Wracając z Wysp Brytyjskich, udajemy się do USA w czasie wojny o niepodległość, zwanej tamże "The American Revolution". A przenosi nas tam film Rolanda Emmericha, pt. "Patriota" (ang. "The Patriot", niem. "Der Patriot"). Niemiec wcześniej zasłynął kultowym już "Dniem niepodległości" z 1996 r., ale jego dramaty kostiumowe lubię bardziej, niż kino SF, spod jego ręki. Na "Patriotę" trafiłem w wersji rozszerzonej, co znacznie wpływa na odbiór - więcej akcji w scenach bitew.
Benjamin Martin (Mel Gibson) mieszka razem ze swoimi dziećmi na farmie w Południowej Karolinie. Jego żona zmarła, ale ma za to dobry kontakt z jej siostrą - Charlotte Selton (Joely Richardson). Dla jego córek i synów ciocia pełni funkcję mamy, której im brakuje. Mimo to, jest to życie sielankowe, które zostaje nagle zakłócone.
W 1776 r. wybucha wojna o niepodległość USA, a Brytyjczycy, zwani w filmie "red coats" - "czerwonymi płaszczami" z racji koloru ich mundurów, zaczynają sprawdzać wierność osadników względem Korony. Panował wtedy szalony król Jerzy III, tak gwoli formalności (więcej w tym temacie w recenzji filmu "Szaleństwo króla Jerzego"). Pewnego dnia do domu Martina przybywa angielski płk. William Tavington (Jason Isaacs). Zabiera jego najstarszego syna - Gabriela (Heath Ledger) do wojska, a najmłodsze dziecko spokojnego farmera (Logan Lerman) zabija z zimną krwią. Żołnierze wstrzymali krewkiego Benjamina ... ale zaczęło się. Gdy Anglicy odeszli kawałek, nasz bohater wziął broń, drugiego ze swych kilku synów i ruszył za "czerwonymi płaszczami".
W lesie, zaatakował ich. Niestety, Tavington zbiegł. Za to z resztą, Benjamin rozprawił się przy użyciu broni palnej i tomahawka. Uratował Gabriela i wrócili do domu opłakiwać stratę. Farmer wiedział już, że wojna dotyczy też jego i poprzysiągł zemstę Tavingtonowi. Jeden z żołnierzy, którzy przeżyli nie wiedział, kto dokonał rzezi, więc przekazał Tavingtonowi, iż był to "Duch".
Rozpoczęły się przygotowania do walk. Benjamin wstąpił do tzw. "one-minuters", czyli dziś nazwalibyśmy to partyzantów, którzy w czasie alarmu byli gotowi w minutę. Martin senior zglosił się do pułkownika Harry'ego Burwella (Chris Cooper), w tworzącej się amerykańskiej armii, oferując swoje usługi. Wcześniej odrzucał propozycje ze strony Burwella, ale zrozumiał, że prędzej czy później musiałby wstąpić w szeregi kolonistów. Burwell ze swoimi partyzantami przeszkadzał żołnierzom lorda generała Cornwallisa (Tom Wilkinson), bezpośredniego przełożonego pułkownika Tavingtona.
Rozpoczyna się walka o wolność USA i zemstę Benjamina Martina, będącego członkiem milicji (w znaczeniu nieregularnego wojska). Amerykanie podpadli Cornwallisowi pewnym fortelem - chcieli wypuszczenia swoich ludzi, w zamian za uwolnienie brytyjskich żołnierzy,w rzeczywistości kukieł, ubranych na czerwono. Nerwowy Brytyjczyk, rozkazał Tavingtonowi walkę wszelkimi metodami. Czerwone płaszcze spaliły dom Martinów ...
Ale dopiero teraz zrobi się gorąco. Podczas jednej z potyczek, tożsamość Martina seniora wychodzi na jaw ... a Gabriel ginie z rąk Tavingtona, raniąc go wcześniej. Poza rodziną, Gabriel pozostawił też żonę - Anne (Lisa Brenner) Wściekły Benjamin, mając też wsparcie majora Jeana Villeneuve'a - Francuza (Tchéky Karyo), który przyłączył się do milicji, a przede wszystkim Burwella, szykuje się do decydującej bitwy. Zaczyna się w tym miejscu robić ciekawie, gdyż do zwalczenia pierwszego ataku milicji, Cornwallis wyznaczył regiment pułkownika Tavingtona ...
Sama bitwa jest bardzo efektowna. Strzały z armat i karabinów, efekty zranień - bardzo brutalne, dużo krwi, ale to ma swój urok! Wreszcie, dochodzi do konfrontacji Martin-Tavington. Sposób, w który Benjamin mści się na Brytyjczyku - nie polecam dla osób o słabych nerwach. Walka wygląda pięknie, jest sporo krwi, a Tavington trzyma się na nogach dosyć długo. Ale to Martinowi się kibicuje w zemście za krzywdy.
Po bitwie dowiadujemy się, że w 1781 r. gen. Cornwallis poddał się pod Yorktown w Virginii, a Amerykanów wsparła francuska flota, o czym wspominał wcześniej Villeneuve. Stąd, wśród milicji kolonistów znajdowali się Francuzi. Wojna została wygrana, a USA stały się niepodległym krajem. Martin wrócił do domu, którzy odbudowali mu dawni przyjaciele. Oczywiście, ożenił się z Charlottą - happy end.
W filmach Rolanda Emmericha może podobać się rozmach. Tu nie brakuje wielkich scen bitewnych, ale drobne potyczki również robią na widzu wrażenie. Dobrze spożytkowano 110 mln USD budżetu, choć krążą legendy, iż Mel Gibson wziął za swoją rolą sporą gażę. Może jednak, dajmy spokój plotkom, a skupmy się na tym co najważniejsze.
Roland Emmerich, w "Dniu niepodległości, jak i w późniejszym "Anonimusie", zatrudnia do swoich filmów wielkie gwiazdy światowego kina. Tu jest dokładnie tak samo.
Mel Gibson ("Braveheart", "Zabójcza broń", "Pasja") gra swoją rolę, że tak to ujmę. Twardziel, ale też osoba czuła z psychologiczną głębią. Broni swojego domu, skalpuje Anglików, mając ku temu powody. Prawdziwy bohater, taki stereotypowy, który staje się wzorem do naśladowania dla swoich dzieci. Wolę go jako Williama Wallace'a w "Braveheart", ale tutaj jest bardzo dobrze. Wczuł się w rolę, a nie tylko wziął pieniądze i "tyla", jak mawiał mój nauczyciel angielskiego z liceum, rodowity Poznaniak.
Heath Ledger, późniejszy Joker z "Mrocznego rycerza", tutaj był młodym chłopakiem (miał ledwie 21 lat). Ale przedstawiał się już aktorsko bardzo dojrzale. Zaczynał styl, który przerwała śmierć w wieku zaledwie 28 lat ... Szkoda Heatha jako człowieka, jak również aktora. Miło, że jednak zagrał w kilku filmach. Dzięki temu ludzie o nim nie zapomną.
Joely Richardson (mini-serial "Lady Chatterley", "Anonimus") ze swoją aparycją nadaje się do ról słodkich i pełnych pozytywnych uczuć kobiet. Współczucie, które pokazuje Benjaminowi - tak sobie wyobrażam prawdziwą żonę, będącą rzeczywistym wsparciem dla swojego męża. Silna postać kobieca, co w takim kinie zdarza się rzadko.
Jason Isaacs, czyli Lucjusz Malfoy z "Harry'ego Pottera", tu gra osobę, którą można i nawet trzeba znienawidzić. Urodzony w Liverpoolu aktor, pasuje do ról czarnych charakterów, choć nie mam zarzutów do jego gry w "Helikopterze w ogniu". Jego Tavington budzi same negatywne uczucia i, gdy ginie widzowie czują ulgę. To też wielka sztuka zagrać taką postać, którą widzowie nienawidzą.
Tom Wilkinson ("Goło i wesoło", "Zakochany Szekspir", "Batman początek", "Michael Clayton", "Autor widmo") w roli lorda generała Cornwallisa. Kto może lepiej zagrać Brytyjczyka, jeśli nie Brytyjczyk?? Do tego doświadczony i utalentowany. Roland Emmerich, z niemiecką precyzją zwraca uwagę na wiele szczegółów, w tym obsadę drugoplanową. Jako przykład może posłużyć właśnie Wilkinson.
Tchéky Karyo, czyli Francuz, pochodzenia orientalnego. Grał w "Nikicie" Luca Bessona, "1492: Wyprawa do Raju" sir Ridley'a Scotta, "Bad Boys" Michaela Bay'a, a także "GoldenEye" Martina Campbella. Tu zagrał francuskiego żołnierza. Różnił się mundurem i manierami od reszty ludzi z milicji, ale władał bronią, równie skutecznie. Doskonała kreacja drugoplanowa, która wprowadzała też trochę humoru.
Wreszcie, Chris Cooper ("American Beauty", "Tożsamość Bourne'a", "Adaptacja"), czyli Amerykanin w roli dowódcy buntowników. Podobnie do Mela Gibsona, wczuł się w rolę, przedstawiając postać oficera, który chce wygrać wojnę, jednocześnie wiedząc o wszystkich mankamentach, podległych sobie ludzi. Niechętnie godzi się na pomysł Martina z pierwszą falą ataku. Kolejny dobry ruch odnośnie obsady ze strony Emmericha.
Zdjęcia Caleba Deschanela ("Pasja", "Skarb narodów", "Abraham Lincoln: Łowca wampirów") robią wrażenie. Obrazy Południowej Karoliny - dosłownie, jakby malowane przez impresjonistów. Praca kamery w czasie walki czy zwłaszcza bitew - mistrzostwo!!! W pełni zasłużona nominacja do Oscara (R).
Muzyka to dzieło Johna Williamsa ("Lista Schindlera", "Gwiezdne wojny", "Szczęki", "Harry Potter"). Współpracownik Stevena Spielberga, przez niektórych uważany za najlepszego kompozytora wszechczasów, moim zdaniem przesadzona opinia. Wiem jedno, tutaj sprawił się równie dobrze, jak zawsze. Przepiękna muzyka, która zostaje w głowie na lata, lecz nie jest to motyw, tak znany jak z "Indiany Jonesa" (http://www.youtube.com/watch?v=FG0tJiEjZ78). Kolejna nominacja do Oscara (R), dla "Patrioty" i samego Williamsa!
Trzecia nominacja do Oscara (R) była w kategorii najlepszy dźwięk. Wydaje się to mało ważne, ale jednak wiąże się z tym ciekawostka. Jednym z dźwiękowców nominowanych do Nagrody Akademii jest Kevin O'Connell, czyli największy pechowiec oscarowych gal w historii. Profesjonalista, który na ponad 20 nominacji nie zdobył ani jednej statuetki! A przecież tworzy dźwięk do hitów i tzw. pewniaków w tej kategorii. Jednak, od ponad 20 lat ma pecha. Tu, na osłodę, również można pochwalic jego pracę. Podobnie do efektów wizualnych oraz kostiumów i scenografii.
Podsumowując, prosta historia, ale przedstawiona w sposób efektowny. Mel Gibson wciąż był na wyżynach po "Bravehearcie",a partnerowali mu Heath Ledger na fali wznoszącej, Jason Isaacs czekający na swój czas, doskonały Tom Wilkinson, humorystyczny Tchéky Karyo, poważny Chris Cooper oraz słodka Joely Richardson. Do tego wszystkiego, całość przedstawiono w zachęcającej formie, charakterystycznej dla Rolanda Emmericha. Nie jest to film historyczny, ale kino wojenno-kostiumowe, podchodzące pod typowy obraz akcji z jasno nakreślonym bohaterem, jak i jego głównym oponentem. Mimo trzech godzin trwania, warto sięgnąć do wersji rozszerzonej. Ogląda się dobrze, co czyni "Patriotę" doskonałą rozrywką.
Moja ocena: 8.5/10.
Joely Richardson jako Charlotte Selton
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/09/44/944/416775.1.jpg)
W 1776 r. wybucha wojna o niepodległość USA, a Brytyjczycy, zwani w filmie "red coats" - "czerwonymi płaszczami" z racji koloru ich mundurów, zaczynają sprawdzać wierność osadników względem Korony. Panował wtedy szalony król Jerzy III, tak gwoli formalności (więcej w tym temacie w recenzji filmu "Szaleństwo króla Jerzego"). Pewnego dnia do domu Martina przybywa angielski płk. William Tavington (Jason Isaacs). Zabiera jego najstarszego syna - Gabriela (Heath Ledger) do wojska, a najmłodsze dziecko spokojnego farmera (Logan Lerman) zabija z zimną krwią. Żołnierze wstrzymali krewkiego Benjamina ... ale zaczęło się. Gdy Anglicy odeszli kawałek, nasz bohater wziął broń, drugiego ze swych kilku synów i ruszył za "czerwonymi płaszczami".
Jason Isaacs jako płk Tavington
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/09/44/944/416786.1.jpg)
W lesie, zaatakował ich. Niestety, Tavington zbiegł. Za to z resztą, Benjamin rozprawił się przy użyciu broni palnej i tomahawka. Uratował Gabriela i wrócili do domu opłakiwać stratę. Farmer wiedział już, że wojna dotyczy też jego i poprzysiągł zemstę Tavingtonowi. Jeden z żołnierzy, którzy przeżyli nie wiedział, kto dokonał rzezi, więc przekazał Tavingtonowi, iż był to "Duch".
Rozpoczęły się przygotowania do walk. Benjamin wstąpił do tzw. "one-minuters", czyli dziś nazwalibyśmy to partyzantów, którzy w czasie alarmu byli gotowi w minutę. Martin senior zglosił się do pułkownika Harry'ego Burwella (Chris Cooper), w tworzącej się amerykańskiej armii, oferując swoje usługi. Wcześniej odrzucał propozycje ze strony Burwella, ale zrozumiał, że prędzej czy później musiałby wstąpić w szeregi kolonistów. Burwell ze swoimi partyzantami przeszkadzał żołnierzom lorda generała Cornwallisa (Tom Wilkinson), bezpośredniego przełożonego pułkownika Tavingtona.
Heath Ledger jako Gabriel Martin
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/09/44/944/172197.1.jpg)
Rozpoczyna się walka o wolność USA i zemstę Benjamina Martina, będącego członkiem milicji (w znaczeniu nieregularnego wojska). Amerykanie podpadli Cornwallisowi pewnym fortelem - chcieli wypuszczenia swoich ludzi, w zamian za uwolnienie brytyjskich żołnierzy,w rzeczywistości kukieł, ubranych na czerwono. Nerwowy Brytyjczyk, rozkazał Tavingtonowi walkę wszelkimi metodami. Czerwone płaszcze spaliły dom Martinów ...
Chris Cooper jako płk Harry Burwell
(źródło: http://ddcc01.tripod.com/pics/patriot.jpg)
Tchéky Karyo jako Jean Villeneuve i Mel Gibson jako Benjamin Martin
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/09/44/944/172189.1.jpg)
Sama bitwa jest bardzo efektowna. Strzały z armat i karabinów, efekty zranień - bardzo brutalne, dużo krwi, ale to ma swój urok! Wreszcie, dochodzi do konfrontacji Martin-Tavington. Sposób, w który Benjamin mści się na Brytyjczyku - nie polecam dla osób o słabych nerwach. Walka wygląda pięknie, jest sporo krwi, a Tavington trzyma się na nogach dosyć długo. Ale to Martinowi się kibicuje w zemście za krzywdy.
Po bitwie dowiadujemy się, że w 1781 r. gen. Cornwallis poddał się pod Yorktown w Virginii, a Amerykanów wsparła francuska flota, o czym wspominał wcześniej Villeneuve. Stąd, wśród milicji kolonistów znajdowali się Francuzi. Wojna została wygrana, a USA stały się niepodległym krajem. Martin wrócił do domu, którzy odbudowali mu dawni przyjaciele. Oczywiście, ożenił się z Charlottą - happy end.
Tom Wilkinson jako lord gen. Corwallis
(źródło: http://billcainonline.com/wp-content/uploads/2011/10/patriot1.jpg)
W filmach Rolanda Emmericha może podobać się rozmach. Tu nie brakuje wielkich scen bitewnych, ale drobne potyczki również robią na widzu wrażenie. Dobrze spożytkowano 110 mln USD budżetu, choć krążą legendy, iż Mel Gibson wziął za swoją rolą sporą gażę. Może jednak, dajmy spokój plotkom, a skupmy się na tym co najważniejsze.
Roland Emmerich, w "Dniu niepodległości, jak i w późniejszym "Anonimusie", zatrudnia do swoich filmów wielkie gwiazdy światowego kina. Tu jest dokładnie tak samo.
Mel Gibson ("Braveheart", "Zabójcza broń", "Pasja") gra swoją rolę, że tak to ujmę. Twardziel, ale też osoba czuła z psychologiczną głębią. Broni swojego domu, skalpuje Anglików, mając ku temu powody. Prawdziwy bohater, taki stereotypowy, który staje się wzorem do naśladowania dla swoich dzieci. Wolę go jako Williama Wallace'a w "Braveheart", ale tutaj jest bardzo dobrze. Wczuł się w rolę, a nie tylko wziął pieniądze i "tyla", jak mawiał mój nauczyciel angielskiego z liceum, rodowity Poznaniak.
Heath Ledger, późniejszy Joker z "Mrocznego rycerza", tutaj był młodym chłopakiem (miał ledwie 21 lat). Ale przedstawiał się już aktorsko bardzo dojrzale. Zaczynał styl, który przerwała śmierć w wieku zaledwie 28 lat ... Szkoda Heatha jako człowieka, jak również aktora. Miło, że jednak zagrał w kilku filmach. Dzięki temu ludzie o nim nie zapomną.
Joely Richardson (mini-serial "Lady Chatterley", "Anonimus") ze swoją aparycją nadaje się do ról słodkich i pełnych pozytywnych uczuć kobiet. Współczucie, które pokazuje Benjaminowi - tak sobie wyobrażam prawdziwą żonę, będącą rzeczywistym wsparciem dla swojego męża. Silna postać kobieca, co w takim kinie zdarza się rzadko.
Jason Isaacs, czyli Lucjusz Malfoy z "Harry'ego Pottera", tu gra osobę, którą można i nawet trzeba znienawidzić. Urodzony w Liverpoolu aktor, pasuje do ról czarnych charakterów, choć nie mam zarzutów do jego gry w "Helikopterze w ogniu". Jego Tavington budzi same negatywne uczucia i, gdy ginie widzowie czują ulgę. To też wielka sztuka zagrać taką postać, którą widzowie nienawidzą.
Tom Wilkinson ("Goło i wesoło", "Zakochany Szekspir", "Batman początek", "Michael Clayton", "Autor widmo") w roli lorda generała Cornwallisa. Kto może lepiej zagrać Brytyjczyka, jeśli nie Brytyjczyk?? Do tego doświadczony i utalentowany. Roland Emmerich, z niemiecką precyzją zwraca uwagę na wiele szczegółów, w tym obsadę drugoplanową. Jako przykład może posłużyć właśnie Wilkinson.
Tchéky Karyo, czyli Francuz, pochodzenia orientalnego. Grał w "Nikicie" Luca Bessona, "1492: Wyprawa do Raju" sir Ridley'a Scotta, "Bad Boys" Michaela Bay'a, a także "GoldenEye" Martina Campbella. Tu zagrał francuskiego żołnierza. Różnił się mundurem i manierami od reszty ludzi z milicji, ale władał bronią, równie skutecznie. Doskonała kreacja drugoplanowa, która wprowadzała też trochę humoru.
Wreszcie, Chris Cooper ("American Beauty", "Tożsamość Bourne'a", "Adaptacja"), czyli Amerykanin w roli dowódcy buntowników. Podobnie do Mela Gibsona, wczuł się w rolę, przedstawiając postać oficera, który chce wygrać wojnę, jednocześnie wiedząc o wszystkich mankamentach, podległych sobie ludzi. Niechętnie godzi się na pomysł Martina z pierwszą falą ataku. Kolejny dobry ruch odnośnie obsady ze strony Emmericha.
Scena z bitwy - na pierwszym planie Benjamin Martin (Mel Gibson)
(źródło: https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHCFZVXR4LpiekMOZ2HBDkK8hq4hJMGDIOYsHFYXUrzWKgy2afYwGq6mR3zUThOF_6dXfT6tq9qOon0rSGFEd2amn-7yMcVSBpc7QRLXCFUJcaGaZlMCcmDvwFpdhIrPWE30xSvplg98c/s640/patriot1.jpg)
Zdjęcia Caleba Deschanela ("Pasja", "Skarb narodów", "Abraham Lincoln: Łowca wampirów") robią wrażenie. Obrazy Południowej Karoliny - dosłownie, jakby malowane przez impresjonistów. Praca kamery w czasie walki czy zwłaszcza bitew - mistrzostwo!!! W pełni zasłużona nominacja do Oscara (R).
Muzyka to dzieło Johna Williamsa ("Lista Schindlera", "Gwiezdne wojny", "Szczęki", "Harry Potter"). Współpracownik Stevena Spielberga, przez niektórych uważany za najlepszego kompozytora wszechczasów, moim zdaniem przesadzona opinia. Wiem jedno, tutaj sprawił się równie dobrze, jak zawsze. Przepiękna muzyka, która zostaje w głowie na lata, lecz nie jest to motyw, tak znany jak z "Indiany Jonesa" (http://www.youtube.com/watch?v=FG0tJiEjZ78). Kolejna nominacja do Oscara (R), dla "Patrioty" i samego Williamsa!
Trzecia nominacja do Oscara (R) była w kategorii najlepszy dźwięk. Wydaje się to mało ważne, ale jednak wiąże się z tym ciekawostka. Jednym z dźwiękowców nominowanych do Nagrody Akademii jest Kevin O'Connell, czyli największy pechowiec oscarowych gal w historii. Profesjonalista, który na ponad 20 nominacji nie zdobył ani jednej statuetki! A przecież tworzy dźwięk do hitów i tzw. pewniaków w tej kategorii. Jednak, od ponad 20 lat ma pecha. Tu, na osłodę, również można pochwalic jego pracę. Podobnie do efektów wizualnych oraz kostiumów i scenografii.
Podsumowując, prosta historia, ale przedstawiona w sposób efektowny. Mel Gibson wciąż był na wyżynach po "Bravehearcie",a partnerowali mu Heath Ledger na fali wznoszącej, Jason Isaacs czekający na swój czas, doskonały Tom Wilkinson, humorystyczny Tchéky Karyo, poważny Chris Cooper oraz słodka Joely Richardson. Do tego wszystkiego, całość przedstawiono w zachęcającej formie, charakterystycznej dla Rolanda Emmericha. Nie jest to film historyczny, ale kino wojenno-kostiumowe, podchodzące pod typowy obraz akcji z jasno nakreślonym bohaterem, jak i jego głównym oponentem. Mimo trzech godzin trwania, warto sięgnąć do wersji rozszerzonej. Ogląda się dobrze, co czyni "Patriotę" doskonałą rozrywką.
Moja ocena: 8.5/10.
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/09/44/944/7518078.3.jpg?l=1358825666000)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz