wtorek, 28 maja 2013

"Co?"

Roman Polański, znany w świecie polsko-francuski reżyser, pochodzenia "mojżeszowego", wsławił się wybitnymi dziełami, jak "Dziecko Rosemary", "Chinatown", "Tess", "Pianista", czy jego jedyny polski film, "Nóż w wodzie" (pierwsza w historii nominacja do Oscara dla polskiego filmu).

Jednakże, poza powyższymi, nakręcił jeszcze kilkanaście obrazów, pełnometrażowych, jak i krótkometrażowych. Różnie je oceniano, ale przyznam szczerze, iż każdy ma lepsze i słabsze chwile.

Dziś, zajmę się filmem "Co?" (wł. "Che?"), z 1972 r. Polański, wciąż opłakiwał stratę żony - Sharon Tate, zamordowanej w 1969 r., przez bandę Charlesa Mansona (do dziś siedzi za to morderstwo w więzieniu).
Poprzedni obraz, czyli "Tragedia Makbeta", kręcona w zalanej deszczem Snowdonii (nazwa pochodzi od góry Snowdon - najwyższego szczytu Walii, położonego na północy tegoż regionu), została uznana za bardzo krwawą, jednakże powodując u krytyków wyrozumiałość - minął ledwie rok po śmierci żony.

"Co?", określiłbym jako "Alicję w krainie czarów", w wersji erotycznej. O to, Nancy (Sydne Rome), Amerykanka, przybywa do słonecznej Italii. Szczęśliwie, ucieka od trzech gwałcicieli i trafia do hotelu, w którym dzieją się dziwne rzeczy. Mieszkają tam przeróżne persony, w tym Alex (Marcello Mastroianni),  dwaj Amerykanie ... i właściciel hotelu - signor Noblart (Hugh Griffith, laureat Oscara (R) za drugoplanową rolę męską w "Ben-Hurze" Williama Wylera). Co tam się dzieje, to można się domyślić  - wielki amant Mastroianni w kwiecie wieku i ogólnie hasło "Włochy" (byłem w Italii i doskonale wiem, o co chodzi). A do tego, dużo golizny. Miała być filozofia - zatracenie duszy w rozpuście (słowa księdza), czy deja vu Nancy, w różnych sytuacjach... ale nie wyszło.


Marcello Mastroianni
(http://assoitaliani-co.org/img_informes/Marcello_Mastroianni.jpg)

"Co?" miał być komedią. Przyznam szczerze, że strasznie mi się ten film dłużył. Choć trwa 109 min, to po 30 min miałem go dosyć. Sydne Rome - słabiutko.... Mastroianni - klasa sama w sobie. Griffith nie pokazał co potrafi. Nawet, pojawił się w roli "Komara" sam Roman Polański, mówiący po włosku.
Niemalże nic mnie tam nie śmieszyło, poza Mastroiannim, choć też zginął w niedorobionym scenariuszu, Romana Polańskiego i Gerarda Bracha. A przecież ten duet, napisał świetnych "Zabójców wampirów", "Wstręt", "Matnię", czy doskonały "Frantic".

Do muzyki, czy scenografii nie przyczepię się, bo to nie miało wpływu na odbiór całości.

Moim zdaniem, niepotrzebny film Romana Polańskiego... a szkoda. Ale nie ma tego złego... 2 lata potem, powstał ostatni hollywoodzki obraz Polańskiego, czyli legendarne "Chinatown" z Jackiem Nicholsonem, Faye Dunaway i Johnem Hustonem, w rolach głównych.

Stwierdzę tak - "Co?" można obejrzeć, ale nie ma się co po nim spodziewać.

Moja ocena: 6/10 (i to tylko dlatego, że Roman Polański, to jeden z moich ulubionych reżyserów).




źródło: http://1.fwcdn.pl/po/46/22/4622/7330256.3.jpg?l=1276827805000


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz