Po zmieszaniu z błotem "Nightwatching", teraz zajmę się czymś zupełnie innym.
Film "Hot Fuzz. Ostre psy", to angielska komedia surrealistyczno-policyjna, której twórcy wg legendy, obejrzeli 100 filmów akcji, w celu zdobycia inspiracji do powstania scenariusza.
Z reżyserię, odpowiada Edgar Wright, urodzony w 1974 r. w Poole, Dorset. Byłem w Dorset i przyznam, iż jest to bardzo inspirujące hrabstwo. Znajduje się tam miasto Bournemouth, w którym Wright ukończył studia, a wcześniej, przyjeżdżał sam J.R.R. Tolkien na wakacje, gdzie również zmarł. Wg biografii Tolkiena, białe klify Bournemouth, okryte mgłą, zainspirowały go do stworzenia Szarej Przystani Elfów. Rzeczywiście, jest tam coś niezwykłego.
Wracając do wątku Wrighta, wcześniej nakręcił on "Wysyp żywych trupów" (ang. "Shaun of the Dead") z 2004 r. oraz wsławił się współautorstwem scenariusza do "Przygód Tintina", stworzonych przez duet Steven Spielberg/sir Peter Jackson.
"Wysyp..." i "Hot Fuz..." stanowią, odpowiednio 1 i 2 część tzw. Trylogii smaków Cornetto
(ang. "The Three Cornetto Flavours Trilogy"). "Wysyp ... " to Cornetto truskawkowe, czyli czerwone, jak krew, "Hot Fuzz...", to niebieski Cornetto original - nawiązanie do policji (popularne "The Boys in Blue"), a trzecia część, będzie to tegoroczna komedia SF, "The World's End", czyli biały Cornetto o smaku miętowym, z czekoladową posypką. Ponoć barwy te, Wright wziął od trylogii "Trzy kolory" Krzysztofa Kieślowskiego.
A skąd te lody? Główni bohaterowie, często je zajadają w filmach, podkreślając, który smak wolą.
"Hot Fuzz ...", opowiada historię super policjanta z Londynu, Nicholasa Angela, który za karę, za zbyt dobre wyniki, skierowany zostaje do miasteczka Sanford, Gloucestershire (fikcyjnego, bo film kręcono w Well, Somerset, gdzie mieszkał Wright). W Sanford, nie ma morderstw od dwudziestu lat, tylko podejrzanie dużo wypadków, a miejscowa policja raczej nie ma nic do roboty. Społeczność jest zgrana, ale jak się okazuje, skrywa mroczną tajemnicę, którą Angel, jako człowiek spoza, odkrywa.
Tajemnica i całe surrealistyczne rozwiązanie, to wielka niespodzianka, której początek filmu wcale nie zapowiada. Momentów do śmiechu, miałem bardzo dużo, ale nie chcę zdradzić całej treści.
Aktorsko, obraz stoi na bardzo wysokim poziomie. Simon Pegg i Nick Frost, prywatnie przyjaciele (razem zagrali w "Wysypie...", "Kosmicie Paulu", "Przygodach Tintina" i teraz w "The World's End") przewodzą całej plejadzie gwiazd. W roli komendanta londyńskiej policji, pojawia się Bill Nighy (Davy Jones z "Piratów z Karaibów", a także piosenkarz z "To właśnie miłość"). Poza nim, również Martin Freeman jako zastępca komendanta Metropolitan Police ("Hobbit", "To właśnie miłość"), gdzie przez chwilę lepiej zagrał, niż przez cały "Nightwatching". A poza nimi, Steve Coogan ("Jaja w tropikach"), Timothy Dalton, jako szef lokalnego supermarketu, a także Jim Broadbent (Horacy Slughorn z "Harry'ego Pottera"), w roli komendanta policji w Sanford. W roli miejscowego lekarza, wystąpił Stuart Wilson, znany z ról czarnych charakterów w filmach "Zabójcza broń 3" oraz "Maska Zorro". A jako sepleniący rolnik, pojawił się David Bradley - Argus Filch, woźny z "Harry'ego Pottera", a ostatnio Walder Frey w "Grze o tron". Gościnnie, pojawili się, niewymienieni w czołówce, Cate Blanchett, jako Janine, była dziewczyna Nicka Angela, oraz sam sir Peter Jackson, jako św. Mikołaj, który rani nożem Angela. A skąd udział Jacksona? Otóż, Jackson, w Londynie reklamował swój film "King Kong", a mając dzień przerwy, zgodził się dołączyć do ekipy Wrighta, dosłownie na kilka godzin.
Technicznie, film został wykonany wzorcowo. Montaż, efekty wizualne, efekty gore (film nie jest dla dzieci, m.in, z tego powodu), czyli dynamiczne zdjęcia podczas scen akcji. Muzyka Davida Arnolda (kompozytor do filmów "Dzień niepodległości", "Amerykański łowca", "Godzilla", "GoldenEye", czy "Casino Royale"), do swojej muzyki, wkomponował różne sławne utwory brytyjskie. Choć osobiście, podoba mi się motyw muzyczny, w czasie walki na broń białą, a raczej rapier i policyjną pałkę typu tonfa.
Może drażnić surrealistyczne rozwiązanie, ale to uznaję za plus, ze względu, iż okazało się to wielką niespodzianką. Filmu nie polecam ludziom o słabych nerwach, ze względu na gore, widoczny w czasie "wypadków". Przyznam szczerze, że mieszkając w Wielkiej Brytanii, kilka razy Brytyjczycy, których poznałem, nawiązali do tegoż obrazu, więc jego projekcja, przydała mi się.
Główny zarzut w Wielkiej Brytanii, zostając przy tym wątku, pojawił się w innej kwestii. Otóż, "Hot Fuz... " zrywa z mitem o idealnej, sielskiej angielskiej prowincji, przez tyle lat kultywowanym w umysłach ludzi, co potwierdza "Listonosz Pat", czy nawet, walijski (nakręcony przez BBC Cymru) "Strażak Sam". Tylko, że ta mityczna prowincja się zmieniła i nie przypomina tej, znanej z książek Agathy Christie. Ktoś musiał z tym zerwać, a odważył się Wright.
Kończąc już, nie dodając już nic więcej, wystawiam ocenę 9/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz