sobota, 20 lipca 2013

"Tragedia Makbeta"

Wracamy na Wyspy Brytyjskie, a dokładniej do Walii (z dodatkiem Northumbrii). Dziś będzie o filmie Romana Polańskiego - "Tragedia Makbeta" (ang. "The Tragedy of Macbeth"), będącej ekranizacją słynnej sztuki samego Williama Szekspira. Dziś, mogę śmiało stwierdzić, że obejrzałem wszystkie filmy Romana Polańskiego, zarówno pełnometrażowe, jak i krótkometrażowe. To jedyny taki reżyser, więc cieszy mnie to tym bardziej.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż spora część budżetu pochodziła z kieszeni samego Hugh Hefnera (występuje jako executive producer), twórcy i redaktora naczelnego "Playboy'a". Hefner, wtedy "piękny i młody" (i bogaty) wsparł Romana Polańskiego. Trzeba pamiętać, że był to 1971 r., a więc ledwie dwa lata po tragicznej śmierci Sharon Tate, a 3 lata przed "Chinatown". Polański był wciąż w traumie po stracie żony, co dało się w tym filmie zauważyć.

Mamy czasy anglosaskie, a więc przed najazdem Normanów. Szkocji walczyli z Norwegami (jak powiedziano na początku filmu), a Makbet (Jon Finch) z Banco (Martin Shaw) wsławili się w bitwie. Król Szkocji - Duncan (Nicholas Selby) przybywa na zamek Makbeta, wcześniej wręczając mu honory. Oczywiście dla Lady Makbet (Francesca Annis) to za mało. Makbet, pomny na przepowiednię trzech wiedźm, a za namową żony zabija króla, przejmując koronę Szkocji. I potem, popada w obłęd. Zabija Banco i rodzinę Macduffa. Wreszcie sam ginie, kiedy "las birnamski" przychodzi (ta scena zainspirowała samego J.R.R. Tolkiena do stworzenia postaci Drzewców), a Macduff (Terence Bayler), "nieurodzony przez kobietę"* przebija go mieczem. Na tym w zasadzie kończy się treść.

Film Polańskiego jest bardzo brutalny. Krwistej charakteryzacji nie powstydziłby się sam Rob Bottin (kto widział "Coś", "Robocopa" czy "Pamięć absolutną" wie co mam na myśli). Krytycy zarzucali zbytni brutalizm, tłumacząc to traumą po stracie żony. To ostrzeżenie dla osób o słabszych nerwach.

Aktorstwo - głównie Jon Finch (filmowy Makbet; później zagrał w "Morderstwie na Nilu" i w "Królestwie niebieskim" jako patriarcha Jerozolimy) i jego wewnętrzne monologi, a raczej szaleństwo, do którego doprowadziły go zbrodnie. Finch ciągnie cały film, aczkolwiek Francesca Annis ma swoje momenty. Macduff (czyli Terence Bayler, który pojawił się w "Harry Potter i Kamień filozoficzny" jako jeden z duchów - Krwawy baron), walcząc z Makbetem w ostatniej scenie, przekonuje bardziej niż opłakując zabitą  rodzinę. Reszta aktorów, to jedynie tło... a szkoda.

Wykonanie, mimo wysokiego budżetu (3.1 mln USD), nie powala na kolana. Zdjęcia Gilberta Taylora ("Dr Strangelove", "Matnia", "Wstręt", "Omen", "Gwiezdne wojny") są tylko momentami doskonałe, zwłaszcza ujęcia Walii, zależnie od pory dnia i nocy. Kostiumy, za które przyznano nagrodę BAFTA (R), okazują się jedynie dobrym rzemiosłem. Scenografię tworzy głównie Lindisfarne Castle (Northumbria, Anglia), tak więc sami sceongrafowie niezbyt się postarali. Muzyka Third Ear Band, z którymi Roman Polański współpracował, okazuje się nijaka. Sama brutalność, mimo zdarzeń z przeszłości, moim zdaniem doskonale pasowała do treści filmu - Makbet był szaleńcem, a nie pozytywnym wariatem!

Lindisfarne Castle (Northumbria, Anglia)
(źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/cc/LindisfarneCastleHolyIsland.jpg) 

Podsumowując, Roman Polański, choć jest doskonałym reżyserem i sprawnie zrealizował "Makbeta", to jedynie dobre rzemiosło. Artyzm pojawił się później, zwłaszcza przy "Chinatown". Warto jednak znać próbę przedstawienia Szekspira przez Polańskiego, aczkolwiek nie każdemu dane jest być mistrzem szekspirowskich adaptacji. Solidna robota, acz bez fajerwerków.

Moja ocena: 8/10.


(źródło: http://static1.stopklatka.pl/library/28/0E/plakatglowny_3b53dad6763dedd.jpg/1.0/plakatglowny_3b53dad6763dedd.jpg)

*Chodziło o urodzenie przez cesarskie cięcie. Kobieta nie rodziła, tylko dziecko wyjęto z niej, pisząc pokrótce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz