Dziś będzie o wielkim triumfie Szkota Danny'ego Boyle'a, czyli "Slumdog. Milioner z ulicy" (ang. "Slumdog Millionaire"). Gdy wchodził do kin wzbudzał mieszane uczucia, a po wygranej Oscarowej (R) nocy, wszyscy byli zdziwieni, czemu zgarnął laury. Czekałem kilka lat, żeby go obejrzeć. I obejrzałem, co prawda jakiś czas temu. Ostatnio widziałem go w TV, a bliska mi osoba wspomniała o przeznaczeniu. Stąd, pomysł na jego opis.
Współczesny Bombaj
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123740.1.jpg)
"Slumdog" wzbudził wiele kontrowersji w Indiach, zaraz po swojej premierze. Rząd Republiki Indii oskarżał Boyle'a o przedstawienie kraju w złym świetle. Jest rozwój gospodarczy (słynne BRICS - kraje z nadwyżką budżetową - Brazil, India, China, Russia, South Africa), a obraz eksponuje biedę i slumsy. Niestety, one też istnieją koło bogactwa i radości Hindusów. Jednak, to nie obraz współczesnych Indii jest tu najważniejszy, aczkolwiek jego rola ma kluczowe znaczenie. Chodzi tutaj o samą historię o przeznaczeniu.
Sam miałem również wiele obaw. Jak to, historia o uczestniku "Milionerów" mogła zdobyć tyle nagród? Slumsy, niedotykalni (pariasi) - czysty naturalizm. O czym może być ten film? Rozpocząłem seans. A po nim, zaniemówiłem. Dodam, że miesiąc wcześniej o mało co nie pojechałem do Indii, ale to przykra historia czemu się nie udało. Szkoda, że się nie udało.
Film zaczyna się w chwili obecnej (rok 2008). Niespełna 20-letni Jamal (Dev Patel) dostał się do indyjskiej wersji "Milionerów". Przypominam formułę - 15 pytań, 3 koła ratunkowe. Nagroda główna - 20 mln rupii (waluta Indii z wizerunkiem Mahatmy Gandhiego na każdym banknocie - więcej kim był Gandhi tutaj). Program prowadzi Prem (Anil Kapoor), także pochodzący z niższej kasty, czego dowiadujemy się z czasem.
Jamal odpowiada na pytania, ale z planu zabiera go policja. Parias wie wszystko? Coś podejrzanego. Brutalne przesłuchanie, podczas którego komendant (Irrfan Khan) odtwarza nagranie. I tu zaczyna się ciekawa część. Odpowiedź na każde pytanie, to oddzielna historia z życia Jamala, o której opowiada. Poznajemy historię dzieciństwa w Bombaju (Mumbaju). Muzułmańskie pochodzenie i ubogie życie z matką, którą zabijają hinduiści. Jamal ma też brata Salima (Madhur Mittal), z którym wyjechał z Bombaju, a potem imał się różnych zajęć, w tym okradania turystów w Tadż Mahal, w tym życia u bandytów wysługujących się dziećmi, zwłaszcza kalekimi, które żebrzą na ich korzyść. Jamal poznaje też miłość - Latikę (Freida Pinto). Razem uciekają, ale po jakimś czasie Latika znika.
Po przesłuchaniu, Jamal wraca do studia. "Milionerzy" trwają nadal. Po drodze, dowiadujemy się te, że Jamal dowiedział się o Latice. Otóż, Salim pracuje dla lokalnego gangstera , którego to Latika jest kochanką. Dlatego też, Jamal chce wygrać te miliony, żeby odzyskać swoją miłość.
Rozpoczyna się ostatnia część. Całe Indie śledzą ten turniej. Jamal gra o miłość i wygraną, a dla ludzi jest nadzieją. Gdy wygrywa, Latika, dzięki Salimowi ucieka, a ten zabija swego szefa, sam również tracąc życie. A całe Indie świętują wygraną biednej sieroty z pariasów.
Jamal szczęśliwy szuka Latiki, a ona przychodzi do niego na dworzec. Przyszła, gdyż wierzyła w przeznaczenie (Jai ho). W miłosnych objęciach, zaczynają taniec w stylu bollywoodzkim na dworcu w Bombaju, a przyłączają się do nich pasażerowie. Napisy końcowe to majstersztyk montażu!
Treść wydaje się śmieszna i pozornie głupia, ale taka nie jest. Zarzut o pokazywaniu jedynie biedy, który słyszałem, gdy mieszkając w Wielkiej Brytanii poznałem wielu Hindusów, rodem z Indii i narzekali na ten film, odbijałem jak piłeczkę. Nie o naturalizm tu chodziło. Indie to kraj kontrastów, co pokazano bardzo wyraźnie. Twórcy chcieli wskazać szansę na nadzieję, którą Jamal dał biednym ludziom, że też można się czasem wybić z beznadziejności. To trochę jak historia mojego przyjaciela z Nigerii i jego wiosce. Prosta, wręcz błaha, symboliczna, acz prawdziwa. On też wyrwał się z Afryki, niczym Jamal ze slumsów. Nadzieja, połączona z przeznaczeniem.
Niczym w "Atlasie chmur", na jedno wielkie wydarzenie, składa się szereg wcześniejszych drobiazgów. Gdyby nie konkretna sytuacja z przeszłości, Jamal nie wygrałby. Wiara w przeznaczenie jest też wymowna. Latika kochała chłopaka, ale nie miał przy sobie grosza przy duszy. Gdy wygrał, mogli wreszcie być razem. I stąd ten taniec na koniec.
Aktorsko, to w zasadzie dwoje głównych aktorów - Dev Patel (urodzony w Londynie) i Freida Pinto (rodowita Hinduska z Bombaju) stworzyli doskonałe kreacje, biorąc pod uwagę, że był to ich debiut na wielkim ekranie. Potem co prawda nie zrobili kariery, ale do historii przeszli. Madhur Mittal (urodzony w Agrze) wspierał tę dwójkę swoją grą. Scena śmierci, która zagwarantowała szczęście bratu, w sytuacji, gdy w TV wygrywał miliony - wzrusza, ale też zachwyca!
Anil Kapoor i Irrfan Khan ("Życie Pi"), to z kolei znani aktorzy Bollywood, partnerujący młodzieży na ekranie, aczkolwiek wycofani troszkę do ról drugo-, jeśli nie trzecioplanowych.
Dzieci wcielające się w postacie młodych braci i Latiki - wielkie brawa, choć niestety nie pociągnęło to za sobą zbytnich korzyści. Zagrali, coś tam zarobili i tyle. A przecież, były to dzieci z ubogich dzielnic.
Z ciekawostek, scenariusz napisał Simon Beaufroy, którego kojarzyłem ze stworzenia historii do "Goło i wesoło" (ang. "The Full Monty"). Tu wpadła mu zasłużona statuetka, choć moim zdaniem poprzedni film, o którym wspominał był ciekawszy.
Zdjęcia stworzył Anthony Dod Mantle ("Dogville", "28 dni później"). Nie byłem w Indiach, widziałem wiele zdjęć z albumów znajomych Hindusów. Mogę rzec, że poczułem tamtą atmosferę. Kraj kontrastów, ale bardzo kolorowy! Żywe ujęcia, czasem trzęsąca się kamera, a oświetlenie postaci po zmroku! Finałowa scena tańca, to jakby kopia Bollywood! Brawo!
Muzyka Allaha Rakhi Rahmana to kolejna mocna strona filmu. Przeróżne motywy, na modłę europejską, ale z elementami hinduskimi. Melodia towarzysząca Latice (http://www.youtube.com/watch?v=Kfjj8BOebMM), czy piosenka "Jai ho" (https://www.youtube.com/watch?v=UxLSZoFK8EM) - "Jesteś moim przeznaczeniem", to idealny akcent na zakończenie!
Podsumowując, Danny Boyle, znany z nakręcenia doskonałego "Trainspotting", stworzył baśniową hybrydę kina europejsko-hollywoodzkiego z dodatkiem Bollywood. Na tyle skutecznie, że podbił serca widzów, krytyków i Akademii. Pokazał współczesne Indie, pełne kontrastów. A przede wszystkim, spowodował, że wraca w człowieku wiara w przeznaczenie i nadzieja na odmianę losu. Nie zapominając o miłości dwojga głównych bohaterów, okupionej wysoką ceną. Ale szczęśliwej!
Mimo zachwytów, i 8 Oscarów (R), w tym za najlepszy film, czegoś mi zabrakło. A nie wiem, jak to wyrazić słowami. Może, ta naiwność i baśniowa otoczka rażą (w Indiach przecież setki milionów ludzi żyją w nędzy). Dlatego oceniam film tak, a nie inaczej.
Moja ocena: 9.2/10.
Sam miałem również wiele obaw. Jak to, historia o uczestniku "Milionerów" mogła zdobyć tyle nagród? Slumsy, niedotykalni (pariasi) - czysty naturalizm. O czym może być ten film? Rozpocząłem seans. A po nim, zaniemówiłem. Dodam, że miesiąc wcześniej o mało co nie pojechałem do Indii, ale to przykra historia czemu się nie udało. Szkoda, że się nie udało.
Film zaczyna się w chwili obecnej (rok 2008). Niespełna 20-letni Jamal (Dev Patel) dostał się do indyjskiej wersji "Milionerów". Przypominam formułę - 15 pytań, 3 koła ratunkowe. Nagroda główna - 20 mln rupii (waluta Indii z wizerunkiem Mahatmy Gandhiego na każdym banknocie - więcej kim był Gandhi tutaj). Program prowadzi Prem (Anil Kapoor), także pochodzący z niższej kasty, czego dowiadujemy się z czasem.
Komendant policji (Irrfan Khan)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123729.1.jpg)
Jamal odpowiada na pytania, ale z planu zabiera go policja. Parias wie wszystko? Coś podejrzanego. Brutalne przesłuchanie, podczas którego komendant (Irrfan Khan) odtwarza nagranie. I tu zaczyna się ciekawa część. Odpowiedź na każde pytanie, to oddzielna historia z życia Jamala, o której opowiada. Poznajemy historię dzieciństwa w Bombaju (Mumbaju). Muzułmańskie pochodzenie i ubogie życie z matką, którą zabijają hinduiści. Jamal ma też brata Salima (Madhur Mittal), z którym wyjechał z Bombaju, a potem imał się różnych zajęć, w tym okradania turystów w Tadż Mahal, w tym życia u bandytów wysługujących się dziećmi, zwłaszcza kalekimi, które żebrzą na ich korzyść. Jamal poznaje też miłość - Latikę (Freida Pinto). Razem uciekają, ale po jakimś czasie Latika znika.
Po przesłuchaniu, Jamal wraca do studia. "Milionerzy" trwają nadal. Po drodze, dowiadujemy się te, że Jamal dowiedział się o Latice. Otóż, Salim pracuje dla lokalnego gangstera , którego to Latika jest kochanką. Dlatego też, Jamal chce wygrać te miliony, żeby odzyskać swoją miłość.
Salim (Madhur Mattal) poświęcający życie
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123734.1.jpg)
Rozpoczyna się ostatnia część. Całe Indie śledzą ten turniej. Jamal gra o miłość i wygraną, a dla ludzi jest nadzieją. Gdy wygrywa, Latika, dzięki Salimowi ucieka, a ten zabija swego szefa, sam również tracąc życie. A całe Indie świętują wygraną biednej sieroty z pariasów.
Jamal (Dev Patel) i Prem (Anil Kapoor) w studiu "Milionerów"
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123735.1.jpg)
Jamal szczęśliwy szuka Latiki, a ona przychodzi do niego na dworzec. Przyszła, gdyż wierzyła w przeznaczenie (Jai ho). W miłosnych objęciach, zaczynają taniec w stylu bollywoodzkim na dworcu w Bombaju, a przyłączają się do nich pasażerowie. Napisy końcowe to majstersztyk montażu!
Jamal (Dev Patel)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123716.1.jpg)
Treść wydaje się śmieszna i pozornie głupia, ale taka nie jest. Zarzut o pokazywaniu jedynie biedy, który słyszałem, gdy mieszkając w Wielkiej Brytanii poznałem wielu Hindusów, rodem z Indii i narzekali na ten film, odbijałem jak piłeczkę. Nie o naturalizm tu chodziło. Indie to kraj kontrastów, co pokazano bardzo wyraźnie. Twórcy chcieli wskazać szansę na nadzieję, którą Jamal dał biednym ludziom, że też można się czasem wybić z beznadziejności. To trochę jak historia mojego przyjaciela z Nigerii i jego wiosce. Prosta, wręcz błaha, symboliczna, acz prawdziwa. On też wyrwał się z Afryki, niczym Jamal ze slumsów. Nadzieja, połączona z przeznaczeniem.
Latika (Freida Pinto)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123728.1.jpg)
Niczym w "Atlasie chmur", na jedno wielkie wydarzenie, składa się szereg wcześniejszych drobiazgów. Gdyby nie konkretna sytuacja z przeszłości, Jamal nie wygrałby. Wiara w przeznaczenie jest też wymowna. Latika kochała chłopaka, ale nie miał przy sobie grosza przy duszy. Gdy wygrał, mogli wreszcie być razem. I stąd ten taniec na koniec.
Zakochani na dworcu
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/119018.1.jpg)
Aktorsko, to w zasadzie dwoje głównych aktorów - Dev Patel (urodzony w Londynie) i Freida Pinto (rodowita Hinduska z Bombaju) stworzyli doskonałe kreacje, biorąc pod uwagę, że był to ich debiut na wielkim ekranie. Potem co prawda nie zrobili kariery, ale do historii przeszli. Madhur Mittal (urodzony w Agrze) wspierał tę dwójkę swoją grą. Scena śmierci, która zagwarantowała szczęście bratu, w sytuacji, gdy w TV wygrywał miliony - wzrusza, ale też zachwyca!
Anil Kapoor i Irrfan Khan ("Życie Pi"), to z kolei znani aktorzy Bollywood, partnerujący młodzieży na ekranie, aczkolwiek wycofani troszkę do ról drugo-, jeśli nie trzecioplanowych.
Dzieci wcielające się w postacie młodych braci i Latiki - wielkie brawa, choć niestety nie pociągnęło to za sobą zbytnich korzyści. Zagrali, coś tam zarobili i tyle. A przecież, były to dzieci z ubogich dzielnic.
Z ciekawostek, scenariusz napisał Simon Beaufroy, którego kojarzyłem ze stworzenia historii do "Goło i wesoło" (ang. "The Full Monty"). Tu wpadła mu zasłużona statuetka, choć moim zdaniem poprzedni film, o którym wspominał był ciekawszy.
Zdjęcia stworzył Anthony Dod Mantle ("Dogville", "28 dni później"). Nie byłem w Indiach, widziałem wiele zdjęć z albumów znajomych Hindusów. Mogę rzec, że poczułem tamtą atmosferę. Kraj kontrastów, ale bardzo kolorowy! Żywe ujęcia, czasem trzęsąca się kamera, a oświetlenie postaci po zmroku! Finałowa scena tańca, to jakby kopia Bollywood! Brawo!
Muzyka Allaha Rakhi Rahmana to kolejna mocna strona filmu. Przeróżne motywy, na modłę europejską, ale z elementami hinduskimi. Melodia towarzysząca Latice (http://www.youtube.com/watch?v=Kfjj8BOebMM), czy piosenka "Jai ho" (https://www.youtube.com/watch?v=UxLSZoFK8EM) - "Jesteś moim przeznaczeniem", to idealny akcent na zakończenie!
Danny Boyle na planie w Tadż Mahal
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/82/96/468296/123742.1.jpg)
Podsumowując, Danny Boyle, znany z nakręcenia doskonałego "Trainspotting", stworzył baśniową hybrydę kina europejsko-hollywoodzkiego z dodatkiem Bollywood. Na tyle skutecznie, że podbił serca widzów, krytyków i Akademii. Pokazał współczesne Indie, pełne kontrastów. A przede wszystkim, spowodował, że wraca w człowieku wiara w przeznaczenie i nadzieja na odmianę losu. Nie zapominając o miłości dwojga głównych bohaterów, okupionej wysoką ceną. Ale szczęśliwej!
Mimo zachwytów, i 8 Oscarów (R), w tym za najlepszy film, czegoś mi zabrakło. A nie wiem, jak to wyrazić słowami. Może, ta naiwność i baśniowa otoczka rażą (w Indiach przecież setki milionów ludzi żyją w nędzy). Dlatego oceniam film tak, a nie inaczej.
Moja ocena: 9.2/10.
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/82/96/468296/7239889.3.jpg)
Mógłbyś uprzedzać, że będą spojlery xD Tak czy inaczej zobaczę, też już za długo z tym zwlekam.
OdpowiedzUsuńBędę od teraz uprzedzać. Nie bez przyczyny podaję zakończenia. Obejrzawszy już 1400 filmów w życiu, czasem nie pamiętam jak się który zakończył :/
Usuń1400? Skąd ta liczba? Od kiedy zacząłeś liczyć? Czy to tylko szacunkowe?
UsuńMam to w pliku w excelu. W roku 2010 postanowiłem przypomnieć sobie wszystkie filmy, które obejrzałem (kinowe, telewizyjne, krótkometrażowe - wszystko, co filmweb.pl, imdb.com, czy filmpolski.pl podają jako [film] czy [movie]) Nie pamiętam tytułów kilku, ale zapisałem mniej więcej o co chodzi.
UsuńJa bazuję tylko na filmwebowej liście. Odhaczam tam każdy obejrzany i co jakiś czas zaznaczam te, które widziałem jeszcze przed powstaniem listy. Póki co mam około 800, ale przy średniej 1,5 filma dziennie nieźle zapitalam do przodu :D
UsuńGratuluję tempa. Ja na razie wyhamowałem. Mam listę 50 filmów tzn. must-see. Gdy je obejrzę, to zobaczę co dalej. Choć, czasem poszerza się chęć na obejrzenie jakiegoś innego, spoza top 50 (a w 2010 r. było top 100).
OdpowiedzUsuńTeż mam top 50, chociaż nie traktuję jej priorytetowo i dość luźno przeplatam innymi filmami, na które akurat najdzie mnie ochota (albo żona każe). Co gorsza im więcej oglądam i czytam o filmach, tym wszystkie listy się poszerzają.
OdpowiedzUsuńZ tym poszerzaniem listy, tak to bywa, niestety. Ja też, miałem top 100, a wpadło przy okazji jeszcze 300 filmów :)
OdpowiedzUsuńPodobnie do filmów, mam z podróżami. Miałem kiedyś listę top 20, ale poszerzyła się do top 100. Czasem, łączę też obie pasje, opisując w dziennikach z podróży miejsca znane z filmów. Chyba założę trzeciego bloga, tym razem o miejscach, które odwiedziłem.
OdpowiedzUsuńNa http://westernsallitaliana.blogspot.com/ mają fajny cykl: Spaghetti Western Locations, w którym pokazują właśnie miejsca znane z westernów :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam podróże, ale strasznie mnie męczą niestety, a i pieniędzy ostatnio brak, to jakoś bardziej poświęciłem się filmowej pasji.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGoogle są okropne. Jedna poprawka błędu i musiałem skasować wpis, który i tak zostawił ślad po sobie.
UsuńJak znajdujecie czas na oglądanie tak wielu filmów?
OdpowiedzUsuńJa od jakiegoś czasu, gdy chcę opisać film oglądany w domowym zaciszu, strzelam screeny, sporządzam notatki. Potem okazuje się, że półtoragodzinny seans przerodził się w dwuipółgodzinny. A najdłuższe generowanie gotowego wpisu zajęło mi ponad 6 godzin.
Skąd na to wszystko bierzecie czas?
Mam tak samo :D Też oglądam film z przerwami by nie stracić fajnych screenów i wartych zapamiętania myśli. Recenzje na ogół zajmują mi około pół godziny, staram się pisać "na żywioł", tak jak czuję, ale bywa że i 2-3 godziny siedzę nad jednym.
UsuńTak z reguły wystarcza mi wygospodarować 2 godziny dziennie :D
Sam oglądam film, a recenzję piszę na bieżąco, gdy mam wenę. Screeny biorę z Internetu. W przypadku "Władcy Pierścieni", każda część była opisywana po 9 godzin. Zbierałem się do nich wiele lat, ale sprawiły mi największą satysfakcję.
Usuń