piątek, 23 sierpnia 2013

"Dawno temu w Ameryce"

Z Londynu, przenosimy się do Nowego Jorku, na przestrzeni niemal 50 lat... dosłownie 10 min po zakończeniu długiego seansu (3 h 49 min) filmu "Dawno temu w Ameryce" (ang. "Once Upon a Time in America") chciałbym podzielić się ze swoimi Czytelnikami moimi wrażeniami po obejrzeniu tegoż dzieła.

Sergio Leone, znany ze "spaghetti westernów", jak "Dobry, zły i brzydki", czy "Za garść dolarów", nakręcił opowieść o życiu żydowskiego gangstera z Nowego Jorku. A więc inaczej, niż zazwyczaj, czyli nie dotyczyło to Włochów, Irlandczyków, czy też stricte Amerykanów.

Młody David "Noodles" Aaronson (w dorosłym stadium życia Robert De Niro) pochodzi z biednej żydowskiej rodziny. Razem z czworgiem kolegów:  Maximilianem 'Maxem' Bercoviczem (James Woods),  – Patrickiem 'Patsy' Goldbergiem (James Hayden),  Philipem 'Cockeye' Steinem (William Forsythe) oraz Dominikiem, prowadzą na małą skalę działalność przestępczą. Lokalny bandyta - Bugsy wchodzi im czasem w drogę. Po udanej sprzedaży ciekawego wynalazku mafii, zarabiają wielkie pieniądze, zdeponowane w szafce na dworcu, do której klucz ma ich znajomy - gruby Moe Gelly (Larry Rapp).Warto dodać, iż David zakochuje się bez wzajemności w siostrze Moe'a, czyli Deborah (młoda- Jennifer Connelly; dorosła: Elizabeth McGovern). Po ulokowaniu funduszy w szafce, spotykają Bugsy'ego, który zabija Dominica. Wściekły David, mimo pistoletu w rękach Bugsy'ego, śmiertelnie rani go nożem, a ostrze wbija też w interweniującego policjanta. Trafia do więzienia na wiele kilkanaście lat.

David w sile wieku
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/38/1038/415073_1.1.jpg)

Nagle z okolic 1920 r., trafiamy w lata 30-te i okres prohibicji. David wychodzi z więzienia, a koledzy wzbogacili się na przemycie alkoholu. Dołącza więc do nich, co wydaje się oczywiste. W czasie swojej działalności spotykają  Frankie Minaldiego (Joe Pesci), który dzięki swojemu znajomemu Joe (Burt Young) zleca im kradzież diamentów z Detroit, a także zabójstwo "kolegi". Gang głównych bohaterów angażuje się we wsparcie związku zawodowego, kierowanego przez Jamesa Conwaya O'Donnella (Treat Williams), mając dodatkowe korzyści.
Wraz z końcem prohibicji w 1933 r., Max wpada na pomysł kradzieży złota z Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku. David przeciwny temu szalonemu przedsięwzięciu, daje cynk policji. Okazuje się, że stróże prawa współpracują z mafią, więc prócz Davida wszyscy giną, a jego samego szukają różne zbiry. Przestraszony, ucieka do Buffalo. Co ciekawe, w postać biletera na dworcu wcielił się sam Sergio Leone.

Filmowi Patsy (z lewej), David (w środku) i Max (z prawej)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/38/1038/149493.1.jpg)

Rok 1968, David wraca do Nowego Jorku, zaproszony przez stanowego sekretarza handlu, pana Bailey'a na bankiet. Z wiadomości widzowie dowiadują się, iż Bailey ma poważne kłopoty, a i okazuje się być kimś znanym Davidowi, wtedy leciwemu już człowiekowi ... Także druga wieść powoduje powrót Davida, a mianowicie pismo z synagogi o przeniesieniu zwłok przyjaciół w inne miejsce. Takie "upewnienie się", że nasz bohater się pojawi.
Leciwy już David
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/38/1038/149497.1.jpg) 

Tak mniej więcej prezentuje się treść filmu. Można się pogubić, ponieważ nie została ona opowiedziana w sposób chronologiczny. Co jakiś czas, przeskakuje się z roku 1920 do 1968, albo do 1933 i tak wiele razy. Z drugiej strony, niemal 4 godziny oglądania. To może zniechęcić. Podobno rodzina Leone, wg wielu ciekawostek ma wersję 10-godzinną tegoż filmu ...

Aktorsko jest znakomicie. Robert De Niro (dwa Oscary (R) - za "Ojca chrzestnego II" oraz "Wściekłego byka") pasuje do roli gangsterów. Pomijając ten fakt, De Niro pokazuje, dlaczego jest uznawany za jednego z najlepszych aktorów w historii kina. Ten styl, ta twarz z charakterystycznym pieprzykiem. Jego David nie jest sztuczny, widać emocje włożonę w tę rolę. Powinien być Oscar (R), a była jedynie nominacja do jakiejś podrzędnej nagrody. Cóż, nie zawsze Akademia zna się na rzeczy. Roberta De Niro określiłbym jako lokomotywę ciągnącą cały obraz, oczywiście z aktorskiego punktu widzenia.

