środa, 28 sierpnia 2013

"Polowanie na króliki"

Z Ameryki Południowej zmieniamy miejsce akcji. Co prawda Antypody pojawiły się już raz w moich recenzjach, ale była to wtedy Nowa Zelandia, przy okazji "Hobbit: Niezwykła podróż". Dziś, będzie Australia. Najmniejszy kontynent świata ostatnio mało widoczny na mapie globalnego kina, traci na rzecz "Kraju Kiwi", należącego do Oceanii. A jednak "Kraina Kangurów" ma także coś ciekawego do zaproponowania, poza Peterem Weirem, znanym bardziej z hollywoodzkich osiągnięć, aniżeli rodzimych. 

Phil Noyce, Australijczyk znany jako reżyser "Czasu patriotów", "Stanu zagrożenia", "Świętego" czy ostanimi czasy "Salt", ponad dekadę temu nakręcił bardzo mało znany w Polsce film. Sam też dowiedziałem się
o jego istnieniu z brytyjskiej gazety w 2002 r. Chodzi mi o "Polowanie na króliki" ("Rabbit-Proof Fence"), nominowane do Złotego Globu (R) za muzykę Petera Gabriela.

Trzy główne bohaterki na tle tytułowego płotu na króliki
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/87/32887/291963.1.jpg)

Skąd taki tytuł? Zacznijmy od początku. Doris Pilkington Garimara, Aborygenka z pochodzenia, napisała książkę pt. Follow the Rabbit-Proof Fence, wydaną w 1996 r., w której opisała doświadczenia tzw. Skradzionego pokolenia (ang. Stolen Generation). Otóż, australijski rząd w latach 1900-1970 zabierał aborygeńskie dzieci z rodzin mieszanych, w celu wychowania ich na "białych ludzi" w  w obozach przejściowych. Odebrane siłą od rodziców, miały zatracić swoją własną tożsamość, na rzecz dominującej anglosaskiej kultury. Nawet powstało wyspecjalizowane ku temu organy, tzw. Protectors of Aborigines,
a w przypadku akcji niniejszego filmu, chodziło o Commissioner for Native Affairs dla Australii Zachodniej, Aubera Octaviusa Neville'a (1875 - 1954). Dzieło Garimay dotyczy ucieczki trzech dziewczynek z jednego z takich obozów. Dzieci nie znając drogi, szły wzdłuż tytułowego "płotu na króliki", rozdzielającego kontynent. Takowa zapora powstała, gdyż te miłe zajęczaki w Australii pustoszą uprawy. Poza tym, płot wyznacza kierunki świata, a dziewczynki można porównać do królików, uciekających przed myśliwymi.

Widzimy trójkę dzieci - Molly Craig (Everlyn Sampi), Daisy Craig (Tianna Sansbury) oraz Gracie Fields (Laura Monaghan), odebrane przez policję od matek. Mieszkają w obozie przejściowym, uczone anglosaskich zwyczajów. Ich rodziny tęsknią za nimi, co widzimy w zmieniających się scenach. Z czasem decydują się na ucieczkę, mimo, iż w obozie pracuje Łowca (David Ngoombujarra), wyłapujący uciekinierki. Rozpoczyna się pościg. A.O. Neville (w tej roli sir Kenneth Branagh) wydaje duże pieniądze, żeby złapać "uciekające króliki". Przede wszystkim chodzi o prestiż jego urzędu, tak mocno nadszarpnięty.

Łowca (David Ngoombujarra)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/87/32887/291962.1.jpg)

Wszyscy szukają dziewczynek, które zgodnie z prawdą, przeszły pieszo 2,5 tys. km. Oczywiście, dotarły do domu, co można było przewidzieć. Na samym końcu filmu widzimy bardzo stare główne bohaterki, mające wtedy (tzn. w 2002 r.) ok. 80 lat. Ich ucieczka okazała się inspiracją dla innych.

Sir Kenneth Branagh jako A. O. Neville
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/87/32887/291965.1.jpg)

Szczerze mówiąc, to za najmocniejszą stronę "Polowania na króliki" uznałbym jego przesłanie. Niszczenie zastanej kultury miejscowej, przez wykorzenianie z dzieci ich tożsamości, uznać należy za zbrodnię. Anglosascy osadnicy w barbarzyński sposób "cywilizowali" aborygeńskie dzieci, uciekając się do przemocy
i rozbijania rodzin. Phil Noyce potępia takie podejście, wskazując na możliwość współżycia dwóch kultur obok siebie, a wręcz ich wzajemnego wzbogacania się. Kończać już ten wątek, całość sprowadza się do pytania: kto naprawdę był barbarzyńcą?

Odnośnie aktorów, to sir Kenneth Branagh przeraża jako A.O. Neville. Widz czuje negatywne emocje
w stosunku do tak bezdusznego urzędnika, wyrządzającego wiele krzywdy innym.
Dzieci w filmie, to jedynie dobra robota. Wiem, że to były amatorki, ale oddały realizm swoich postaci. Tylko, że bez rewelacji. Cieszą aktorzy aborygeńscy starszej daty, którzy rzeczywiści należeli do "Skradzionego pokolenia". Moim zdaniem to hołd oddanym wszystkim tym dzieciom, które niczym króliki musiały uciekać.

Trzy uciekinierki
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/87/32887/291966.1.jpg)

Muzyka Petera Gabriela nie porusza jak dzieło Ennio Morricone przy okazji "Misji", ale scena, w której widzimy bohaterki w wieku starczym z napisami o ich dalszych losach, to łzy cisną się na oczy same.
Tu przykładowe utwory do odsłuchania: http://www.youtube.com/watch?v=voOtsljDkcQ oraz http://www.youtube.com/watch?v=XSeiPut7pc8 Tylko dobra robota, niestety.

Zdjęcia Christophera Doyle'a ("Spragnieni miłości", "Spokojny Amerykanin", "Hero") robią wrażenie, zwłaszcza, gdy pokazują bezkresne pustynie Australii o zachodzie Słońca, przecięte jedynie płotem na króliki.

Podsumowując już, Phil Noyce pokazał swoją klasę jako reżyser. Nakręcił dramat z przesłaniem, będący hołdem dzieciom ze "Skradzionego pokolenia". Jednocześnie też żądaniem przeprosin, do których doszło
w 2008 r. z ust ówczesnego premiera Australii, Kevina Rudda* (pełniącego tę funkcję także obecnie)
z Partii Pracy. Moim zdaniem, film ten odniósł skutek, gdyż przypomniał światu, a przede wszystkim Australijczykom o dramacie dzieci w ich kraju. Choć nie jest to dzieło wybitne, to polecałbym zapoznać się
z nim, gdyż pokazuje, iż cierpiało przez kolonizację wiele rdzennych ludów, nie tylko Indianie.

Moja ocena: 9.3/10.

*http://www.smh.com.au/news/national/rudd-says-sorry/2008/02/13/1202760342960.html

(źródło: http://gapla.fn.org.pl/public/cache/P21051-1000x1000.jpg)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz