"Abraham Lincoln: Łowca wampirów", to kolejna hollywoodzka produkcja Timura Bekmambetova, twórcy "Wanted: Ścigani" oraz "Straży nocnej", pochodzącego z Kazachstanu.
Tym razem, Bekmambetov przeniósł na ekran powieść Setha Grahame-Smitha "Abraham Lincoln: Łowca wampirów", de facto scenarzysty filmu.
Postaram się pokrótce opisać, Abraham Lincoln (Benjamin Walker) traci matkę, przez wampira - Jacka Bartsa (Marton Csokas). Gdy dorasta, chce zemsty, a pomaga mu w tym, tajemniczy Henry (Dominic Cooper). Ale to nie koniec, gdyż zwalczanie wampirów dopiero się rozpoczęło.
Lincoln, żonaty z Mary Todd (Mary Elizabeth Winstead), już w wieku 50 lat, prowadzi wojnę secesyjną, w którą zaangażowane są ... wampiry, po stronie Południa, którym przewodzi złowrogi Adam (Rufus Sewell). Przełom w wojnie nadchodzi ... pod Gettysburgiem.
Zawrotne tempo, efekty specjalne, dużo krwi i scen walk. Doskonałe ujęcia kamery, wychodzą spod ręki Caleba Deschanela, nominowanego do Oscara za zdjęcia do "Pasji" Mela Gibsona.
Całość trwa, tylko 101 minut. Generalnie tyle, treść, schodzi na drugi plan, gdyż chodzi o samą "jatkę".
Aktorzy, widać dobrze się bawili na planie. Walker jako Lincoln, wygląda z siekierą tnący wampiry jak mieszanka kpiny z czymś poważnym. Cooper, znany z "Księżnej" i "Mojego tygodnia z Marylin", jednak lepiej się prezentuje. Mary Elizabeth Winstead ("Death Proof", "Szklana pułapka 4.0"), to silna postać kobieca. A Rufus Sewell ("Hamlet", 1996, "Iluzjonista"), czyli szwarccharakter, wypada średnio. W tle, jako Jack Barts, wystąpił Marton Csokas (Nowozelandczyk, węgierskiego pochodzenia), czyli Celeborn z "Władcy Pierścieni".
Nie mam nic więcej do dodania, prócz oceny końcowej: 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz