sobota, 2 listopada 2013

"Swan Song" (1992)

Zmieniamy klimaty i z Meksyku wracamy na Wyspy Brytyjskie. Dziś będzie o niemal nieznanym filmie krótkometrażowym w reżyserii sir Kennetha Branagha ("Henryk V", "Hamlet", "Frankenstein", "Mój tydzień z Marylin"). "Swan Song", gdyż o nim mowa, nie został nigdy przetłumaczony na język polski, a ja sam obejrzałem go na YouTube, w wersji zgranej z VHS. Może od początku. Tytuł nawiązuje do sztuki Antona Czechowa pt. "Łabędzi śpiew" z 1887 r. 

Anton Czechow - autor sztuki, na podstawie której powstał film
(źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/c/c0/Anton_Chekhov_with_bow-tie_sepia_image.jpg/220px-Anton_Chekhov_with_bow-tie_sepia_image.jpg)

Starzający się aktor Svetlovidov (sir John Gielgud) święci triumfy. Dopiero co skończył się jego benefis z okazji 50lecia pracy na scenie. Jest zmęczony i chce napić się"wódki". Tymczasem, zarządca nieruchomości (ang. prop-master) Svetlovidova - Nikita (Richard Briers) przychodzi za kulisy i rozmawia ze swoim pracodawcą. Przypomina mu wielkie sukcesy, podkreśla jego znaczenie dla kultury. Wzniosłe słowa Nikity, są przeciwieństwem przyziemnego gadania Mistrza - jest zmęczony, pyta się: "Co z tego mi przyszło?" i chce się napić wódki. 

O co tu chodzi? Moim zdaniem, dwie przeciwstawne postawy pokazują w jaki sposób patrzymy na wielkich artystów. Wzniośle, niemal pomnikowo, a oni mają potrzeby zwykłych ludzi. Czują zmęczenie, czasem mają dosyć, chcą się napić, a my zamiast podać im butelkę, tylko podkreślamy sukcesy, które sami znają. Tu akurat wygląda to komicznie, ale takie nie jest. 

Sir John Gielgud jako Svetlovidov 
(źródło: http://i1.ytimg.com/vi/3ftBT5etyho/hqdefault.jpg)

Sir John Gielgud ("Rydwany ognia", "Człowiek słoń", "Hamlet") świętował wtedy nie 50lecie kariery, a 70lecie (zaczął w wieku 17 lat w 1921 r., a skończył grać w 1998 r.). Widzimy w nim prawdziwe zmęczenie - mając 90 lat już mniej grywał, czując, że jest na to za stary. Ale jego kariera trwała 77 lat, najdłużej w historii. Sam w rzeczywistości też miał dosyć ciągłego wymieniania filmów, w których zagrał, podobnie do sztuk na West Endzie. Po trosze, była to opowieść o nim samym.

Richard Briers jako Nikita
(źródło: http://pics.filmaffinity.com/Swan_Song_S-747176198-large.jpg)

Richard Briers ("Henryk V", "Hamlet", "Frankenstein") nie miał wtedy nawet 60tki, ale już wiele ról na koncie. Przy sir Johnie wydawał się nowicjuszem, stąd ten prawdziwy szacunek do Mistrza. Przewrotność w rozmowie z sir Johnem - sposób, w jaki stara się odwieźć wielką personę od myślenia o zmęczeniu i chęci wypicia wódki, poprzez wzniosłe słowa - coś cudownego. Na koniec, ulega i idzie na "setkę" z Mistrzem.

Podsumowując, oszczędna forma - w zasadzie tylko kulisy w półmroku, wielkie aktorstwo i 23 minuty kontrastu dwóch znaczących postaci w historii kina. Do tego sir Kenneth Branagh za kamerą. Jeśli nie zna się wystarczająco dobrze języka angielskiego, będzie trudno zrozumieć wersję na YouTube. Na deser, nominacja do Oscara (R) w kategorii najlepszy aktorski film krótkometrażowy. 

Moja ocena: 9.55/10.

Niestety, nigdzie nie ma żadnego plaktu reklamujące film. Stąd, wyjątkowo tutaj nie zostało nic zamieszczone. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz