Dziś będzie o filmie produkcji hongkońskiej z roku 2000. "Spragnieni miłości", bo o nim mowa, to obraz przedstawiający losy dwojga ludzi, mających ze sobą romans. Film ten wyreżyserował - Kar Wai Wong - twórca pochodzący z ChRL. To już kolejna azjatycka produkcja, którą udało mi się w życiu obejrzeć, a raczej wysiedzieć.
Pani Chan i pan Chow
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/15/08/1508/233498.1.jpg)
Pani Chan (Maggie Cheung) wprowadza się wraz z mężem do pokoiku, gdzieś w Hong Kongu. Jest to rok 1960. Jej małżonek, z racji zawodu handlowca, co chwila jeździ za granicę. A pani Chan otrzymuje od niego różne prezenty. Sama czuje się samotna.
Pani Chan
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/15/08/1508/233480.1.jpg)
Chow Mo-wan (Tony Leung Chiu Wai) jest sąsiadem pani Chan. Mieszka z żoną w wynajmowanym pokoiku, tuż obok. Pani Chow, podobnie do pana Chana, również jeździ za granicę w interesach, a jej mąż, samotnie spędza dni, gdyż pracuje jako dziennikarz w jednej z hongkońskich gazet na drugą zmianę.
Pan Chow
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/15/08/1508/233492.1.jpg)
Spotykając się za dnia, zaczynają romans. Trudny, ale za to pełen pożądania. Z czasem okazuje się, że pani Chow przywozi mężowi identyczne przedmioty, do tych zakupowanych przez pana Chana. Nawet torebki obu pań są takie same. Małżonkowie kochanków jeżdżą w te same miejsca, też mając romans.
Chow i Chan nie potrafią już żyć w romansie, mimo, że czują się samotni. Chow decyduje się na wyjazd do Singapuru. Potem się już nie zobaczą więcej, choć wiemy, że o sobie myśleli.
Razem w taksówce
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/15/08/1508/233484.1.jpg)
Tyle o treści. Romans, ale nudnawy. Nie chodzi mi o brak scen erotycznych, ale raczej o płytkość psychologiczną. Nie ma tutaj głębi ich uczuć. Kochankowie, którzy przerywają w pewnym momencie swój romans. On jedzie do Singapuru i nie wraca. Taką historię określiłbym dwoma słowami: "słaby scenariusz". Wydaje mi się, że cała ta opowieść jest bardzo sztuczna i nużąca dla widza.
Aktorzy - w zasadzie dwójka głównych, to postacie z papieru. Nie pokazują swoich rozterek. Tylko się spotykają i nic więcej. Oboje spotkają się potem na planie "Hero", gdzie wcielą się w postacie spiskowców - tam wypadną znacznie lepiej.
Zdjęcia Christophera Doyle'a ("Polowanie na króliki") są wykonane przyzwoicie. Ruchy kamery płynne, oświetlenie, a czasami zaciemnienie podoba się. Niestety, nie są to jeszcze ujęcia z "Hero", ani widoczki Australii z "Polowania na króliki". Szkoda.
Muzyka Michaela Galasso nie zapada niestety w pamięć. Jeden główny motyw i w zasadzie tyle (http://www.youtube.com/watch?v=nWbUEB60F4I). Ładnie zagrany, ale nie jest to ścieżka dźwiękowa, którą ludzie będą rozpoznawać.
Podsumowując, Kar Wai Wong nakręcił nieudany romans psychologiczny. Choć trwa "tylko" 94 min, to po kwadransie ma się go dosyć. Brak happy endu uznałbym za plus, ale najpierw trzeba wytrwać do końca. Za słabe aktorstwo również odejmuję składową oceny końcowej. Niestety, szkoda czasu, dlatego nie polecam. Albo bardziej poprawnie politycznie - oglądanie na własne ryzyko.
Moja ocena: 5.0/10
(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/15/08/1508/7491586.3.jpg?l=1348980714000)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz