środa, 28 sierpnia 2013

"Misja"

Dziś z USA przenosimy się do Ameryki Południowej, a dokładniej na tereny dzisiejszego Paragwaju, Urugwaju i trochę Brazylii. Tam też istniało do połowy XVIII w. słynne "państwo" jezuitów (zakonu założonego w XVI w. przez św. Ignacego Loyolę w 1534 r., a zatwierdzony przez papieża w 1539 r.). Okoliczności jego "upadku" zostają pokazane w "Misji" (ang. "The Mission") z 1986 r. w reżyserii Rolanda Joffe ("Pola śmierci" i "Super Mario Bros"<?>).

Rodrigo (Robert De Niro) w słynnym ujęciu z filmu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/37/1037/318058.1.jpg) 

Rodrigo Mendoza (Robert De Niro) jest hiszpańskim łowcą niewolników. Wyłapuje Indian Guarani, którzy uciekają do jezuitów w poszukiwaniu wolności. Trzeba pamiętać, że król Hiszpanii gwarantował nietykalność Indianom, jeśli dotarli na tereny pod zwierzchnictwem Towarzystwa Jezusowego. Tytułowej misji przewodzi ojciec Gabriel (Jeremy Irons), wysłany w zastępstwie (poprzedniego jezuitę Indianie przybili do krzyża i wrzucili do rzeki). Ojciec Gabriel nawraca Indian grając na flecie, a nawet mówi w pewnym momencie: "Z fletem schrystianizowałem tutejszych Indian. Z całą orkiestrą, schrystianizowałbym cały kontynent". Gabiel i Rodrigo nie darzą się sympatią, delikatnie rzecz ujmując.

Ojciec Gabriel (Jeremy Irons) gra na flecie
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/37/1037/420662.1.jpg)

Pewnego razu Rodrigo przyłapuje żonę na zdradzie z jego bratem - Felipe (Aidan Quinn). Wściekły Rodrigo zabija brata i pogrąża się w rozpaczy. Stracił sens życia, nie łapie już Indian, zamyka się w swoim domu. Wtedy do grzesznika rękę wyciąga ojciec Gabriel i zaprasza do życia w misji, gdzie może odkupić swoje winy. Wyruszają razem do Amazonii. Rodrigo z tobołkiem na znak pokuty podąża za duchownym. Scena przebaczenia przez Indian, spotęgowana muzyką Ennio Morricone, dosłownie nie z tego świata (tytuł utworu: "On Earth as it is in Heaven"). Poza Gabrielem, są tam też inni jezuici, w tym Fielding (Liam Neeson).
Scena przebaczenia - w środku Rodrigo (Robert De Niro)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/37/1037/318048.1.jpg)

Jednak "Misja" to nie idylla. Do obecnego Paragwaju przybywa legat papieski - kardynał Altamirano (Ray McAnally). Ówczesny Ojciec Święty (Klemens XIII) wysłał go, żeby rozwiązać kwestię jezuitów. Tu wkracza wielka polityka. Hiszpania i Portugalia dogadały się ws. "redukcji paragwajskich". Chodziło o wyrugowanie stamtąd jezuitów, a Paragwaj miał dostać się w ręce Portugalczyków, żeby mogli mieć dostęp z Brazylii do Pacyfiku. Był to rok 1759 r. Markiz Pombal, pierwszy premier Portugalii, przegonił ze swojego kraju Towarzystwo Jezusowe. Klemens XIII, również był przyparty do muru - poza krajami Płw. Iberyjskiego, także Włosi i Francuzi niechętni byli jezuitom. Legat wiedział już najgorsze - miał zgodzić się na likwidację misji, co wiązałoby się z ofiarami. Ojciec Gabriel nie był chętny do walki, w przeciwieństwie do Rodrigo. Portugalczycy i Hiszpanie ruszyli ...

Procesja z ojcem Gabrielem na czele
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/37/1037/318054.1.jpg)

Film nie ma happy endu. Joffe, tak realistycznie oddający historię (vide "Pola śmierci") nic nie zmienił. W 1772 r. doszło do kasaty zakonu jezuitów, których zreaktywowano w 1814 r. Tak, gwoli formalności dodam także, iż Hiszpanie rozmyślili się kilka lat później i przejęli od Portugalczyków tereny Paragwaju.

Co mi się w "Misji" najbardziej się podoba? Przede wszystkim, cała historia. Oto, do życia skromnych jezuitów wkracza wielka polityka o skali światowej, a oni zostają sami. Nie można się dziwić legatowi, który nie mógł nic zrobić. Piękno ofiary za wiarę, które utożsamia ojciec Gabriel. Scena procesji, ostrzelanej z armat przez Portugalczyków, jako żywo przypomniała mi podobną scenę z powstania krakowskiego (1846), gdzie Austriacy strzelali do uczestników podobnej uroczystości. Jest to ofiara, z której coś wynika - Hiszpanie zdali sobie sprawę z błędu, a jezuitów reaktywowano kilkadziesiąt lat później. Czy nie widać tutaj aluzji?? Widać, bo o to chodziło scenarzyście - Robertowi Boltowi ("Lawrence z Arabii", "Oto jest głowa zdrajcy", "Bunt na Bounty"). Druga rzecz, to przebaczenie. Scena, w której Indianie wybaczają po chrześcijańsku Rodrigo wzrusza mnie, nawet za którymś razem. To jest siła doskonale zrobionego filmu!

Robert De Niro, Jeremy Irons, Liam Neeson - ta trójka wystarczy. W zasadzie widz skupia się na dwóch osobowościach - skruszonego grzesznika (De Niro) i prawdziwego duchownego (Irons). Obaj oddali życie za wiarę, co okazuje się być najpiękniejszą ofiarą. Ale nie zapomnieli o ludziach, którym pomagali, ucząc ich języka i rzemiosła, a także kultury. Do dziś pamięta się o jezuitach w kilku krajach - pytałem się Brazylijczyków, Argentyńczyków, czy ludzie znających Paragwaj. Czyż nie jest to dobro, wynikłe z poświęcenia? Oczywiście, co zauważył także bł. Jan Paweł II, umieszczając "Misję" na "Watykańskiej liście 45 filmów", w kategorii "Filmy o szczególnych walorach religijnych"* Sam nie jestem religijny, ale szczerze, to w pełni zgadzam się z takim werdyktem.

Liam Neeson jako jeden z jezuitów
(źródło: http://cdn.mos.totalfilm.com/images/t/the-mission-1986-.jpg)

Odnośnie aktorów, dodałbym pewną ciekawostkę. Otóż, Robert De Niro i Aidan Quinn, spotkają się 8 lat później na planie innego filmu - "Frankenstein" (1994) wg prozy Mary Shelley, w reżyserii sir Kennetha Branagha, gdzie pierwszy z nich wcieli się w postać Potwora, a drugi w rolę kapitana Waldena.

Felipe (Aidan Quinn) z lewej i Rodrigo (Robert De Niro) z prawej
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/37/1037/420658.1.jpg)

Zdjęcia Chrisa Mengesa, za które otrzymał w pełni zasłużonego Oscara (R), zapamiętuje się! Amazonia, wioska Indian, zbliżenia na twarze, czy same sceny walki. Widać tu pełny kunszt, a nie samo rzemiosło.

Teraz czas na najpiękniejszą część, czyli muzykę samego Ennio Morricone. Oglądając "Misję" pierwszy raz w życiu, miałem wrażenie, że przeniosłem się do Nieba. Ojciec Gabriel grający na flecie - http://www.youtube.com/watch?v=Ixby9BzJfEo, czy " On Earth as it is in Heaven" - http://www.youtube.com/watch?v=3V8aZLTpKXo, pogłębiają odbiór! Tych utworów się słucha, mając niemal łzy w oczach! Tu powinien był być Oscar (R), ale przypadł Herbie Hancockowi za "Około północy". Jedynie BAFTA (R) i Złoty Glob (R) trafiły do mistrza Morricone. Uważam to za jedną z wpadek Akademii ...
Jako ciekawostkę podam, iż Ennio Morricone dyrygował orkiestrą, grającą m.in. utwory z "Misji" na krakowskim rynku, pod Sukiennicami, w 2007 r., na 750-lecie lokacji miasta Krakowa. Nawiązanie do powstania z 1846 r., okazało się jak najbardziej na miejscu.

Do Oscara (R) za zdjęcia, Złotych Globów (R), BAFTA (R), dopisać należy Złotą Palmę w Cannes (R) dla najlepszego filmu. Tu w pełni zgadzam się z jury na Lazurowym Wybrzeżu. Gwoli formalności, Oscara (R) za najlepszy obraz dostał "Pluton" Olivera Stone - jego jedyny porządny film, tzn. bez teorii spiskowych.

Podsumowując, genialny scenariusz, świetne aktorstwo, doskonałe zdjęcia, piękne przesłanie i wybinta muzyka Ennio Morricone powinny zachęcić do obejrzenia "Misji" Rolanda Joffe. Można nie być religijną osobą, ale piękno tegoż obrazu doceni każdy człowiek z wrażliwością artystyczną. A potem na sercu zrobi się tak jakoś przyjemniej, gdyż okaże się, iż nasze działania mają sens.

Moja ocena: 10/10. 


*http://kultura.wiara.pl/doc/451972.Niektore-wazne-filmy-czyli-tzw-lista-watykanska

(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/10/37/1037/7166315.3.jpg?l=1348371698000) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz