niedziela, 26 maja 2013

"Woda dla słoni"

Dziś, będzie trochę sentymentalnie. Otóż, zajmę się jednym z filmów, w reżyserii Francisa Lawrence'a.

Z obrazów, wyreżyserowanych przez Lawrence'a, widziałem tylko "Jestem legendą" z Willem Smithem. Niestety, nie widziałem "Constantine'a" z Keanuu Reevesem i Rachel Weisz. Nie mam niestety dużego porównania, co chcę przyznać szczerze. Zasady, "nie znam się, ale się wypowiem", stosować nie będę.

"Woda dla słoni" (ang. "Water for Elephants"), to adaptacja książki Sary Gruen, pod tym samym tytułem.

Głównych bohaterów jest troje, a raczej czworo. Jacob Jankowski (Robert Pattinson), syn polskich imigrantów, student weterynarii, po śmierci rodziców, traci wszystko. Idąc do miasta, wskakuje do pociągu - akurat, składa się, że to Cyrk Braci Benzini, kierowany przez demonicznego Augusta (Christoph Waltz). Główną atrakcją, jest z kolei Marlena (Reese Whiterspoon), żona Augusta. Z czasem, dołącza do nich Rosie - słonica, moim zdaniem indyjska, jeśli spojrzeć na jej wielkość. A co najlepsze, słonica zna język polski.

Nie będzie niczym nadzwyczajnym, jeśli dodam, że między Jacobem a Marleną nawiązuje się romans. To, z kolei nie podoba się Augustowi. Więcej szczegółów nie zdradzę. No może, poza tym, iż film zaczyna się mniej we współczesnych czasach, kiedy bardzo stary Jacob (Hal Holbrook) przychodzi do cyrku. Zajmuje się nim dyrektor i wtedy zaczyna się rozmowa.

Osobiście, za najmocniejszą stronę filmu uważam aktorstwo. Robert Pattinson, gwiazda "Zmierzchu", którego kojarzę jako Cedrica Griggory'ego z "Harry Potter i Czara Ognia", bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie jest tylko przystojny, a umie grać i nawet mówił po polsku. Słabo, ale jednak.

Reese Whiterspoon, kojarzę tylko jako "Legalną blondynkę". Przyznam, że jako Marlena mnie zachwyciła. To chyba normalne, skoro "nie lubię Brighton", jak to się mawia w Wielkiej Brytanii. Pozornie słodka dziewczyna, też ma siłę do wyrwania się spod władzy męża.

Christoph Waltz, czyli płk SS Hansa Landa, z "Bękartów wojny" Quetina Taratino, kradnie show. Austriak, doceniony w Hollywood, dopiero po pięćdziesiątce (Oscary za "Bękarty wojny" i "Django", również Tarantino, pojawił się też w "Rrzezi" Romana Polańskiego), to idealny czarny charakter. Pokazał to u Tarantino, u Lawrence'a, de facto też Austriaka, przeraża jako August. Dla zysku, źle trakruje i ludzi, i zwierzęta. A nawet, mówi po polsku polecenia do Rosie, która tylko w naszym języku rozumiała.

W pozostałych rolach, prócz słonicy, pokazali się znani mi aktorzy. W roli Wielbłąda, drugiego Polaka, pracownika cyrku, pojawił się Jim Norton. Irlandczyka, widziałem w "Harry'm Potterze i Komnacie Tajemnic" - pan Mason oraz w irlandzkim serialu "Ojciec Ted" (1995-98), gdzie wcielił się w biskupa Lenna Brennana. Hal Holbrook, znany z filmów, "Firma" (1993), czy "Wall Street" (1987), nadaje obrazowi taką głębię, niemalże realizmu - opowieść, w formie retrospekcji, wygląda przekonywująco.
Oczywiście, pojawili się także inni aktorzy, ale nie wiem, czy warto opisywać pojedyncze osoby, ledwie jednym zdaniem. Chyba, nie o to chodzi.

Słonica Rosie, to inna kwestia. Z tego, co mnie uczono, jej rola, nie jest dziedzictwem kulturowym, więc ją mogę pominąć.

To może teraz strona techniczna. Zdjęcia wykonał Rodrigo Prieto. Z dokonań Meksykanina, widziałem: "Amorres perros", "Fridę", "8 milę", "21 gramów" oraz "Tajemnicę Brokeback Mountain" (nominacja do Oscara). Tutaj, też praca operatora stoi na bardzo wysokim poziomie. Zmiana oświetlenia, ruchy kamery, zbliżenia na bohaterów, widoki z oddali - pierwsza klasa.

Muzyka Jamesa Newtona Howarda, zwłaszcza przy trenowaniu Rosie, która pije lemoniadę, wzrusza. Podobnie, motyw miłosny, czy na zakończenie opowieści. Tu, powinna była być nominacja do Oscara za muzykę. Newton Howard, napisał muzykę do "Ściganego", "Wodnego świata", "Szóstego zmysłu", "Salt", a także, razem z Hansem Zimmerem, do "Batman Początek" i "Mrocznego rycerza". To, tylko kilka tytułów z jego dokonań, ale chciałem nimi pokazać, że tutaj mam porównanie.

Scenografia i efekty specjalne, stoją na przyzwoitym poziomie, jednakże, nie grają w tym filmie, roli pierwszoplanowej. I dobrze!

Choć, historia wydaje się prosta, to jednak, wychodzi z niej bardzo romantyczna opowieść, dobrze zagrana i przyzwoicie zrobiona. A gwiazdorzy, mówiący po polsku - cudowne!

"Woda dla słoni", to film, który należy obejrzeć ze swoją miłością obok siebie. Idealny na Walentynki.
Cóż mogę dodać? Tylko ocenę - 8/10.

źródło: http://1.fwcdn.pl/po/19/57/561957/7370854.3.jpg?l=1361417673000

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz