środa, 25 grudnia 2013

"Krwawa niedziela" (2002)

W oczekiwaniu na najnowszego "Hobbita", mimo świątecznej atmosfery, można przejść do tematu niezbyt przyjemnego, ale zarazem bardzo refleksyjnego, czyli starć w Ulsterze. Irlandia Północna, od powstania Wolnego Państwa Irlandzkiego (1922), aż do 2005 r. była miejscem wielu krwawych starć.
Z jednej strony działała IRA, a z drugiej Irish Home Guards. Napisałem na ten temat więcej, przy okazji recenzji "Wiatru buszującego w jęczmieniu". Jednak niniejszy film dotyczy momentu zwrotnego w całej tej historii.

"Krwawa niedziela" (ang. Bloody Sunday, irl. Domhnach na Fola) w (London-)Derry miała miejsce naprawdę w dniu 30 stycznia 1972 r. Paul Greengrass ("Ultimatum Bourne'a", "Lot 93") przedstawił tamte tragiczne wydarzenia w sposób paradokumentalny. Wiele scen kręcono z ręki - kamera trzęsie się. Jaki był efekt ostateczny?

Rzeczonego 30 stycznia 1972 r., Ivan Cooper (James Nesbitt) - lokalny poseł do północnoirlandzkiego parlamentu (w latach 1922-1972 Irlandia Północna, jako jedyna część składowa Zjednoczonego Królestwa miała swój oddzielny parlament, będący kontynuacją ciała ustawodawczego z czasów, gdy cała Irlandia wchodziła w skład Królestwa) zorganizował pokojową manifestację.  Była ona sprzeciwem wobec zaostrzonego prawa w Ulsterze - zawieszenie Habeas Corpus Act 1679 oraz możliwość aresztowania każdego bez wyroku sądu, wystarczyło podejrzenie o przynależność do IRA. Ta organizacja dawała we znaki brytyjskim władzom, stąd takie zachowanie konserwatystów pod przewodnictwem premiera Edwarda Heatha (u którego ministrem była Margaret Thatcher). Co należy dodać, manifestacja ta była nielegalna.

James Nesbitt jako Ivan Cooper
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/85/32885/291948.1.jpg)

Do jej tłumienia wysłano Royal Ulster Constabulary (Policję - obecnie to Police Service of Northern Ireland) i Irish Home Guards. A teraz najważniejsze, gdyż był fakt ukrywany przez 30 lat - przybył tam także 1szy Regiment Spadochronowy, którym dowodził wtedy gen. Robert Ford (Tim Pigott-Smith).

Nie bez znaczenie jest też fakt, iż w szeregach manifestantów szli bojownicy IRA. Przejdźmy jednak do sedna. W czasie marszu, jeden z żołnierzy z Regimentu Spadochronowego, przypadkiem wystrzelił, zabijając jedną osobę. Rozpoczęła się strzelanina, w wyniku której zginęło 13 osób. Brytyjscy żołnierze, postanowili nagiąć rzeczywistość. Niektórym z zabitych dali do ręki broń i wezwali media. Obraz był jednoznaczny. Bojownicy IRA ostrzelali wojsko. Wiemy, że gen. Ford otrzymał za stłumienie zamieszek odznaczenie od samej Elżbiety II. Parlament w Belfaście zawieszono, a Ulster był zarządzany bezpośrednio z Londynu na mocy zasady "direct rule".

Wojsko w akcji
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/85/32885/291931.1.jpg)

Komisja rządowa, powołana przez premiera Heatha wykazała, to co założono - IRA zaatakowała żołnierzy. Na dokumenty nałożono sądownie "Gag Order". Przez 30 lat nikt nie znał prawdy. Kiedy w 2002 r. wyszła na jaw, Greengrass postanowił nakręcić film, żeby oddać hołd ofiarom zajść i rozpowszechnić prawdę.

James Nesbitt, którego grę chwaliłem przy okazji "Hobbita", tutaj jest postacią pierwszoplanową. Radzi sobie doskonale, stąd sir Peter Jackson wiedział kogo należy zatrudnić jako Bofura. Nesbitt jako centralna postać całej historii, czyli Ivan Cooper, zachwyca realizmem. Widać u niego strach o manifestantów, czy też o samego siebie. Nie trudno się dziwić, gdy strzelają, każdy chce uciec, ale on chciał przewodzić marszowi do samego końca. Lokomotywa dla jego kariery, która z Ulsteru wyszła w świat.

Tim Pigott-Smith ("Johnny English", "Gangi Nowego Jorku") w roli gen. Forda. Moim zdaniem jest to aktor stworzony do ról wojskowych (podobna rola w serialu "Morderstwa w Midsomer"), szefów wywiadu ("V jak Vendetta"), ministrów ("Quantum of Solace"), czy też mało przyjemnych lordów. Tutaj widzimy doświadczonego wojskowego, który też do końca nie zna sytuacji nie bieżąco, ale bierze na siebie odpowiedzialność za swoich podwładnych. A potem tuszuje prawdę. Moim zdaniem trafny wybór twórców.

Słynna scena, która miała miejsce w rzeczywistości - ks. Edward Daly machający zakrwawioną białą chusteczką do żołnierzy
(źródło: http://1.fwcdn.pl/ph/28/85/32885/291945.1.jpg)

Oryginalne zdjęcie z 1972 r.
(źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/2/28/Edward_Daly_Bloody_Sunday.jpg)

Od strony aktorskiej jest dobrze. Teraz pytanie o formę. Paradokument, ale coś lepszego niż "Sensacje XX wieku". Rozumiem, że w pewnych miejscach Greengrass musiał wstawić fikcję, ale nie zaburza to rzeczywistości. Jakby to ująć, wstawki są wyważone i nie budują taniej sensacji. Jedynie uzupełniają braki.

Zdjęcia Ivana Strasburga, operatora produkcji telewizyjnych, niby nieprofesjonalne (filmowanie z ręki, trzęsąca się kamera), są wykonane dobrze. Sceny strzelanin - kamerzysta jak gdyby ucieka, uchyla się. Wszystko też sfilmowano w metalicznej poświacie, doskonale oddającej tamte wydarzenia.

Muzyka Dominica Muldowney'a ("Drużyna Sharpe'a", "Wallander: Psy z Rygi") nie powala na kolana. Szybko się o niej zapomina. Jedynie piosence zespołu U2 pt. "Sunday Bloody Sunday" w napisach końcowych warto poświęcić więcej czasu (http://www.youtube.com/watch?v=LQZLPV6xcHI).

Podsumowując, Paul Greengrass stworzył ciekawy film telewizyjny będący hołdem dla ofiar tytułowej "Krwawej niedzieli". Oszczędna forma paradokumentu, metaliczna poświata i piosenka U2. A przede wszystkim rozpowszechnienie prawdy o tamtych wydarzeniach, podane w oryginalnej formie filmowej, z rolą życia Jamesa Nesbitta. Na deser BAFTA (R) za najlepsze zdjęcia oraz Złoty Niedźwiedź na festiwalu w Berlinie.

Moja ocena: 9.0/10.


(źródło: http://1.fwcdn.pl/po/28/85/32885/6938592.3.jpg?l=1367290259000)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz