Dziś wracamy do Europy. Podejmę się recenzji filmu pt. "Frankenstein" (ang. "Mary Shelley's Frankenstein") w reżyserii sir Kennetha Branagha, nakręconego w 1994 r. Jest to kolejna już ekranizacja powieści Mary Shelley, znanej autorki angielskiego romantyzmu. Dodam, że dobrej znajomej samego Lorda George'a Byrona, o którym nie trzeba się rozpisywać.
Film, jak i powieść zaczynają się na Oceanie Arktycznym, gdzie na Biegun Północny chce dotrzeć kapitan Robert Walton (Aidan Quinn). W swoim uporze pcha całą załogę ku przepaści, a nawet pojawia się ryzyko buntu. Nikt nie chce płynąć w nieznane, do tego w surowej aurze. Gdy statek zostaje zatrzymany w lodzie, Walton musi zaczekać na ocieplenie. Pewnego dnia słychać nieludzki krzyk, a do łodzi zbliża się nieznajomy. Victor Frankenstein (sir Kenneth Branagh), bo to o niego chodzi, ucieka przed monstrum. Walton zabiera go na pokład i umieszcza w swojej kajucie. Frankenstein wie, że jego koniec już się zbliża, więc decyduje się na opowieść o swoim życiu. W kapitanie Waltonie widzi tę samą pasję, którą miał kilka lat wcześniej, tworząc swojego "dzieło". Opowieścią, chce odradzić Waltonowi szaleńczą drogę ku zdobyciu Bieguna.
Victor Frankenstein (sir Kenneth Branagh) w Arktyce
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416863.1.jpg)
Nagle scena przenosi się do Szwajcarii. Victor Frankenstein mieszka w Genewie, wraz z całą swoją rodziną - matką, ojcem (sir Ian Holm) oraz kuzynką Elizabeth (Helena Bonham-Carter), w której się zakochuje z wzajemnością. Poza nimi, mieszkają tam także Justine (Trevyn McDowell) - opiekunka małoletnich braci Victora oraz przyjaciel głównego bohatera - Henry Clerval (Tom Hulce - znany z "Amadeusza" M. Formana, gdzie wcielił się w rolę W.A. Mozarta). Gdy matka Victora umiera, rodząc bliźniaki, wszystko się zmienia. Bohater postanawia zająć się nauką - robi różnego rodzaju eksperymenty, a nawet zagląda do klasyków starożytności, których twierdzenia obalono jeszcze w średniowieczu.
Zadowolony z siebie, wyrusza na studia do Ingolstadt w Bawarii. Tu zaczyna się rozprawa z oświeceniowym dogmatem o wielkiej sile rozumu. Starzy profesorowie, kłócą się z Victorem. Widzą świat racjonalnie, a Frankenstein przedstawia podejście romantyczne. Wierzy w metafizykę, a pod wpływem prof. Waldmana (John Cleese!), postanawia zająć się stworzeniem życia. Kompleks Boga, a raczej spojrzenie romantyków na kwestię twórcy i jego dzieła. Waldman przedstawia Victorowi pewną teorię ze starożytnych Chin, odnośnie punktów życia w ciele żywej istoty. Nawet dawny przyjaciel Henry, obawia się o Victora ...
Pewnego dnia bezdomny zabija prof. Waldmana. Victor, który zbierał już "materiał" na ożywienie materii martwej, (de facto ożywił żabę), odnajduje idealny składnik - mózg profesora. Rozpoczyna się tworzenie, które przyniesie tylko śmierć i pożogę ... Victor tworzy Potwora (Robert De Niro), ale przerażony traci rozeznanie rzeczywistości i kładzie się spać. Rano nie ma Potwora ... uznaje, że to był sen.
Po jakimś czasie, postanawia wrócić do Genewy - słyszy o zabiciu swojego brata Wilhelma. O zabójstwo oskarżono biedną Justine - tłum porywa ją z więzienia i wiesza. Rozpoczyna się dramat, bo o to Potwór daje o sobie znać. To on zabił Wilhelma oraz wrobił Justine. Victor odnajduje bestię w Alpach. W wyniku wysłuchanej opowieści, okazuje się, że Potwór uciekł z Ingolstadt, a potem trafił do domu pewnego Niemca - Felixa (Mark Hadfield). Otoż, Niemiec mieszkał tam z ojcem (Richard Briers) oraz siostrą Marie (Joanna Roth). Żyli ubogo, a Potwór po nocach pomagał im - rąbał drewno, orał pole, ale za dnia ukrywał się. Tam też przypomniał sobie ludzką mowę oraz umiejętność czytania. Ojciec, człowiek niewidomy pewnego dnia został odwiedzony przez Potwora - "oczami duszy" dostrzegł w nim pozytywną postać, ale Felix zobaczywszy monstrum przegonił je kijem. Od tego momentu Potwór stał się zły. Niszczył wszystko na swojej drodze. Aż w płaszczu, który zabrał z laboratorium Frankensteina, odnalazł dziennik swego stwórcy, na jego zgubę. Szedł do Genewy, gdzie trafił na Wilhelma ...
Victor z Potworem rozstali się, ale została złożona obietnica stworzenia "narzeczonej Frankensteina". Znów romantyzm wchodzi w grę - Potwór stał sie zły z powodu swojej samotności. Chciał mieć osobę ze swojego gatunku, która go pokocha. Victor nie wywiązał się z obietnicy.
Gdy wraz z Elizabeth pobrali się, Potwór ruszył za nimi, wcześniej zabijając ojca Victora oraz drugiego z jego braci. W noc poślubną zginęła Elizabeth. Victor postanowił wskrzesić ją, wykorzystując ciało Justine. Potwór zjawił się w domu Victora - straszliwa scena stworzenia i Elizabeth w monstrualnej aurze, która kochała Victora, ale też czuła się bliższa Potworowi, jako osoba tego samego gatunku .... postanowiła zabić się, paląć całą rezydencję.
Od tamtego momentu rozpoczął się pościg - Victor gonił Potwora, żeby go zabić, za wyrządzone sobie krzywdy. W ten sposób dochodzimy do początku filmu - Victor leży umierający w kabinie Waldena, a wszystkich przeraża krzyk Potwora, rozchodzący się po skutej lodem Arktyce. Zbliża się zło ...
Uff, tyle o treści. Rozpisałem się troszkę, ale też o to mi chodziło. Idąc dalej, zacznę od różnic z powieścią. W książce Mary Shelley, Victor wyruszył z Henry'm w podróż do Anglii, Szkocji i Irlandii. Zielona Wyspa okazała się mało przyjazna - Potwór podążał za nimi, zabijając Henry'ego, o co oskarżono Victora. Po procesie i uniewinnieniu, wraz z ojcem wrócił do Genewy. W książce prof. Waldman nie zginął, a Justine powieszono po wyroku sądu. Elizabeth została zabita przez Potwora, a Victor jej nie wskrzesza. Poznajemu też historię Felixa i jego ojca - dawni arystokraci, wykorzystani przez Turka, stali się biedakami, a córka oszusta została żoną Felixa. Przyznam szczerze, że te kilka odstępstw wyszło filmowi na dobre.
Widzimy romantyczne ideały na początku - zabawa w Boga, ale z czasem dostrzegamy ich konsekwencje. Trzeba pamiętać, że sama Shelley inspirowała się twierdzeniami Darwina. Swoją powieścią chciała pokazać, że człowiek nie jest w stanie samemu tworzyć życia. A raczej, wziąć za swoje dzieła odpowiedzialności.
Przemianę przechodzą główni bohaterowie - Potwór staje się bardziej ludzki - powstał z martwej materii, ale samotność mu doskwiera. Chciał być dobry, ale go przegoniono. Smuci się swoją pojedynczą egzystencją. Frankenstein, idealista i stwórca, z ofiary staje się potworem. Chce dopaść swoje "dzieło" i je zabić. Kieruje nim nienawiść. A z drugiej strony przestrzega Waldena przed zbytnim szaleństwem przy dążeniu do celu. Trzeba wiedzieć, kiedy należy się wycofać, co Walden w pewnym momencie rozumie. Kiedy puszczają lody, rozkazuje zawrócić do Anglii.
Aktorsko jest bardzo dobrze. Sir Kenneth Branagh, choć bardzo narcystycznie, idealnie pasował do roli Victora Frankensteina. Od romantyka do potwora. Jego gra zachwyca, choć nie tak jak w ekranizacjach sztuk wieszcza ze Stratford-upon-Avon.
Robert De Niro jako Potwór. Sam Branagh określił to celowym zabiegiem. Widząć De Niro, ludzie skupili się na nim, widząc jego pobudki, którymi się kierował. Zadając sobie pytanie: kto tu jest potworem?
Choć razi mnie trochę jego wyraz twarzy - nawet płacząc wyglądał jak wzięty żywcem z gangsterskiego filmu. Taką ma aparycję i styl, którego nawet doskonała charakteryzacja (swoją drogą nominacja do Oscara (R)) nie ukryje.
Helena Bonham-Carter jako słodka Elizabeth. Czuje się żal, wraz jej śmiercią. A potem, jako ożywiona budzi współczucie. Rola dramatyczna, acz trochę zwariowana. Idealna dla Bonham-Carter. Pamiętam, że w 2009 r., kilka miesięcy po obejrzeniu "Frankensteina" poszedłem do kina na "Harry Potter i Książę Pół Krwi". Tam wystąpiła w roli Beatrix Lastrange, ale dla mnie wciąż była Elizabeth.
Aidan Quinn, spotkał się z Robertem De Niro już drugi raz we wspólnym filmie. Wcześniej była to "Misja" Rolanda Joffe. Amerykanin, pochodzenia irlandzkiego (stąd imię Aidan) pasował do roli kapitana Waldena. Widać ten upór w dotarciu na Biegun, który wraz z opowieścią Frankensteina niknie. Dostrzega się przemianę, zwłaszcza po tragicznym końcu i decyzji o powrocie do Anglii.
Sir Ian Holm jako baron Frankenstein, to klasa światowa. Dobry ojciec i pan ziemski. Dba o swoich domowników, a zwłaszcza o syna Victora. Podobną miłością darzy Elizabeth, swoją siostrzenicę i w pewnym momencie synową. Moim zdaniem wybór sir Iana do roli leciwego Bilbo Bagginsa był idealny.
John Cleese - jedyna rola dramatyczna w karierze! Trochę mnie raziło z początku powierzenie Cleesowi odegrania postaci prof. Waldmana, ale z każdą minutą było coraz lepiej. Mądry człowiek z autorytetem nie śmieszył, mimo aparycji ex-Pythona.
Tom Hulce, czyli tytułowy "Amadeusz" jakoś nie zapadł mi w pamięć. Miał ten charakterystyczny śmiech z dzieła Milosa Formana, ale wydał mi się jedynie tłem dla reszty aktorów. Szkoda!
Richard Briers wystąpił za krótko, żeby go ocenić. Pasował idealnie do roli zmęczonego życiem starca, który dostrzegł w Potworze człowieczństwo.
Technicznie film prezentuje się wyśmienicie! Zdjęcia Rogera Pratta ("Batman", "Troja", "12 Małp", "Harry Potter i Komnata Tajemnic", "Dorian Gray") spisał się doskonale. Wspaniałe ujęcia Szwajcarii, przedstawienie postaci, czy dynamiczne ujęcia kamery, zwłaszcza w scenach tworzenia, jeszcze bardziej pogłębiają ich odbiór - widz ma wrażenie, że podąża za całym procesem i mechanizmami w maszynie Frankensteina.
Tim Harvey, współpracownik sir Kennetha, również spisał się na medal. Scenografia laboratorium - pierwsza klasa! Jedynie nominacja do BAFTA (R).
Charakteryzacja, wykonana przez Daniela Parkera, Paula Engelena, oraz Carol Hemming, zasługuje na najwyższe uznanie! Potwór przeraża i wygląda, jakby rzeczywiście powstał z fragmentów ciał kilku osób. Powinien być Oscar (R), a była tylko charakteryzacja.
Muzyka Patricka Doyle'a określona może być jednym słowem - przepiękna! Od samego początku filmu, słychać już muzyczną epopeję - http://www.youtube.com/watch?v=sdu05i8BRmE. Główny motyw, który mówi o wszystkim. Piękna muzyka z nocy poślubnej - http://www.youtube.com/watch?v=1PAua6v3w2s , która przypomina mi zachód Słońca nad Dunajem, który podziwiałem w Wiedniu, lata temu. A utwór ilustrujący tworzenie Potwora - http://www.youtube.com/watch?v=UjLyJt4YGx4 - bardzo złowrogi!
Ścieżka dźwiękowa to jedna z zalet filmu, która zawyża ocenę.
Podsumowując, sir Kenneth Branagh, triumfuje jako reżyser, aktor i producent filmu! Jego "Frankenstein" ze scenariuszem Franka Darabonta ("Skazani na Shawshank", "Zielona mila"), choć nie jest ekranizacją sztuki Szekspira, również zachwyca. Konflikt oświecenie-romantyzm, kompleks Boga, przemiana z ofiary w potwora (i na odwrót), ostrzeżenie przed zbyt szaleńczym dążeniem do celu - od strony treściowej warto się zapoznać. Nie jest to co prawda przełomowy film, ani bardzo filozoficzny, jednakże doceniam trud włożony w jego zrobienie. Strona technicza podoba się, a dodając muzykę i aktorstwo, można przymknąć oko na zmiany, w stosunku do powieści. Jeśli lubi się dobrze zrobione horrory z treścią, jak np. "Dracula" F.F. Coppoli, czy "Jeździec bez głowy" Tima Burtona, to "Frankenstein" sir Kennetha Branagha, to pozycja obowiązkowa!
Moja ocena: 9.9/10!
Victor Frankenstein w swej pasji tworzenia
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416851.1.jpg)
John Cleese jako prof. Waldman - bodajże jedyna rola dramatyczna w karierze ex-Pythona
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314142.1.jpg)
Pewnego dnia bezdomny zabija prof. Waldmana. Victor, który zbierał już "materiał" na ożywienie materii martwej, (de facto ożywił żabę), odnajduje idealny składnik - mózg profesora. Rozpoczyna się tworzenie, które przyniesie tylko śmierć i pożogę ... Victor tworzy Potwora (Robert De Niro), ale przerażony traci rozeznanie rzeczywistości i kładzie się spać. Rano nie ma Potwora ... uznaje, że to był sen.
Robert De Niro jako Potwór
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314150.1.jpg)
Po jakimś czasie, postanawia wrócić do Genewy - słyszy o zabiciu swojego brata Wilhelma. O zabójstwo oskarżono biedną Justine - tłum porywa ją z więzienia i wiesza. Rozpoczyna się dramat, bo o to Potwór daje o sobie znać. To on zabił Wilhelma oraz wrobił Justine. Victor odnajduje bestię w Alpach. W wyniku wysłuchanej opowieści, okazuje się, że Potwór uciekł z Ingolstadt, a potem trafił do domu pewnego Niemca - Felixa (Mark Hadfield). Otoż, Niemiec mieszkał tam z ojcem (Richard Briers) oraz siostrą Marie (Joanna Roth). Żyli ubogo, a Potwór po nocach pomagał im - rąbał drewno, orał pole, ale za dnia ukrywał się. Tam też przypomniał sobie ludzką mowę oraz umiejętność czytania. Ojciec, człowiek niewidomy pewnego dnia został odwiedzony przez Potwora - "oczami duszy" dostrzegł w nim pozytywną postać, ale Felix zobaczywszy monstrum przegonił je kijem. Od tego momentu Potwór stał się zły. Niszczył wszystko na swojej drodze. Aż w płaszczu, który zabrał z laboratorium Frankensteina, odnalazł dziennik swego stwórcy, na jego zgubę. Szedł do Genewy, gdzie trafił na Wilhelma ...
Helena Bonham-Carter jako Elizabeth
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416870.1.jpg)
Biedna Justine
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416857_1.1.jpg)
Victor z Potworem rozstali się, ale została złożona obietnica stworzenia "narzeczonej Frankensteina". Znów romantyzm wchodzi w grę - Potwór stał sie zły z powodu swojej samotności. Chciał mieć osobę ze swojego gatunku, która go pokocha. Victor nie wywiązał się z obietnicy.
Henry (Tom Hulce) i Elizabeth
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416859.1.jpg)
Gdy wraz z Elizabeth pobrali się, Potwór ruszył za nimi, wcześniej zabijając ojca Victora oraz drugiego z jego braci. W noc poślubną zginęła Elizabeth. Victor postanowił wskrzesić ją, wykorzystując ciało Justine. Potwór zjawił się w domu Victora - straszliwa scena stworzenia i Elizabeth w monstrualnej aurze, która kochała Victora, ale też czuła się bliższa Potworowi, jako osoba tego samego gatunku .... postanowiła zabić się, paląć całą rezydencję.
Victor i Elizabeth po ślubie
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314130.1.jpg)
Od tamtego momentu rozpoczął się pościg - Victor gonił Potwora, żeby go zabić, za wyrządzone sobie krzywdy. W ten sposób dochodzimy do początku filmu - Victor leży umierający w kabinie Waldena, a wszystkich przeraża krzyk Potwora, rozchodzący się po skutej lodem Arktyce. Zbliża się zło ...
Potwór (Robert De Niro)
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/416874.1.jpg)
Uff, tyle o treści. Rozpisałem się troszkę, ale też o to mi chodziło. Idąc dalej, zacznę od różnic z powieścią. W książce Mary Shelley, Victor wyruszył z Henry'm w podróż do Anglii, Szkocji i Irlandii. Zielona Wyspa okazała się mało przyjazna - Potwór podążał za nimi, zabijając Henry'ego, o co oskarżono Victora. Po procesie i uniewinnieniu, wraz z ojcem wrócił do Genewy. W książce prof. Waldman nie zginął, a Justine powieszono po wyroku sądu. Elizabeth została zabita przez Potwora, a Victor jej nie wskrzesza. Poznajemu też historię Felixa i jego ojca - dawni arystokraci, wykorzystani przez Turka, stali się biedakami, a córka oszusta została żoną Felixa. Przyznam szczerze, że te kilka odstępstw wyszło filmowi na dobre.
Widzimy romantyczne ideały na początku - zabawa w Boga, ale z czasem dostrzegamy ich konsekwencje. Trzeba pamiętać, że sama Shelley inspirowała się twierdzeniami Darwina. Swoją powieścią chciała pokazać, że człowiek nie jest w stanie samemu tworzyć życia. A raczej, wziąć za swoje dzieła odpowiedzialności.
Przemianę przechodzą główni bohaterowie - Potwór staje się bardziej ludzki - powstał z martwej materii, ale samotność mu doskwiera. Chciał być dobry, ale go przegoniono. Smuci się swoją pojedynczą egzystencją. Frankenstein, idealista i stwórca, z ofiary staje się potworem. Chce dopaść swoje "dzieło" i je zabić. Kieruje nim nienawiść. A z drugiej strony przestrzega Waldena przed zbytnim szaleństwem przy dążeniu do celu. Trzeba wiedzieć, kiedy należy się wycofać, co Walden w pewnym momencie rozumie. Kiedy puszczają lody, rozkazuje zawrócić do Anglii.
sir Kenneth Branagh
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314136.1.jpg)
Dziadek (Richard Briers) i Potwór
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314140.1.jpg)
Robert De Niro jako Potwór. Sam Branagh określił to celowym zabiegiem. Widząć De Niro, ludzie skupili się na nim, widząc jego pobudki, którymi się kierował. Zadając sobie pytanie: kto tu jest potworem?
Choć razi mnie trochę jego wyraz twarzy - nawet płacząc wyglądał jak wzięty żywcem z gangsterskiego filmu. Taką ma aparycję i styl, którego nawet doskonała charakteryzacja (swoją drogą nominacja do Oscara (R)) nie ukryje.
Helena Bonham-Carter jako słodka Elizabeth. Czuje się żal, wraz jej śmiercią. A potem, jako ożywiona budzi współczucie. Rola dramatyczna, acz trochę zwariowana. Idealna dla Bonham-Carter. Pamiętam, że w 2009 r., kilka miesięcy po obejrzeniu "Frankensteina" poszedłem do kina na "Harry Potter i Książę Pół Krwi". Tam wystąpiła w roli Beatrix Lastrange, ale dla mnie wciąż była Elizabeth.
Aidan Quinn, spotkał się z Robertem De Niro już drugi raz we wspólnym filmie. Wcześniej była to "Misja" Rolanda Joffe. Amerykanin, pochodzenia irlandzkiego (stąd imię Aidan) pasował do roli kapitana Waldena. Widać ten upór w dotarciu na Biegun, który wraz z opowieścią Frankensteina niknie. Dostrzega się przemianę, zwłaszcza po tragicznym końcu i decyzji o powrocie do Anglii.
sir Ian Holm jako baron Frankenstein
(źródło: http://filmdope.com/Gallery/ActorsH/8137-12277.jpg)
Sir Ian Holm jako baron Frankenstein, to klasa światowa. Dobry ojciec i pan ziemski. Dba o swoich domowników, a zwłaszcza o syna Victora. Podobną miłością darzy Elizabeth, swoją siostrzenicę i w pewnym momencie synową. Moim zdaniem wybór sir Iana do roli leciwego Bilbo Bagginsa był idealny.
John Cleese - jedyna rola dramatyczna w karierze! Trochę mnie raziło z początku powierzenie Cleesowi odegrania postaci prof. Waldmana, ale z każdą minutą było coraz lepiej. Mądry człowiek z autorytetem nie śmieszył, mimo aparycji ex-Pythona.
Tom Hulce, czyli tytułowy "Amadeusz" jakoś nie zapadł mi w pamięć. Miał ten charakterystyczny śmiech z dzieła Milosa Formana, ale wydał mi się jedynie tłem dla reszty aktorów. Szkoda!
Richard Briers wystąpił za krótko, żeby go ocenić. Pasował idealnie do roli zmęczonego życiem starca, który dostrzegł w Potworze człowieczństwo.
Technicznie film prezentuje się wyśmienicie! Zdjęcia Rogera Pratta ("Batman", "Troja", "12 Małp", "Harry Potter i Komnata Tajemnic", "Dorian Gray") spisał się doskonale. Wspaniałe ujęcia Szwajcarii, przedstawienie postaci, czy dynamiczne ujęcia kamery, zwłaszcza w scenach tworzenia, jeszcze bardziej pogłębiają ich odbiór - widz ma wrażenie, że podąża za całym procesem i mechanizmami w maszynie Frankensteina.
Arktyka
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314141.1.jpg)
Tim Harvey, współpracownik sir Kennetha, również spisał się na medal. Scenografia laboratorium - pierwsza klasa! Jedynie nominacja do BAFTA (R).
Victor Frankenstein i "elementy" jego dzieła
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/10/30/1030/314146.1.jpg)
Charakteryzacja, wykonana przez Daniela Parkera, Paula Engelena, oraz Carol Hemming, zasługuje na najwyższe uznanie! Potwór przeraża i wygląda, jakby rzeczywiście powstał z fragmentów ciał kilku osób. Powinien być Oscar (R), a była tylko charakteryzacja.
Muzyka Patricka Doyle'a określona może być jednym słowem - przepiękna! Od samego początku filmu, słychać już muzyczną epopeję - http://www.youtube.com/watch?v=sdu05i8BRmE. Główny motyw, który mówi o wszystkim. Piękna muzyka z nocy poślubnej - http://www.youtube.com/watch?v=1PAua6v3w2s , która przypomina mi zachód Słońca nad Dunajem, który podziwiałem w Wiedniu, lata temu. A utwór ilustrujący tworzenie Potwora - http://www.youtube.com/watch?v=UjLyJt4YGx4 - bardzo złowrogi!
Ścieżka dźwiękowa to jedna z zalet filmu, która zawyża ocenę.
Podsumowując, sir Kenneth Branagh, triumfuje jako reżyser, aktor i producent filmu! Jego "Frankenstein" ze scenariuszem Franka Darabonta ("Skazani na Shawshank", "Zielona mila"), choć nie jest ekranizacją sztuki Szekspira, również zachwyca. Konflikt oświecenie-romantyzm, kompleks Boga, przemiana z ofiary w potwora (i na odwrót), ostrzeżenie przed zbyt szaleńczym dążeniem do celu - od strony treściowej warto się zapoznać. Nie jest to co prawda przełomowy film, ani bardzo filozoficzny, jednakże doceniam trud włożony w jego zrobienie. Strona technicza podoba się, a dodając muzykę i aktorstwo, można przymknąć oko na zmiany, w stosunku do powieści. Jeśli lubi się dobrze zrobione horrory z treścią, jak np. "Dracula" F.F. Coppoli, czy "Jeździec bez głowy" Tima Burtona, to "Frankenstein" sir Kennetha Branagha, to pozycja obowiązkowa!
Moja ocena: 9.9/10!
P.S. Mary Shelley miała tak ciekawe życie, że aż dziwi mnie, iż nikt nie zekranizował jej historii. Aha, zmarła w 1851 r. i pochowano ją na cmentarzu koło katedry w Bournemouth. Polecam odwiedzić tamto miasto, które zainspirowało kiedyś i samego J.R.R. Tolkiena.
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/10/30/1030/7168103.3.jpg?l=1264216941000)
To nie jest recenzja... Recenzja nie ma w sobie spojlerów
OdpowiedzUsuńSuper ♥️
OdpowiedzUsuń