broken Flowers") w roli senatora Thompsona, obrazuje postawę wielu polityków, którzy mając wpływy, wyciągają z nich korzyści. Za poparcie jednego albo drugiego kandyta, chce dla siebie intratnych stanowisk. Tak to niestety jest, ale Thompson, jak każdy człowiek z głową na karku, jeśli do czegoś doszedł, chce więcej. A w polityce zachłanność widać jeszcze bardziej, bo każdy w przypadku USA dąży do stanowiska w Białym Domu, a po drodze musi przejść całą drabinę kariery. Bez takich ludzi, nikt nie wejdzie na szczyt, stąd tak ważne jest ich poparcie. Wright, choć aktor drugoplanowy, pokazuje swój talent aktorski, w przeciwieństwie do Hoffmana.  

Rachel Evan Wood jako Molly
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272854.1.jpg)

Z ról kobiecych, w zasadzie tylko dwie rzucają się w oczy. Po pierwsze, Rachel Evan Wood ("Zapaśnik", serial "Czysta krew") jako Molly Stearns, córka szefa Krajowego Kongresu Demokratów, o którego wsparcie trzeba zabiegać. Jest miłą stażystką w sztabie Morrisa, romansuje ze Stephenem, a kiedy odkrywamy jej sekret, prowadzi to do tragedii. Ona pokazuje, że moja teza, iż nie każdy nadaje się do polityki, gdyż nie ma tej "grubej skóry", a wręcz bardzo delikatną. Nie wytrzymuje w ciężkim momencie. Współczujemy jej, ale z drugiej strony sama chciała iść "tą drogą". 

Marisa Tomei jako Ida Horowicz
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/29/530029/272851.1.jpg)

Marisa Tomei ("Mój kuzyn Vinny"), jako wścibska dziennikarka, która zbiera informacje, zwłaszcza sensacyjne, nie wypada niestety rewelacyjnie. Jedynie dobra robota, bo zakrało mi tutaj czegość. W "Harry Potter i Czara ognia", Miranda Richardson jako Rita Skeeter wypadła lepiej. 

Zdjęcia Phedon Papamichaela ("Bezdroża", "Spadkobiercy", "Spacer po linie") współgrają z treścią i aktorstwem. Ujęcia twarzy, mają ogromne znaczenie w kampanii wyborczej, a zwłaszcza oczy (vide podstawy marketingu politycznego). Patrząc w czyjeś oczy, od razu widać jego/jej intencje. Dlatego oglądając debaty wyborcze, kamera koncentruje się na twarzy kandydata. Potem, przechodzi na inne części ciała - ważna rola zachowań niewerbalnych. Strój również ma swoje znaczenie - garnitur, koszula, pasek, zegarek itd. Tu Papamichael również stara się pokazywać postaci w ten sposób, w dużej mierze skupiając się na twarzach. I od tej strony, również muszę ten film pochwalić.

Muzyka Alexandre'a Desplata ("Jak zostać królem", "Rzeź", "Autor widmo", dwie ostatnie części sagi "Harry Potter") stanowi doskonałą ilustrację dla całego filmu. Buduje napięcie, podkreśla powagę pracy PRowców oraz polityki, rozumianej jako walka o władzę w państwie. Ale też, powoduje uśmiech na twarzy, w pewnych momentach. Nuta zmienia się, zależnie od sytuacji. Kunszt Desplata można usłyszeć w samym motywie głównym, zarówno bojowym, jak i przyjaznym dla ucha (http://www.youtube.com/watch?v=ImyPkef2aUs). 

Podsumowując, George Clooney ("Syriana", "Good Night and Good Luck", "Gniew oceanu") pokazał swój talent aktorski, a przede wszystkim reżyserski. Będąc jednym ze scenarzystów, stworzył doskonały thriller polityczny, pokazujący politykę od kuchni, ze wszystkimi jej brudami i bezwzględnością. Niczym Machiavelli, pokazał, że "cel uświęca środki". A żeby coś osiągnąć, poza "grubą skórą" i talentem, trzeba też mieć wsparcie. W USA tego nie wiedzą, a w Polsce to podstawa. Do ciekawej historii, dodajmy niemalże perfekcyjne aktorstwo i równie świetną formę. Wychodzi film wart uwagi, na który można poświęcić te 97 min. Ale też pojawia się pytanie - czemu tylko nominacja do Oscara (R) za scenariusz?? Czyżby akademicy byli jak Mike Morris - świętoszkowaci ludzie, którzy wolą ukrywać to co złe?? 

Moja ocena: 9.55/10.

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/00/29/530029/7425031.3.jpg?l=1346558050000)

niedziela, 27 października 2013

"G.I. Jane"

Po ciekawych "Drapieżcach" teraz czas na coś zupełnie innego. Biorę na warsztat film sir Ridley'a Scotta
pt. "G.I. Jane" z roku 1997. Pamiętam, gdy wchodził on do kin w Polsce, to na Polsacie był wywiad
z odtwórczynią głównej roli oraz twórcami obrazu. Wtedy nie kojarzyłem jeszcze nikgo, prócz głównej bohaterki. Dziś, po ponad 16 latach jest już zupełnie inaczej, o czym poniżej.

Demi Moore jako por. O'Neil
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/54/54/241006.1.jpg)

Danielle Alexandra napisała książkę pt. "G.I. Jane", którą postanowił zrealizować sam sir Ridley Scott ("Gladiator", "Łowca androidów"). Autorka powieści, wraz z Davidem Twohy'm ("Nieśmiertelny") napisała scenariusz. W roli porucznik Jordan O'Neil wystąpiła Demi Moore ("Uwierz w ducha", "Niemoralna propozycja"). Warto dodać, iż Moore, wsławiła się wcześniej kontrowersyjnym zdjęciem na okładce "Vanity Fair", gdzie zaprezentowała się zupełnie nago w zaawansowanej ciąży, kumulując na sobie sporą krytykę, z powodu przekroczenia pewnych granic. Stąd jej zatrudnienie do tej roli, bardzo zainteresowało dziennikarzy w Hollywood. W filmie postać przez nią kreowana, też znajduje się w centrum zainteresowania ...
Starszy bosman sztabowy J.J. Urgayle (Viggo Mortensen) i por. O'Neil (Demi Moore)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/54/54/240992.1.jpg)

Senator Lillian DeHaven (śp. Anne Bancroft, czyli legendarna pani Robinson z "Absolwenta") krytykuje Theodore'a Hayesa (Daniel von Bargen) za raport resortu obrony, w którym za katastrofę myśliwca oskarżono pilota płci żeńskiej (jak się okazało bezpodstawnie).  Rozpoczyna to dyskusję, czy kobiety nadają się do wojska. DeHaven uważa, że tak, nawet w jednostkach specjalnych. Porucznik O'Neil jest pracownicą centrali wywiadowczej amerykańskiej marynarki wojennej. Gdy w jej kierunku skierowana zostaje propozycja wstąpienia elitarnych Marines, czyli piechoty morskiej, nasza bohaterka decyduje się rozpocząc trening. Całym procesem szkolenia kieruje sadystyczny starszy bosman sztabowy (Master Chief) John James Urgayle (Viggo Mortensen). O'Neil z początku nie wie, iż stała się pionkiem w grze senator DeHaven. 

Ujęcie z pierwszego treningu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/54/54/240995.1.jpg)

Co chwilę odpadają mężczyzni, ale dzielna żołnierka trzyma się. Przeszkodzy piętrzy jej Urgayle, nawet wprowadzając ustawowe ułatwienia. Przeciwko O'Neil staje też pani doktor, którą trzeba było zatrudnić,
z racji jej kobiecości. Media z czasem podchwyciły temat, umieszczając zdjęcia z ukrycia, a naszą bohaterkę nazywając "G.I. Jane". Wtedy to O'Neil zdaje sobie sprawę, iż nie może już zawrócić, mimo wykorzystania przez panią senator. Wtedy goli się na zero, poświęcając swoje włosy, element, dzięki któremu można ją było poznać z daleka. Ciekawostka: fryzjera zagrał Arthur Max - scenograf filmu. 

Po zajęciach w terenie, które wymknęły się spod kontroli, Urgayle dosłownie walczy z panią porucznik,
aż leje się krew. Wtedy to bosman sztabowy rozumie, że przegrał. O'Neil przechodzi szkolenie. Ale to nie koniec całej historii.
Śp. Anne Bancroft i sir Ridley Scott
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/00/54/54/241009.1.jpg)

Gdy amerykański satelita szpiegowski spada na libijskiej plaży, Marines wysyłają swoją jednostkę, której przewodzi sam Urgayle. Poza sympatyczną panią porucznik, w skład oddziału wchodzi także Slovnik (James Caviezel). Potem jest już schematycznie. Libia, lądowanie komandosów, strzelanina, a O'Neil ratuje rannego Urgayle'a. Oczywiście, przybycie dodatkowych jednostek z lotniskowca, to już prawdziwy styl a'la Scott. 

Już tyle o treści. Generalnie jest bardzo schematycznie. Szkolenie, którego kobieta nie da rady przejść,
tu zalicza, mimo "trudów". Trudno też będzie mi wskazać jakieś pozytywne strony, bo to rzadka okazja do zmieszania filmu z błotem.

Demi Moore za swoją kreację otrzymała Złotą Malinę (R). Zasłużenie, gdyż nie różniła się tu niczym od Stevena Seagala czy Dolpha Lundgrena. Drewniana gra i tyle. Do tego mało realne szczęśliwe zakończenie treningu.

Viggo Mortensen ("Władca Pierścieni", "Historia przemocy") idealnie pasuje do roli Urgayle'a. Prawdziwy podoficer, który wyciska ostatnie poty z kadetów. Choć tu trochę przegina. Ponoć, sir Ridley postanowił zatrudnić Viggo po tym, jak zobaczył go w filmie "Karmazynowy przypływ", swojego brata, niestety już
śp. Tony'ego Scotta. W 1997 r. Mortensen był mało znanym aktorem, ale dzięki występowi w "G.I. Jane", wpadł w oko sir Peterowi Jacksonowi i został Aragornem kilka lat później.

Anne Bancroft, choć wybitna aktorka, tutaj się nie popisała. Z drugiej strony, miała drugo-, czy nawet trzeciplanową rolę. Miło, że jednak wystąpiła. Za pewne dla pieniędzy, ale zawsze wiele osób zobaczyło ją pierwszy raz w jakiejś roli. Potem, usłyszawszy, iż to pani Robinson, sięgnęli do "Absolwenta". A to akurat wyszło na dobre.

James Caviezel wystąpił za krótko, żeby go ocenić. Do historii przejdzie 7 lat później za rolę
w filmie Mela Gibsona o ostanich godzinach Chrystusa, czyli "Pasji". Można go tutaj zobaczyć jak wygląda w rzeczywistości, gdyż nie miał na sobie tyle charakteryzacji.

Muzyka Trevora Jonesa ("Ostatni Mohikanin", "Liga Niezwykłych Dżentelmenów", "Notting Hill") nie zachwyca. Jedynie ciekawe momenty, ale niestety nic zapadającego w pamięć. Motyw główny robi wrażenie, ale godzinę później się go już nie pamięta (http://www.youtube.com/watch?v=4iEe3KYb3i4).

Zdjęcia Hugh Johnsona to z kolei duży plus. Ujęcia Libii, a w rzeczywistości Maroka. Praca kamery
w scenach treningu, czy walki w Afryce Północnej - doskonale zrobione. Charakterystyczne dla filmów Scotta!

Dźwięk i efekty specjalne nie mogą być potępione. Te 50 mln USD budżetu, pod kątem techniczym dobrze spożytkowano. Jednak, to film akcji, gdzie aspekt techniczny to połowa sukcesu.

Podsumowując, "G. I. Jane", to świetnie wykonany technicznie obraz, ale z małą realistyczną treścią, do tego z niezbyt dobrym aktorstwem. Jedynie Viggo Mortensen zasługuje tutaj na uwagę. Ze wszystkich innych aktorów, to on potem zrobił karierę. Dla tych, którzy chcą obejrzeć "G.I. Jane": lepiej sięgnąć do "Uwierz w ducha", "Absolwenta", czy "Pasji", niż męczyć się na seansie. Akcja jest przewidywalna, co odbiera sporą przyjemność z oglądania. Jednak, nie ocenię go strasznie nisko, gdyż jednorazowy seans w piątek wieczorem, tak o 20.00 nie powinien zaszkodzić. A przede wszystkim ma jakieś zalety!

Moja ocena: 5.3/10.

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/00/54/54/7306113.3.jpg?l=1260460661000)

"Drapieżcy" (1999)

"Proszę nam opisać smak ludzkiego mięsa w trzech słowach." - te słowa dwóch kontrowersyjnych prezenterów pewnej radiostacji doskonale ilustrują treść niniejszego filmu. Nie jest to obraz przyrodniczy, ani popularno-naukowy, lecz prawdziwy horror, co w przypadku zbliżającego się Halloween, można uznać za recenzję "na czasie".

"Drapieżcy" (ang. "Ravenous") w reżyserii Antonii Bird, dzieją się mniej więcej po wojnie secesyjnej (1861-1865). Kapitan John Boyd (Guy Pearce) - bohater wojenny w nagrodę za swoje zasługi zostaje wysłany do zapyziałego fortu w Kaliforni, którym dowodzi pułkownik Hart (Jeffrey Jones). Nic tam się nie dzieje, a ludzie wydają się znudzeni życiem, a wręcz trochę przerażający.

Guy Pearce jako kpt. Boyd
(źródło: http://content7.flixster.com/question/38/46/52/3846521_std.jpg)

Pewnego dnia wszystko się zmienia ... do fortu przybywa zmarznięty i przerażony Colqhoun (Robert Carlyle). Wojskowi zajmują się nim, a po paru dniach, gdy już wydobrzał, opowiada im swoją historię. Otóż, wraz z grupą osadników przenosił się z innego miejsca. Dowodził nimi pułkownik Ives, który po dłuższym pobycie w jaskinii, zaczął mieć kanibalistyczne zachowania. Colqhoun uciekł stamtąd w celu znalezienia pomocy. Kiedy mógł już opuścić fort, grupa żołnierzy wybrała się z nim we wskazane miejsce.

Robert Carlyle jako Colqhoun
(źródło: http://billsmovieemporium.files.wordpress.com/2011/07/ravenous-calhoun.gif)

Tam okazało, że kanibalem jest sam Colqhoun. Ciężko zranił pułkownika Harta, a kilku żołnierzy zabił. Chciał też zjeść Boyda, ale ten nie dał się, skacząc w przepaść. Pechowo, zjechał do dołu z martwym żołnierzem. Obolały i ze złamaną nogą, żeby przeżyć musiał spróbować towarzysza...

Gdy było to możliwe wrócił do fortu, a tam wraz z generałem Slausonem (John Spencer) przybył ... pułkownik Ives (Robert Carlyle), którego Boyd oskarżył o bycie Colqhounem. Niestety, nie udowodnił swoich podejrzeń. Po kilku dniach, na swoje stanowisko powrócił pułkownik Hart. Jednak nie wszystko było w porządku ... Ives zranił Boyda, żeby przymusić go do jedzenia ludzkiego mięsa. Nikt już nie zachowywał się normalnie. A niedługo miał ich odwiedzić generał, którego Ives chciał wprowadzić do kręgu kanibali. Tu, Boyd postanowił się zbuntować.

Może tu urwę, gdyż nie chcę zdradzać zakończenia.  Często opisuję filmy, których najmocniejszą stronę stanowi gra aktorska. Tu jest dokładnie tak samo. Guy Pearce ("Tajemnice Los Angeles", "Jak zostać królem", "Prometeusz", "Iron Man 3") nie ciągnie całego filmu, ale nie można jego grze nic zarzucić. Przerażony z początku, z konieczności staje się jednym z kanibali. W przeciwieństwie do reszty, nie daje się zniewolić tej chorej żądzy, walcząc z nią. Równorzędny przeciwnik dla Colqhouna/płka Ivesa, granego przez Roberta Carlyle'a ("Goło i wesoło", "Trainspotting", "Świat to za mało"). Szaleniec i kanibal, który wciąga kolejne osoby w swoje szaleństwo. Widzimy go, jak zwabia w pułapkę niczego nieświadomych żołnierzy, żeby ich potem zjeść. Ale Boyda docenia i chce włączyć go w swój chory krąg. Dosłownie przeraża!
Jeffrey Jones ("Amadeusz", "Polowanie na Czerwony Październik", "Jeździec bez głowy", "Sok z żuka") pojawia się w ważnej roli, ale nie błyszczy. Choć miał pole do popisu, to jedynie był tłem dla duetu Pearce-Carlyle. Szkoda.
Jeffrey Jones jako płk Hart
(źródło: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjF8onUpgspUQDREYNdZGfHlD46y9CTvygj4dwlVt7ereGAnhKpUo5a7MtdGJ3UYjRIlTqfNbUXuMPk0IIIW4HWlGAwSjkrEKrBaf3tDF3ORLfZa-49P3AHXEkr_Q95-2GoXI839Ryf5eo/s1600/Ravenous23423423434.png)

Zdjęcia Anthony'ego Richmonda zapadają w pamięć. Akcja filmu dzieje się w Kaliforni, ale nakręcono go w Czechach, na Słowacji oraz w Meksyku. Ujęcia gór z trzech różnych krajów, czy dynamika kamery w scenach akcji. Doskonała robota!

Bez muzyki Michaela Nymana ("Fortepian"), aktorstwo, a raczej duet Pearce-Carlyle oraz zdjęcia Richmonda nie byłyby dopełnione. Na początku, jest niepozorna - scena, w której Boyd przybywa do fortu (http://www.youtube.com/watch?v=vLt98WxrYAw). Gdy pierwszy raz ogląda się ten film, to motyw początkowy nie zwiastuje co się stanie. Za to w scenie walki z Colqhounem, Nyman pokazał swój profesjonalizm, tworząc bardzo skoczną melodię, ale nie oddającą dramatu historii, a jedynie szaleństwo postaci w formie trochę prześmiewczej (http://www.youtube.com/watch?v=p0fZW8jDJbo).

Podsumowując, "Drapieżcy" są idealną pozycją na zbliżające się Halloween. Cały horror koncentruje się nie na fizycznym spożywaniu ludzi, a na aspekcie psychologicznym. Szaleństwo bohaterów ma miejsce w ich głowie - chcą spożywać ludzkie mięso, żeby nabrać sił do życia. I to jest dla mnie wielki plus tegoż filmu, obok aktorstwa i wykonania. Mało osób zna "Drapieżców", więc jeśli się ich jeszcze nie widziało, warto to zrobić w najbliższym czasie. 

Moja ocena: 8.2/10.



(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/09/56/30956/7570156.3.jpg?l=1380069024000)

piątek, 25 października 2013

"3:10 do Yumy" (2007)

Zostajemy w USA, a raczej przenosimy się na Dziki Zachód. Dziś, zajmę się filmem w reżyserii Jamesa Mangolda pt. "3:10 do Yumy" (ang. "3:10 to Yuma"), który jest remake'm obrazu Delmera Davesa z 1957 r. Druga rzecz warta odnotowania, to dopiero drugi western opisywany przeze mnie w ramach niniejszego bloga, ale za to pierwszy amerykański. 

Dan Evans (Christian Bale)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/05/46/200546/140284.1.jpg) 

Dan Evans (Christian Bale) to jednonogi kowboj, którego farmę pustoszą różni bandyci. Pewnego wieczora traci sporą część swojego dobytku, a na dodatek potrzebuje pieniędzy na spłatę długów. W jego miasteczku w ręce sprawiedliwości wpadł Ben Wade (Russell Crowe). Jedyne co trzeba zrobić z groźnym przestępcą to odstawić go na odpowiednią stację kolejową na tytułowy pociąg o 3:10 do Yumy, w której ma rozpocząć się jego proces. Evans decyduje się podjąć tegoż zadania ze względu na swoją rodzinę - żonę Alice (Gretchen Mol) oraz synów. W konwoju, poza inwalidą biorą udział miejscowy szeryf, Greyson Butterfield (Dallas Roberts), doktor Potter (Alan Tudyk), Bayron McElroy (Peter Fonda) i Tucker (Kevin Durand). Na dodatek, za nimi podąża syn Dana - William (Logan Lerman).

Ben Wade (Russell Crowe)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/05/46/200546/140291.1.jpg)

Jednak nie jest to takie łatwe, gdyż kompani Wade'a tropią całą wyprawę, próbując uwolnić swojego szefa za wszelką cenę. Bandytom przewodzi bezwględny Tommy Darden (John Whitworth).

Fabuła wydaje się prosta jak drut, ale w rzeczywistości wszystko się komplikuje. Evans i Wade zaprzyjaźniają się przez całą podróż. Wrogowie zaczynają mieć do siebie coraz większy szacunek. A nawet, gdy Wade jest blisko uwolnienia, postępuje nieracjonalnie ... ale zakończenie jest otwarte.

Evans (Bale) i Wade (Crowe)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/05/46/200546/140304.1.jpg)

Najmocniejszą stroną filmu jest oczywiście aktorstwo. Christian Bale (trylogia "Batman" Chrisa Nolana, "Prestiż", "Equilibrium") gra twardziela, choć będącego kaleką. Inaczej niż zazwyczaj. Często kowboje mieli urazy psychiczne, a tym razem jest to kwestia fizyczności. Nie ma nogi, ale nie poddaje się. Broni rodziny, a także decyduje się na ryzykowne zachowanie z udziałem w konwoju. Walijczyk Bale pokazuje, że nie tylko dobry z niego Batman, ale i doświadczony przez życie ojciec rodziny. Brawo za kreację!

Russell Crowe ("Gladiator", "Tajemnice Los Angeles", "Robin Hood") w roli groźnego bandyty budzi sympatię widza. Choć jest groźny, ma też swoje zasady i honor. Docenia swojego konwojenta i rozumie jego pobudki, dlaczego podjął się takiego zadania. Aparycja wybtinego matematyka z "Pięknego umysłu" (recenzja na blogu mojego kolegi BartB), który za kilka miesięcy przytyje 25-30 kg (na oko) do roli w filmie "W sieci kłamstw" (2008) została zmieniona na bardziej kowbojską - zarost, opalenizna, trochę wysuszona skóra. Pełne poświęcenie i równorzędna gra, obok Bale'a.

Pozostali aktorzy jakoś specjalnie się nie wyróżnili, a szkoda. Peter Fonda to syn słynnego Henry'ego Fondy i brat równie znanej Jane Fondy. Ben Foster, znany z "X-Men: Ostatni Bastion", pojawił się w tle i tyle. Mogło być lepiej.

Zdjęcia Phedona Papamichaela ("Bezdroża") robią wrażenie na widzu. Te ujęcia Dzikiego Zachodu - góry, prerie, czy też sceny po zmroku, zapadają na długo w pamięć. Praca kamery w czasie scen akcji - pościgów, strzelanin, dodaje filmowi uroku. Bo i to tutaj chodziło!

Pożar na ranczu Evansa
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/05/46/200546/105828.1.jpg)

Muzyka Marco Beltramiego ("Szklana pułapka 4.0", "The Hurt Locker") niestety nie jest warta zapamiętania. Można jej posłuchać, a wrażenie robią arie na gitarze akustycznej. Jednak dziwi mnie nominacja do Nagrody Akademii (R).

Dźwięk (druga nominacja do Oscara (R)) jest przygotowany znakomicie. Słychać wiele godzin pracy dźwiękowców. W westernie, filmie akcji czy wojennym sprawy dźwiękowe mają ogromne znaczenie dla realizmu. Odgłosy wystrzałów i wybuchów muszą brzmieć porządnie, gdyż inaczej ma się wrażenie sztuczności.

Podsumowując, "3:10 do Yumy" to doskonale wykonana robota. Przywrócenie choć na chwilę blasku całemu gatunkowi [westernom], do tego w gwiazdorskiej obsadzie, gdzie na pierwszy plan wychodzi duet laureatów Oscara (R) Crowe-Bale. Moim zdaniem, choć nie jest to dzieło wybitne, to jednak wymaga poświęcenia uwagi (trwa jedynie 90 min). Można, choć na chwilę przypomnieć sobie złote czasy westernów, aczkolwiek podane we współczesnej formie. A czasu na seans się nie zmarnuje, gdyż spędzi się go w przyjemny sposób.

Moja ocena: 8.0/10.


(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/05/46/200546/7175876.3.jpg?l=1195924581000)

czwartek, 24 października 2013

"Kick-Ass" (2010)

Dziś o bardzo ciekawym, acz równie surrealistycznym filmie z 2010 r., pt.. "Kick-Ass", wyreżyserowanym przez Matthew Vaughna ("Gwiezdny pył", "X-Men: Pierwsza klasa"). Fabułę oparto na podstawie komiksu, autorstwa Marka Millara i Johna Romity Jr. Przyznam, że trzy lata temu plakaty reklamowe zalały całą Warszawę, a potem już w Southampton, gdy obraz ten wyszedł na DVD i Blu-Ray, również i brytyjskie miasta. Trochę konwencja przypomina mi opisane wcześniej "Hot Fuzz. Ostre psy". Może jednak od początku. 

Kick-Ass
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/149891.1.jpg)

Dave Lizewski (Aaron Johnson) to nastoletni uczeń liceum. Pewnego dnia przy śniadaniu traci matkę, ale generalnie nie różni się od swoich równieśników. Jest trochę nierozgarnięty i lubi komiksy. Ma dwóch kolegów - Marty'ego (Clark Duke) i Todda (Evan Peters), z którymi spędza całe dni po lekcjach na czytaniu obrazkowych historii. Zainspirowany komiksami, postanawia stworzyć superbohatera. Kupuje kostium i dwie pałki na Ebay'u czy Amazonie (takie amerykańskie Allegro). Przywdziewa swój strój i za pierwszym razem obrywa nożem. Trafia do szpitala, prosząc o zabranie kostiumu. Oficjalnie znaleziony w bieliźnie, implikuje plotki, jakoby został zgwałcony. Szkolna piękność - Katie Deauxma (Lyndsy Fonseca), zaprzyjaźnia się z nim, gdyż uważa go za geja.

Dave (A. Johnson)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/149893.1.jpg)

Gdy Dave wrócił do siebie, znów przywdział kostium, wyruszając w miasto. Pomógł tam jakiemuś Latynosowi, którego gonił gang. Oczywiście, ludzie sfilmowali całe zajście, zamieszczając nagrania na YouTube, a prasa nadała mu pseudonim "Kick-Ass". Wtedy całe miasto zwariowało na jego punkcie.

Hit Girl
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/192663.1.jpg)

Pewnego dnia, Kate, poprosiła Dave'a, żeby przekazał jej prośbę do "Kick-Assa". Otóż, miał w jej imieniu zerwać z pewnym czarnoskórym facetem, jak się potem okazało żołnierzem mafii, niejakiego Franka D'Amico (Mark Strong). Gdy było wiadomo, że nie wyjdzie żywy, do akcji wkroczyła Mindy Macready (Chloë Moretz), czyli  „Hit Girl”. Sama zrobiła porządek z gangsterami, przy pomocy swojego ojca -  Damona „Big Daddy” Macready'ego (Nicolas Cage).

Damon Macready (N. Cage)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/192670.1.jpg)

Co ciekawe, Macready był kiedyś policjantem, który nie chciał wziąć łapówki. D'Amico zniszczył go, poprzez opłaconego przez siebie komendanta i partnera stróża prawa -  Detektyw Vic Gigante (Xander Berkeley) . Gdy Damon siedział w więzieniu, jego żona zmarła, a małą Mindy zajął się sierżant Marcus Williams (Omari Hardwick). Macready, trenował w zakładzie karnym, a po wyjściu, przyuczył swoją córkę, postanawiając zemścić się na D'Amico.

O zabójstwo byłego chłopaka Kate i jego ludzi, gangster oskarżył Kick-Assa, wykorzystując swojego syna - Chrisa (Christopher Mintz-Plasse). Otóż, stał się on "Red Mistem" - nowym mścicielem, który złapał handlarza narkotyków - D'Amico senior poświęcił jednego ze swoich ludzi. Co można dodać - Red Mist miał być przynętą dla Kick-Assa oraz rodziny Macready. Kate dowiaduje się prawdy - Dave nie jest gejem, a na dodatek to także Kick-Ass.

Frank D'Amico (M. Strong) z synem Chrisem (C. Mintz-Plasse)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/192664.1.jpg)

Gdy D'Amico złapał tylko Dave'a i Damona, zaczął torturować ich na żywo ... ale Mindy, udało się zbiec, a potem uratować ojca i znajomego na wizji. Od tego momentu rozpoczyna się zemsta, gdyż Damon nie przeżył ...

Jakby to ująć, Kick-Ass, wraz z Hit Girl, wpuszczonej do budynku przez nic nie podejrzewającego odźwiernego (Jason Flemyng), "spuszczają łomot" wszystkim. A walka D'Amico senior i Mindy śmieszy, a zwłaszcza jej zakończenie.

Film jest bardzo przewidywalny. Ale czy o to nie chodziło tutaj? Zapewne tak. Aktorsko jest nieźle. Nicholas Cage ("Zostawić Las Vegas", "Skarb Narodów") bawi i smuci, gdy ginie. Nawet współczuje się mu cały i rozumie jego działanie. Mark Strong ("Rocknrolla", "Sherlock Holmes", "Robin Hood"), jak zawsze dobrze wpasowuje się w rolę czarnego charakteru. Przeraża, ale też walcząc z dziewczynką, bawi.

Aarona Johnsona widziałem wcześniej w "Iluzjoniście" (2006), gdzie zagrał młodego Eisenheima. Tutaj przewodzi całej obsadzie, mimo młodego wieku (miał wtedy 20 lat - rocznik 1990). Choć to mało realna opowieść, nadaje się jej charakteru prawdopodobnej, poprzez kreację Johnsona właśnie.

Mindy (C. Moretz)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/90/66/489066/192680.1.jpg)

Chloë Moretz ("Mrocznie cienie", "Hugo i jego wynalazek" - recenzja mojego kolegi BartB), wtedy 13stoletnia (obecnie 16 lat) robi furorę swoją grą. Umie się bić, ale ma też śmieszne sceny. Silna postać kobieca i zapowiedź, miejmy nadzieję wielkiej kariery aktorskiej.
Lyndsy Fonseca (znana jako córka Teda z serialu "Jak poznałem waszą matkę"), mnie nie zachwyca. Pojawiła się i tyle. Wielka szkoda.
Christopher Mintz-Plasse, choć ma ponad 20 lat, zawsze gra nastolatków. Tu, podobnie do "Postrachu nocy" jest tak samo. Nie wiem jak on to robi, bo ja w jego wieku wyglądałem znacznie starzej. Będzie z niego ciekawy aktor charakterystyczny.

Zdjęcia Bena Davisa ("Gwiezdny pył", "Gniew Tytanów") można określić jako fachowo wykonane. Ujęcia nocne, a raczej, gdy gaśnie światło. Praca kamery "na haju", a przede wszystkim w scenach walki, gdy operator nadąża za akcją - perfekcja, co ma swoje znaczenie w filmie akcji.

Muzyka Ilana Eshkeriego ("Johnny English reaktywacja") nie powala na kolana. Znane piosenki, grane w czasie scen walki, pogłębiają ich odbiór. Jednak, bez rewelacji.

Dźwięk i efekty specjalne,a także choreografia walk stoją na wysokim poziomie. Widać, że budżet na poziomie 30 mln USD nie został zmarnowany.

Podsumowując, choć "Kick-Ass" nie jest dziełem wybitnym, to trzeba mu poświęcić uwagę. Sporo dobrego aktorstwa, perfekcyjne wykonanie techniczne, nieszablonowa, acz przewidywalna fabuła. A wszystko to okraszone interesującym poczuciem humoru, vide sceny walki Hit Girl, gdzie sama pokonuje wielu przeciwników. Cały ten surrealizm służy seansowi, gdyż "Kick-ass" jest to coś nowego na rynku. Taki powiew świeżego powietrza, mimo swoich wad. Doskonała pozycja na piątkowy wieczór, lub jak było w moim przypadku na noc przed wyjazdem, kiedy i tak nie mogę spać.

Moja ocena: 7.75/10.

UWAGA: Ze względu na wszechobecną przemoc oraz wulgarny język, nie poleca się by, obraz ten oglądały osoby poniżej 18go roku życia!!! 

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/90/66/489066/7320031.3.jpg?l=1347600260000)

poniedziałek, 21 października 2013

"Władcy Wszechświata"

Dziś będzie trochę inaczej niż zwykle. Otóż zajmę się filmem z 1987 r., pt. "Władcy Wszechświata", który przedstawia nam historię nie byle kogo, bo samego He-Mana. Na dodatek, w formie fabularnej, a nie kreskówki, jak to było zazwyczaj. A jeszcze dochodzi inny element: He-Man ze swojego świata przenosi się do USA lat 80-tych, gdzie będzie walczyć z samym ... Szkieletorem. Brzmi kusząco, a jak jest, a raczej było podczas seansu?? O tym poniżej.

Dolph Lundgren jako He-Man
(źródło: http://www.kolektomagazine.com/HTMLFiles/FilmArticles/FilmArticleImages/80sAction/dolph-lundgren-he-man.jpg)

Eternia (planeta, gdzie mieszka He-Man) jest pogrążona w wojnie. Posępny Czerep, wraz z Wróżką zostaje zajęty przez Szkieletora (Frank Langella). Jego wojska tłumią opór w każdym miejscu na Eterni. Nadzieją dla ludzi jest He-Man (Dolph Lundgren), przewodzący ruchem oporu. Dzielnego herosa wspomagają - Duncan (Jon Cypher), ze swoją córką Teelą (Chelsea Field). Pewnego razu, udaje im się uratować Gwildora (Billy Barty) - karła, wynalazcę z długą rudą brodą. Złapali go żołnierze Szkieletora i prowadzili do swojego władcy. Otóż, Gwildor stworzył klucz czasu, w dwóch egzemplarzach - o jeden poprosiła go Zła Lin (Meg Foster - starsza siostra Jodie Foster), prawa ręka Szkieletora, a drugi zachował dla siebie. Podczas nieudanej ucieczki, cała czwórka wpadła w ręce złowrogiego maga. W zdobytym przezeń Posępnym Czerepie, którego moc chce posiąść, uwięziona Wróżka traci swoje siły. Można ją uratować, pokonując Szkieletora. W wyniku chaotycznej walki, Gwildor przenosi całą czwórkę w inne miejsce we wszechświecie, dowolnie przez siebie wybrane. I tak, He-Man trafia do USA lat 80-tych, gdzie pomoże im Julie Winston (Courtney Cox) ze swoim chłopakiem Kevinem Corriganem (Robert Duncan McNeill). Ich tropem podąża Szkieletor i detektyw Lubic (James Tolkan). Ostatecznie, wszystko zakończy się wielką walką w Eternii. Generalnie, standardowa fabuła.

Frank Langella jako Szkieletor
(źródło: http://subversify.com/wp-content/uploads/2011/07/Skeletor41.jpg)

Aktorsko, jest średnio. Jedynie Frank Langella ("Frost/Nixon", "Dziewiąte wrota", "Lolita" z 1997 r.) prezentuje jakiś poziom artystyczny. Mimo sporej ilości charakteryzacji na twarzy, słychać jego charakterystyczny głos. Szkieletor przeraża swoją obsesją, ale to jednak nie była rola na miarę możliwości Franka.

Długowłosy Dolph Lundgren, do tego z klatą na wierzchu, wygląda niczym Conan. Walczy niczym mityczny heros, oczywiście zwycięża... ale niestety, to tylko drewniane aktorstwo. O dziwo, sporo mówi jak na swoją rolę, choć jego angielski w 1987 r. był gorszy, niż np. w "Uniwersalnym żołnierzu" Rolanda Emmericha. Szkoda. Nawet "Mam moc" ("I have a power!") nie rekompensuje słabej gry Lundgrena.

James Tolkan jako policyjny detektyw Lubic na prawdę bawi widza. Oskarżany przez kolegów
o przywidzenia odnośnie Szkieletora, ostatecznie walczy o wolność Eternii, zostając już w niej na zawsze. Najwięcej osób kojarzy go z rolą w "Top Gun", natomiast tutaj gra inną postać. Obok Gwildora, drugi rozmieszający na ekranie bohater.

Courtney Cox jako Julie
(źródło: http://t0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTo_JZ0kOHBNtnVVM72269QG2R4L4OQjEIxVhKjlPsUNLI-XsE-)

Courtney Cox w latach swej młodości, na kilka lat przed "Przyjaciółmi" jeszcze zbierała doświadczenie. Jej rola to było szlifowanie formy przed wpsomnianym powyżej serialem. Oceniłbym grę Cox jako "w porządku".

Muzykę, ku mojemu zdziwieniu napisał sam Bill Conti ("Rocky", "Tylko dla Twoich oczu", serial "Dynastia"). Wybitny kompozytor przy filmie fantasy - w latach 80-tych coś nie do pomyślenia, a po sukcesie "Władcy Pierścieni", już nic nadzwyczajnego.

Zdjęcia Hanany Baera to jedynie dobra robota. Kamera czasem nie nadążała za akcją - walka He-Mana i Szkieletora, czy pościgi na latających deskach. Ale pozostałe ujęcia mogą się podobać. 

Efekty specjalne i dźwięk są wykonane przyzwoicie, choć czegoś mi tam zabrakło. Rozumiem ograniczenia budżetowe tego filmu, ale tu kwestie techniczne odgrywają najwięszką rolę.

Podsumowując, Gary Goddard, przeniósł na ekran uniwersum He-Mana. Zaangażował znanych aktorów, mimo budżetu na poziomie 22 mln USD. Jednak, jak zwykle w USA nie wyszło. Z ciekawego pomysłu, stworzono potworka, który trwa 102 min, ale po godzinie już nudzi, gdyż przewiduje się jego zakończenie. Przeniesienie akcji na chwilę do USA lat 80-tych uważam za nieudany zabieg. Lepiej było pozostać w Eternii, a widzom, w ogóle nie oglądać tego filmu. Może inaczej to ujmę - obejrzeć można, aczkolwiek bez rewelacji. I na własną odpowiedzialność.

Moja ocena: 5.0/10
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/75/93/7593/7177853.3.jpg?l=1246415526000)

czwartek, 3 października 2013

"Czas patriotów"

Znając już uwarunkowania Irlandii Północnej, można przejść do recenzji innego filmu. A jest to "Czas patriotów" (ang. "Patriot Games") w reżyserii Phila Noyce'a ("Polowanie na króliki", "Salt"). Scenariusz powstał w oparciu o powieść pod tym samym tytułem, autorstwa Toma Clancy'ego. Jest to kolejna część przygód analityka CIA - Jacka Ryana. W "Polowaniu na Czerwony Październik" Ryana zagrał Alec Baldwin, lecz z powodu innych kontraktów, doszło tutaj do zmiany. W roli głównej wystąpił Harrison Ford.

Harrison Ford i Anne Archer
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/47/92/4792/335734.1.jpg)

Wspomniany powyżej Jack Ryan jest z żoną (Anne Archer) i córką (Thora Birch) na wakacjach w Londynie. Idąc w pewnym miejscu widzi próbę zamachu na członka rodziny królewskiej - lorda Williama Holmesa (James Fox)*. Jako były agent CIA nie chce biernie przyglądać się całemu zajściu. Rusza na pomoc. Zabija jednego z terrorystów, wcześniej obrywając w rękę. Jak się okazuje, zabił młodocianego bojownika IRA, którego brat - Sean Miller (Sean Bean) zapowiada zemstę. Aresztowany, Miller rozpoczyna przygotowania, poprzez ciągłe ćwiczenia w więzieniu.

Harrison jako Jack Ryan
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/47/92/4792/335743.1.jpg)

Tymczasem Jack Ryan wraca do USA i znów wstępuje w szeregi CIA, co cieszy admirała Greera (James Earl Jones). Poza pracą analityka, wykłada na szkole marynarki wojennej. W Wielkiej Brytanii Miller nie śpi - jego towarzysze wyciągają go z więzienia i udają się do Libii, żeby kontynuować przygotowania do zemsty. Widzimy tę nienawiść w oczach Seana, kiedy trenuje strzelanie do celu. Ale czy można mu się dziwić??

 Sean Bean jako Sean Miller
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/47/92/4792/335752.1.jpg)

O Jacka martwi się jego przyjaciel - Robby Jackson (Samuel L. Jackson). Ale nasz bohater jakoś się tym nie martwi. Dopiero, gdy Sean próbuje zabić jego żonę i córkę, rusza do Paddy'ego O'Neila (Richard Harris), miejscowego irlandzkiego aktywisty, żeby dowiedzieć się co ma zrobić. Dowiaduje się, że zemsta będzie straszliwa. A na dodatek do jego domu ma przybyć lord Holmes z rodziną ... a wśród współpracowników para (inne określenie lorda) jest wtyka Millera.

James Earl Jones jako adm. Greer
(źródło: http://t2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcS7DJNOiSDD_2OrYPjGGGsJZJ_O6Y-_uwIyernGSTfW8ORDpxKoCA)

Przyjęcie zamienia się w koszmar. Ryan ratując rodzinę i lorda Holmesa, ściąga na siebie Millera. A wtedy, no właśnie ... tyle o treści.

Aktorsko jest bardzo dobrze. Harrison Ford jednak rozczarowuje. Bohater, działa kiedy trzeba, ale to niestety schemat. Moim zdaniem taka sobie rola.

 Scena aresztowania Seana Millera (Sean Bean)
(źródło: http://www.compleatseanbean.com/patriot.jpg)

Sean Bean (Boromir z "Władcy Pierścieni", czy ostatnio Eddard Stark z "Gry o tron") wspiął się na wyżyny aktorstwa. Kierowany zemstą, teoretycznie działa nieracjonalnie, ale ma ułożony cały plan działania. Jest uparty w swoim dążeniu i bardzo bezwzględny. Jedyna postać, której pobudki rozumiemy - chce się zemścić za śmierć brata. Przeraża, ale się mu kibicuje. Moim zdaniem, jedna z najlepszych ról Seana Beana w karierze.
Richard Harris jako Paddy O'Neil
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/47/92/4792/335732.1.jpg)

Richard Harris, James Fox,Samuel L. Jackson, James Earl Jones, Anne Archer, Thora Birch i Alun Armstrong to jedynie postacie drugoplanowe, ale za to na wysokim poziomie. W tego typu filmie, wręcz to uczta dla kinomana. Brawa na Noyce'a za taką obsadę!

Samuel L. Jackson jako Robby Jackson
(źródło: http://www.starwarped.net/files/other-roles/Samuel-L-Jackson/Patriot-Games-Lt-Cmdr-Robby-Jackson-15.jpg)

Technicznie, nie mam zarzutów. Donald McAlpine doskonale prowadził kamerę w scenach akcji - wybuch w Londynie, strzelanina w USA, czy też wyścig motorówek. Za to ostatnie bardzo chwalę pracę operatora, gdyż w filmie sensacyjnym dynamiczne ujęcia są bardzo ważne. A Londyn, z którego wróciłem przedwczoraj został pokazany taki, jakim jest naprawdę - wielki, surowy, mało przyjazny ludziom, którzy go nie znają, a 20 lat temu niebezpieczny.

 Scena zamachu w Londynie 
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/47/92/4792/335744.1.jpg)

Muzyka Jamesa Hornera ("Braveheart", "Titanic") może się podobać. Celtyckie rytmy, do tego śpiew w języku gaelickim, które budzą niepokój, przywodząc na myśl surowe ziemie Wysp Brytyjskich, zwłaszcza na zachodnim wybrzeżu Irlandii (http://www.youtube.com/watch?v=BdhCBzZQ0mo). Horner jak zawsze pełen profesjonalizm i idealne zilustrowanie treści swoją muzyką.

Podsumowując, wyszedł kolejny schematyczny film sensacyjny. Znów Ameryka triumfuje ... wedle słów samego reżysera (P. Noyce'a) na początku powstała wersja, w której to Sean Miller zabija Ryana**. Producenci nie zgodzili się na nią, gdyż film nie sprzedałby się w USA. Ech, ... szkoda. W Irlandii Północnej wygrali sami mieszkańcy. Mają dewolucję i swoje Zgromadzenie, a teraz odnoszą sukcesy. Tu przegrali, bo wygrał schemat. Szkoda pierwszego pomysłu.

P.S. Wczoraj zmarł Tom Clancy, autor książki, stąd chciałbym dedykować tę recenzję jego pamięci, gdyż bez jego powieści, nie powstałby film, a w konsekwencji mój tekst. 

 Moja ocena: 7/10. 

*W książce był to Książę Karol.
**W czasie kręcenia filmu Harrison Ford uderzył Seana Beana kotwicą w twarz, że o mało go nie zabił. Stąd Sean ma bliznę na czole. W 1992 r., Bean grał w serialu BBC "Lady Chatterley" i dlatego w odcinku 1 i 2 nie ma blizny, a w 3 i 4 już tak. Wtedy, Bean zmarłby rzeczywiście, a nie tylko filmowo ...

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/47/92/4792/7325952.3.jpg?l=1380155105000)