James Woods, czyli filmowy Max. Przeraża, ale też śmieszy, zwłaszcza tłumacząc czemu cały karawan skacze. Co prawda nie ta klasa co De Niro, ale przekonywał i to bardzo. Wykreować postać Maxa nie było łatwo, stąd brawa dla Woodsa (którego widziałem w "Chaplinie" z 1992 r. oraz w "Kasynie" z 1997 r.).

Joe Pesci (Oscar (R) za "Chłopców z ferajny") grał za krótko, żeby go ocenić. Z innych aktorów, dało się zauważyć Burta Younga, czyli Joe, wcześniej znanego z roli Paulie'go w serii filmów "Rocky". Treat Williams, William Forsythe jakoś nie zapadają w pamięć, a szkoda.

Postaci kobiecie przedstawiono negatywnie. Carol (Tuesday Weld), czyli była żona żydowskiego adwokata, która nadała Joe'mu swojego pracodawca-jubilera, ma mentalność prostytutki. Z czasem mieszka z Maxem, ale ma ochotę na więcej romansów. Filmowa żona Davida - Eve (Darlanne Fluegel) nie grzeszy inteligencją.
Deborah (Elizabeth McGovern/ Jennifer Conolly) tylko ładnie tańczy, a wiemy, że zostaje aktoreczką, obrażona na Davida za gwałt, a raczej wymuszony seks w samochodzie... Krytycy zarzucali Leone takie podejście. Uważam osobiście, że nie wszystkie kobiety takie są, ale nie moja to wizja.

Sam Sergio Leone na planie filmu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/38/1038/149535.1.jpg)

Zdjęcia Tonino Delli Colli - coś pięknego! Ujęcia kamery, sposób w jaki się porusza! Oświetlenie, zbliżenia na postacie... można tak wymieniać w nieskończoność. Dosłownie, czuło się brud Nowego Jorku! Zasłużona nominacja do nagrody BAFTA (R), zwanej "brytyjskim Oscarem".

Kostiumy Gabrielli Pescucci - doskonała robota! Nagroda BAFTA (R) uzasadniona. Tyle różnych czasów w jednym filmie - lata 20te, 30te, 60-te, a do tego mundury policyjne. Pełen profesjonalizm.

Wreszcie, muzyka Ennio Morricone! Cudowna, jak zawsze! BAFTA (R) oraz nominacja do Złotego Globu (R). Mistrz Morricone nigdy nie napisał złej muzyki, a tutaj bardzo pogłębia odbiór obrazu Leone. Nadająć mu miejscami mroku, a czasami powodując miłe odczucia. Można samemu posłuchać suity : http://www.youtube.com/watch?v=LaZFLkR6fVU

Podsumowując, może zacznę od negatywnej strony. Nie będzie tu nic o czasie trwania, bo to nie ma znaczenia, jeśli ogląda się film w domu. Chodzi mi o mrok i przemoc. Jest to obraz bardzo brutalny i naturalistyczny. Krew dosłownie tryska i podczas strzelanin, jak i bójek. Trzeba być przygotowanym na takie wrażenia, stąd nie poleca się go osobom wrażliwym. Rozumiem, że to dramat gangsterski, ale mrok czasem raził, zwłaszcza te uliczki Nowego Jorku, takie szare i brudne.
Jednakże, scenariusz został w pełni dopracowany. Gra czasem i ciągłe retrospekcje to udany zabieg Leone. Zasłużone nominacje do BAFTA (R) i Złotego Globu (R) za reżyserię. Wszystko zrobione jest sprawnie i doskonale ze sobą współgra, a wisienką na torcie jest muzyka Ennio Morricone, a może i sam Robert De Niro. Nie będę porównywać tego dzieła z "Ojcem chrzestnym", bo to są zupełnie inne filmy. Mogę dodać jeszcze tylko to, iż "Dawno temu w Ameryce" (1984) okazał się ostatnim filmem, który Sergio Leone nakręcił w życiu (zm. 1989).

Moja ocena: 10/10. 


(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/10/38/1038/7234357.3.jpg?l=1346987701000)

1 komentarz:

  1. Żadnych Oscarów to fenomenalne i monumentalne dzieło nie dostało! Jaka potężna szkoda - ale co zrobić, skoro byle jaki i za przeproszeniem głupi film dostaje dużo Oscarów, a takie perły w koronie są pomijane przez krytyków i jurorów. A co do samej Deborah, to w tym samochodzie została sprowokowana do gwałtu całując się z "Kluchą", a Carol niejako sama się prosiła o gwałt podczas napadu na bank. Dla mnie najlepszy film Sergio Leone, a zarazem najlepszy film jaki nakręcono w latach osiemdziesiątych. I jeszcze najlepszy film gangsterski na równi z trylogią "Ojca chrzestnego". 10+/10

    OdpowiedzUsuń