niedziela, 11 sierpnia 2013

"Chiny w kolorze blue"


W ostatnim czasie, miałem możliwość obejrzenia filmu dokumentalnego, pt. „Chiny w kolorze blue”, opowiadającego o fabryce jeansów w mieście Shaxi, w prowinicji Kanton. Po obejrzeniu „Chin…”, naszły mnie bardzo negatywne refleksje. Nie chodzi tutaj jednak o krytykę samej ChRL, ale  spojrzenie na istniejący tam system z punktu widzenia pracy – pracodawcy i pracowników, gdyż tego film dotyczy.

Oglądając tenże dokument, zauważyłem, że fabryki w Chinach, działają zgodnie z zasadami powszechnie występującymi w Europie i USA, w okresie rewolucji przemysłowej na samym początku XIX w. Na myśl przyszły mi – Łódź w „Ziemii obiecanej” autorstwa Władysława Reymonta i jej ekranizacji w reżyserii Andrzeja Wajdy, nakręconej w plenerze,a także opisy Manchesteru oraz miast środkowej Anglii, „ozdobionych” fabrykami, z tej samej epoki. 

Film „Chiny w kolorze blue”, idealnie pokazuje drogę chińskiego rozwoju gospodarczego. Mianowicie, podobnie do Europy Zachodniej z początku XIX, chłopi masowo migrują do miast, położonych na wybrzeżu w poszukiwaniu pracy, odchodząc od trybu życia, związanego i narzuconego przez naturę.
W wielu przypadkach, ludzie ze wsi, przyjeżdżają do metropolii, w celu nie tyle zarobku na własne przeżycie, ile wsparcia swojej rodziny, która przecież z tradycyjnej uprawy roli nie wyżyje. 

Historia Yasmine Lee i jej koleżanek, nie różni się niczym od powyższego opisu. Yasmine jechała do swojego miejsca pracy blisko 2 dni (!), oszczędzając, ile to tylko możliwie na cenie biletu. Dziewczyny (czyli większość zatrudnionych w zakładzie, ze względu na uległość), gdyż niektóre nie mają nawet 18 lat (! – fałszowanie dokumentów nie jest w ChRL niczym nadzwyczajnym), przybywają do Shaxi, gdzie mieście się  fabryka Lifeng Company Limited. Każda, niczym tryb w maszynie zajmuje się czymś innym – Yasmine odcina nitki z gotowych par jeansów. Inne doszywają guziki, np. koleżanka bohaterki materiału Orchid.
Jest to zajęcie bardzo monotonne. Wcale nie śmieszy, jak rola Charliego Chaplina w „Dzisiejszych czasach”, a wręcz przeraża. 

Pracownice muszą pracować od 8 do 19, siedem dni w tygodniu, wiele razy zostając po godzinach, za co nie dostają dodatkowych pieniędzy. Zaś pensje, które dostają same z siebie są niskie – w umowie zapisuje się 1000 yuanów renmibi (mand. pieniądz ludowy), a na rękę dostaje się tylko 300. A do tego pilnują ich brygadziści, naliczający kary za różne rzeczy, o czym będzie mowa później. 

Często też, wynagrodzenie otrzymuje się z dużym opóźnieniem, a pierwszą wypłatę firma zatrzymuje jako depozyt. Z tegoż powodu istnieje przymusowa więź między pracownikiem, a pracodawcą. Gdy ten pierwszy odejdzie, traci pieniądze i potem może nie znaleźć nowej pracy. Choroby czy ciąża również grożą poważnymi konsekwencjami – taką osobę zwalnia się w trybie natychmiastowym, gdyż na jej miejsca czekają kolejni chętni. Akurat w ChRL rąk do pracy nie brakuje, co właściciel fabryki stwierdza, cytując przewodniczącego Deng Xiaopinga (następcę Mao Tsetunga): „Nieważne czy kot jest biały czy czarny. Jak długo łapie myszy, tak długo jest potrzebny”.

Dziewczyny, żyją w hostelu pracowniczym, o niewielkim standardzie, podobnym do istniejących na Śląsku familoków, czy w dawnych osiedli robotniczych w Anglii. Za wszystko muszą jednak dodatkowo płacić – ciepłą wodę, jedzenie, choć po północy stołówka wydaje posiłki za darmo, co nie podoba się szefowi fabryki. Do tego wszystkiego należy dodać wspomniane wcześniej kary i grzywny za różne przewinienia. Za spanie w pracy, za spóźnienie, nawet minutę – stąd każdy chce jak najszybciej podbić kartę, ale fabryka wynajmuje osoby do fałszowania tej procedury – wszystko w dokumentach ma być wedle życzenia szefa, a nie stanu faktycznego. Pensja, okazuje się na sam koniec zupełnie niewspółmierna do rzeczywiście poniesionego wysiłku. 

Prawo pracy, mimo, że zabrania wielu negatywnych praktyk, nikt go nie przestrzega. Kontrole państwowe nic nie wykazują, ponieważ ludzie bojąc się o pracę, nie chcą rozmawiać. Nawet zachodnie koncerny wysyłają swoich pracowników z centrali, w celu zapoznania się z rzeczywistymi warunkami, lecz też nie wykazują nieprawidłowości, z tego samego powodu, co powyżej.
Ludzie po pracy, aczkolwiek najczęściej zmęczeni, jeśli już, nie mają co ze sobą zrobić. Brakuje im możliwości zagospodarowania w zasadzie znikomej ilości czasu wolnego – brak wystarczającej gotówki w kieszeni, uniemożliwia jakąkolwiek rozrywkę.

Pracownicy nie mogą nic zrobić w celu poprawy własnej sytuacji, gdyż istnienie związków zawodowych i strajki są w ChRL surowo zabronione. Choć cenzura nie przepuszcza informacji o masakrze na placu Tiananmen z 1989 r., ludzie nie chcą powtórki – boją się władzy i jej oddanych sług, czyli swoich pracodawców. Tak, więc sama próba stworzenia podstaw do działalności na wzór wczesnej Labour Party i walki o lepsze prawa pracownicze, nie może się udać. Powoduje to uczucie beznadziejności jeszcze bardziej pogłębia marazm pracowników, gdyż nie wierzą w poprawę, ale jednocześnie boją się

o swoje miejsca pracy. Identyfikacja ze swoim zakładem jest mniejsza, a przez co wydajność nie rośnie.
W tym miejscu można przejść do kolejnego wątku, czyli historii właściciela fabryki. Sam przyznał, że pochodził ze wsi, a wybił się dzięki reformom Deng Xiaopinga – niejako „nepman”, nawiązując do historii z ZSRR. Przeszedł wiele szczebli, pełnił nawet funkcję komendanta lokalnej policji. Dzięki temu zyskał znajomości i kapitał (najprawdopodobniej z łapówek lub „zezwoleń” na różne ciemne interesy). Dysponując pieniędzmi założył fabrykę. Choć przezywa swoich podwładnych chłopów „zacofanymi”, przebył podobną drogę jak oni. A patrząc na jego zachowanie i styl życia – niemalże arystokrata, do pracy dojeżdża zachodnim autem, bardzo szybko zapomniał o swoich korzeniach. Nawet krytykuje swoją żonę za ciągłe pielęgnowanie swoich korzeni – widoczna w filmie nieskrywana religijność. 

 Podsumowując, pracodawcy w ChRL mają swoich pracowników za nic – liczy się tylko wyprodukowanie odpowiedniej liczby jeansów, najlepiej w terminie. Chińska kultura wymaga posłuszeństwa, co ma swoje korzenie jeszcze w myślach Konfucjusza. Potem zostało to podtrzymane przez kolejnych rządzących, od cesarzy po Mao. Pracownicy są traktowani jak przedmioty – „mówiące narzędzia”, które można niczym trybiki w maszynie wymienić, gdyż istnieją „części zapasowe”, czyli inni chętni do pracy. Sytuacja podobna do tej z początku XIX w. w Europie - skandaliczne warunki bytowania, brak praw pracowniczych, to jedno. Druga sprawa, to produkcja chińskich towarów na rynki Europy, obydwu Ameryk i Australii. Niestety,  konsumpcjonizm Zachodu i chęć zysku firm z tychże regionów, nakazuje zakładom pracy w ChRL wytwarzać produkty za śmiesznie niskie pieniądze – cena u producencta to $ 4.10 za jedną parę jeansów, a potem zachodni importer sprzedaje ją z przebiciem za $ 200, powodując niekorzystną sytuację pracowników.  I to właśnie napędza tę machinę, na której tracą chińscy pracownicy, wystarczająco już wyzyskiwani przez swoich pracodawców. 

P.S. Wyjątkowo temu filmowi nie zostanie wystawiona oficjalna ocena. Wynika to z problematyki tamże przedstawionej. Nie są to "krzykliwe i efekciarskie tromtradacje". Nieoficjalnie dałbym 8/10. 



(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/54/47/345447/7137908.3.jpg?l=1185190085000)

2 komentarze:

  1. Film jest sprzed 10 lat, właściel mówi o planach na 2003 rok.
    10-11 lat w chińskiej gospodarce to cała epoka. Trzeba zobaczyć jak to wyglada dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oficjalnie wygląda inaczej. A mam kilka znajomości w KPCh, do tego szczerych, ale tylko w cztery oczy ludzi. Stąd wiem, że rząd, a raczej KC ustala pewien kierunek, a na prowincji wciąż wygląda to podobnie.

    OdpowiedzUsuń