Ale też nie do końca Hiszpanii, ponieważ Barcelona, gdzie dzieje się akcja tegoż obrazu, akcentuje swoją odrębność. O tym będzie później. Teraz przejdę do okoliczności odbioru dzieła.
W 2009 r., dostałem zaproszenie do Hiszpanii, a dokładniej Madrytu, żeby spędzić tam moje urodziny.
Kolega (na potrzeby recenzji, po prostu O.), który tam pracował, był mi wdzięczny za pewien drobiazg.
Wiedząc już, że się tam udam, wziąłem innego kolegę - G., u którego to obejrzałem "VCB", w ramach "budowania nastroju". Okazało się zbędne, gdyż sam miałem świętowanie urodzin, rodem z Almodovara.
Przejdźmy jednakże do rzeczy. Hasło reklamujące "VCB" w Polsce, "Woody Allen w świecie Almodovara", osobiście uznaję, za bardzo nietrafione. Woody Allen, nakręcił film w kraju Almodovara i z aktorami, grającymi u Hiszpana. Ale nie wszedł w jego świat.
Nie było tam nic ze zwariowanej Hiszpanii, jaką sam zobaczyłem, w kilku sytuacjach.
Penelope Cruz i Javier Bardem, zagrali jak w Hollywood, bez pasji, znanej w kinie z Płw. Iberyjskiego.
Przede wszystkim, Allen, kręcąc film w Barcelonie, powinien był nawiązać do katalońskiego regionalizmu,
a nie tylko wciąż o seksie. Seks jest dobry, fajny, ale w wydaniu hiszpańskim, włoskim, a nie amerykańskim, próbującym podszywać się pod ten styl.
Wątek Katalonii, opiera się na FC Barcelonie i jej socios, a nie na pokazaniu katedry Gaudiego. Na języku katalońskim, a nie seksie. I tego mi zabrakło. Stąd też pierwszy minus.
Jeśli chodzi o aktorów - Penelope Cruz i Javier Bardem, mimo bycia rodowitymi Hiszpanami, grali jakby to Amerykanie wcielali się w Hiszpanów. To też przemawia to na niekorzyść filmu.
Scarlett Johansson (filmowa Cristina), świetnie zagrała w "Między słowami", potem nijako w "Prestiżu", a tutaj, prezentuje się równie neutralnie. Rebecca Hall, jako Vicky, również mnie nie powala. Amerykanki przyjeżdżające pierwszy raz do Hiszpanii, powinny być bardziej zdziwione wszystkim wokół, a nie zachowywać się, jakby było to normalne.
Od strony technicznej, nie mam nic do zarzucenia temu filmowi. Jedynie treść i aktorstwo na minus.
Mam też świadomość, że to styl Woody'ego Allena, który w USA idealnie pasuje, ale to Europa, który różni się od "US and A".
Moja ocena, 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz